Od Autorek: Uwaga, uwaga, newsy z ostatniej chwili !! [...] No ten teges... Jestem leniwa. Nie chce mi się nawet tego przeczytać, no ale Mad się napracowała, żeby stworzyć takie oto opowiadanie, doceniam (że jej się chciało i umiała napisać), przepraszam (że nie przeczytałam wciąż po mimo ciągłych upomnień) i trwam w nadziei (że wam się spodoba) . To tyle. Wiem, nie potrafię dziś napisać ciekawej notki (w sumie nigdy nie potrafię no ale...) no ale dziś rozprasza mnie coś najbardziej, kurcze powiedziałabym co ale to chyba nie na tym blogu... P.S. Pozdro i czytać !!!
Muzodajnia.pl od NajaranejAndNaćpanej.com ;)
Od kiedy tylko padło imię Louisa, moje myśli zbiegały się tylko w tym
jednym punkcie. Czułam się zaintrygowana zaistniałą sytuacją, tym
dlaczego ten chłopak nie chodził z innymi do Oksfordu tylko siedział w
domu i, jak wynikało ze słów Mirandy, pracował nad płytą. To było w
rzeczy samej niezwykłe, bo skoro inni mogli studiować, czemu i on tego
nie robił? Jednak nie napalałam się na kolejną gwiazdę, bardziej na
możliwość poznania nowego kolegi, byłam ciekawa jak wygląda, czy też
jest taki wygadany i bezpośredni jak reszta. Coś tu wyraźnie pachniało
tajemnicą, co tylko zaostrzało mój apetyt.
Zauważyłam za to, że
chłopcy świetnie orientują się w domu, musieli często tutaj bywać, bo
machinalnie przechodzili z pokoju do pokoju, nawet się nie wahając w tym
labiryncie. Doszliśmy do końca korytarza po lewej. Drzwi jednego z
pokojów były leciutko uchylone, tak że słyszałam jakiś podkład z płyty,
puszczonej dość cicho, bo widocznie była tylko akompaniamentem dla
chłopaka, który grał coś na fortepianie, siedząc wyprostowany obok.
Dźwięki wymykające się spod jego palców tworzyły zgraną harmonię, widać było, że dobrze wie co robi.
Nie
mogłam zobaczyć jego twarzy, bo siedział tyłem do drzwi, ale
zauważyłam, że był dość drobnej budowy, jego ramiona nie były tak
szerokie jak u innych, a tułów bardzo smukły.
Chłopak widocznie zdał sobie sprawę z naszej obecności, bo przestał grać i zsunął ręce z klawiszy, powoli zamykając fortepian.
-
Cześć LouLou. – wylewnie powiedział Harry i zanim zdążyliśmy coś
zrobić, już podbiegł do kolegi i objął go za szyję męskim uściskiem.
-
Och, Hazzz…. Też się cieszę, że cię widzę, ale mnie dusisz. – kiedy
usłyszałam jego głos, jakoś nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Był…
niebywale delikatny i wysoki, zupełnie oryginalny. A przy tym zupełnie
ładny.
- Rzuć te nuty, przyprowadziliśmy gościa. – dodał znacząco
Harry, który rozpromieniony patrzył na Louisa. Od razu można było
dostrzec, że loczek bardzo go lubił, stale przebywał blisko.
Tamten
odwrócił się tak, że w końcu mogłam mu się przyjrzeć. Patrząc na jego
twarz nie mogłam określić jej inaczej niż piękna. Skóra o blado
brzoskwiniowym odcieniu świetnie kontrastowała z lazurowo-niebieskimi
oczami, okolonymi długim wachlarzem ciemnych wijących się ku górze rzęs.
Jego oczy także miały kształt lekko podłużny, bardziej migdałowy.
Dostrzegłam, jak subtelnie wyostrzone miał rysy twarzy, jak delikatnie
wyeksponowane kości policzkowe… w niemal dziewczęcy sposób. Do tego
mały, kształtny nos i bladoróżowe ładne usta, dopełniające całości.
Kasztanowe proste włosy tworzyły artystyczny nieład, gdzieniegdzie
zachodząc na jego czoło i uszy, ale ogólnie pozostając w chaotycznej
kompozycji. Miał na sobie szary rozpinany sweterek i czarne rurki, które
sprawiały, że wydawał się jeszcze szczuplejszy. Kiedy wstał
stwierdziłam, że nie mógł mieć więcej niż 175- 177 cm wzrostu. Szczerze
mówiąc, to nie widziałam jeszcze nigdy nikogo piękniejszego, jeśli tak
można określić chłopaka.
- Gościa mówisz…. Ja nie wiem, co wy
robicie na studiach. Znowu podrywacie zamiast się uczyć. – zaśmiał się
miło i melodyjnie, w końcu zwracając na mnie uwagę. – Cześć. –
powiedział, zbierając z fortepianu zapisane kartki i podchodząc do nas.
Podał mi rękę. – Louis Tomlinson, ci idioci mówią na mnie Lou, a ty mów
jak chcesz, byle nie Luizo. – kiedy po raz kolejny się uśmiechnął, w
jego policzkach pojawiły się dołeczki, podobnie jak u Harolda.
- Ok,
mam na imię Magda. – dodałam śmiało. Z jego twarzy ani na chwilę nie
schodził uśmiech. Nie mogłam mu się uważnie przyjrzeć, bo cały czas
kręcił się po pokoju, opowiadając o natchnieniu, podczas pisania tekstu i
ogarniając pokój, tak żebyśmy mogli zacząć się uczyć. Wyglądał na żywy
wulkan energii.
- To nad czym pracujesz Lou? – Liam zaciekawiony
podszedł do fortepianu i zaczął czytać notatki, zrobione przed szatyna
wcześniej.
- Mam całość nowej piosenki, ale teraz nie będziemy się
tym zajmować, bo mamy gościa. To by było takie nie w dobrym stylu, jak
by powiedziała Miranda.
- Oj, przestań. Maddie chętnie posłuchałaby naszych kawałków, co nie? – Niall rzucił mi szybkie spojrzenie pełne nadziei.
-
Irlandczyku mój kochany, podrywanie dziewczyn na muzykę wychodzi z
mody, wiesz? Gitara, zachód słońca, tak dalej,… może i romantyczne, ale
zależy dla kogo. – odpowiedział Louis, zanim zdążyłam choćby kiwnąć
głową. – Chyba, że bardzo chcesz posłuchać ich jęczenia.
- Odezwał się ten, co nie jęczy. – zaśmiał się Zayn.
- Coś ty powiedział? – oburzył się Lou – Nie odzywam się do ciebie Malik.
-
Wiecie co… ja bardzo chętnie posłucham waszej próby, pod warunkiem, że
najpierw nauczę loczka gramatyki. – powiedziałam przekornie, wskazując
głową Harry’ ego, który wraz z Liamem przeglądał jakąś książkę, siedząc
na sofie.
- Próbuj, ale oporni są. – stwierdził Tomlinson, wyglądając
przez okno. – No, może później też do was dołączę, to ci z nimi pomogę.
- Myślę, że sobie poradzę.
- Nie znasz ich tak dobrze jak ja. Ok., to się rozgośćcie, ale co wam będę powtarzał…- zakończył, kierując się do drzwi.
- A ty gdzie idziesz? – poderwał głowę Zayn.
- Przyniosę coś do jedzenia. Zayn, wybacz, ale stracisz mnie z oczu na całe 5 minut…. Też będę tęsknił. – zażartował.
- Żadnej marchewki! – wrzasnął za nim Niall, ale Louisa już nie było w zasięgu wzroku.
- Czemu marchewki? Co ty masz do tego warzywa?- zagadnęłam, odwracając się do blondyna.
- Lou ma fioła na punkcie marchewki i wszystkiego co pomarańczowe. Momentami to męczące.
- Brzmi ciekawie.
-
Nie wiesz jeszcze, co mówisz. – uśmiechnął się łagodnie Niall,
dyskretnie dotykając mojej ręki, niby przypadkowo. Żeby wybrnąć z
niezręcznej sytuacji, sięgnęłam po książkę do angielskiego.
- Hazz!
Chodź, do nogi! – przywołałam Stylesa, który nawet się nie obraził o
porównanie do psa. Chociaż, w sumie wątpiłam, żeby Harry mógł się o
cokolwiek obrazić, on był taki prostolinijny i dobroduszny. Może trochę
naiwny. Przybiegł i usiadł koło mnie, tym samym Niall zrezygnował i
ustąpił mu miejsca, bo robiło się trochę ciasno, gdy tyłek loczka
wcisnął się pomiędzy nas.
- Ale, że już? – zapytał niewinnie Harold, patrząc niechętnie na materiały w moich rękach.
-
A kiedy? Później sobie pośpiewacie. Do lekcji. – zarządziłam. – Hmm,
wszyscy…- dodałam szybko, widząc, jak wszyscy poza Harrym rozeszli się
po pokoju, udając zaabsorbowanych czymś innym. Zrobili cierpiętnicze
miny, ale posłusznie ulokowali się koło mnie. Po czasie i ja
stwierdziłam, że wygodniej będzie jednak na podłodze, tym bardziej, że
Louis miał miękki biały puchaty dywanik, idealny do tarzania się po
ziemi.
Kiedy Louis wrócił do pokoju z zapasami na dzisiaj, byliśmy
już na dobrej drodze do nauczenia się czegokolwiek, a Harry czytał na
głos tekst o zastosowaniu passivów.
- Świetnie ci idzie Haroldzie,
ale przerwa! – Lou wymownie na niego spojrzał, po czym rzucił w niego
jedną paczką chipsów. Loczek dostał w twarz, bo nie spodziewał się
takiego zagrania.
- Ja powiem kiedy jest przerwa, a on jeszcze nie
skończył. – postawiłam się Louisowi. Nie przejął się tym zupełnie,
tylko lekko popchnął Liama i dołączył do kręgu, podkładając sobie
poduszkę pod głowę.
- Marudzisz, założę się, że on już to doskonale rozumie…. Dobra. Co przerabiacie?- westchnął widząc moje spojrzenie.
- Grammar z trzech unitów. – wyrecytował Harry.
Szatyn spojrzał mi przez ramię i przez chwilę czytał to, co analizowaliśmy wcześniej.
- To łatwe, już to miałem. – stwierdził, bazgrząc po książce Liama.
Chciałam
powiedzieć coś innego, ale to wyglądało na dobrą okazję do zadania
pytania, które mnie dręczyło od początku. Wzięłam żelka i odwróciłam się
do Lou.
- Gdzie się właściwie uczysz? – spytałam. – Harvard, czy jakaś inna uczelnia?
Wszyscy
podnieśli głowy i zapanowała dziwna, przenikająca do szpiku kości
cisza. Louis tylko dyskretnie się uśmiechnął, nie patrząc na mnie.
-
Powiedzmy, że mam indywidualny tok nauczania. – stwierdził.- A
właściwie to, może nie zauważyłaś, ale jestem od was rok starszy.
-
No nie zauważyłam, twoje zachowanie pasuje bardziej do dwunastolatka. –
dowaliłam. Nie tylko zawsze wiedział co powiedzieć, o nie.
- O to
chodzi. Robię to z premedytacją, przecież to widać. – powiedział,
zachowując powagę.- Przy tych tutaj muszę się odmładzać.
- Ale czasami tak cię ponosi, że się zapominasz. – wtrącił Liam.
- Proszę cię, mówisz, jakby to było coś złego. Ja się dobrze bawię, bo chyba o to chodzi, co nie?
-
Ja się zgadzam. – przyznałam, za co chłopak obdarował mnie pięknym
uśmiechem. – Ale żelków wam nie dam! – powiedziałam, żeby nie było za
słodko i zabrałam Niallowi torebkę. Czekałam na reakcję.
- Jeszcze
zobaczymy! – odgrażał się Louis. Wymienił szybkie spojrzenie z Harrym, a
potem zanim zdążyłam zerwać się do ucieczki, zaczęli mnie łaskotać, tak
więc byłam otoczona. I tak jakoś, kiedy pokładałam się ze śmiechu,
wijąc się na dywanie z Lou i Hazzą, Liam cichaczem zabrał mi żelki.
Łaskotki niestety miałam nie z tej ziemi.
- Dobra, już starczy, no!
Wygraliście! – wydyszałam, odpychając ich lekko. Harry odpuścił, a Lou
chwilę po nim, uwalniając mnie. Byłam zła na siebie, że tak łatwo mnie
pokonali, ale w końcu było ich więcej. - Małpiszony z was paskudne. –
usiadłam na poduszce, poprawiając włosy, które mi oczywiście
rozczochrali.
- Podzielimy się. – przy moim boku od razu pojawił się
Niall ze szklanką coli. Podziękowałam mu spojrzeniem, bo naprawdę przez
to zrobiło mi się gorąco. Wzięłam od niego napój, chłód coli od razu
mnie orzeźwił. Chłopcy wspaniałomyślnie się z nim zgodzili i zajadaliśmy
się słodyczami przez dobrą godzinę, dopóki Harry nie stwierdził, że
zaraz zwymiotuje. Na szczęście nam tego oszczędził
Pozorna
luźna atmosfera nie uśpiła jednak mojej czujności. Obserwowałam Louisa,
jego tajemniczość naprawdę mi się nie podobała. Nauczanie indywidualne,
no jasne, ale… czemu i jak? Nie byłam głupia, powody takiego systemu
nie były raczej błahe. A oni wszyscy wyraźnie omijali ten temat.
Zamierzałam się dowiedzieć, prędzej czy później, każdym kosztem.
Czas
gonił i to jak z bicza strzelił. Kiedy po jakimś czasie zerknęłam na
zegar z myszką Mickey, stojący na półce, trochę się przestraszyłam.
- O, kurczę, chłopaki już późno! Za pół godziny muszę być w internacie. – stwierdziłam nerwowo, zaczynając się zbierać.
-
Spoko Maddie, to szmat czasu. – uspokajał Hazza. – A tak właściwie to
pomagasz mi, znaczy nam, w lekcjach. To na rzecz szkoły.
- Tak,
wiesz, marnujesz swój czas po zajęciach, douczając tych kretynów, którzy
przez większą część roku wagarują. – tylko Lou mógł coś takiego
powiedzieć. Uniosłam kąciki ust do góry.
- Ej! – zbuntowali się chórem Niall, Liam, Zayn i Harry.
- Oj, wiecie dobrze, że większość roku spędzamy w trasie.
- Trasie? – zainteresowałam się.
- No, tak. Zaczynamy ją jakoś za miesiąc. I trochę potrwa. – wyjaśnił Niall, spuszczając wzrok.
-
No, faktycznie. – uśmiechnęłam się do nich, choć trochę zmartwiła mnie
wiadomość, że niedługo wyjadą wszyscy i będę skazana na nudne popołudnia
z nauką. – Dobra, tak czy inaczej… panowie, stwierdzam, że my się nie
uczymy. – dodałam, rozglądając się po pokoju. Było tu dosłownie
wszystko, ale książki leżały poskładane, tak jak były na początku.
Prawie nieruszone.
- Nikt nie musi wiedzieć, co robimy. Podaje się oficjalną wersję.
- To brzmi poważnie Horan.
- Morda. Pomagam. Maddie, zostań jeszcze, a potem Li odwiezie cię przed ciszą nocną.
-
No, skoro nalegacie. – podniosłam się, by rozprostować kości. Może to i
trochę naginało zasady, ale z drugiej strony było kuszące.
Siedzieliśmy
tak jeszcze do za piętnaście dziesiąta. Oglądaliśmy telewizję, głośno
komentując durnowaty teleturniej, Louis wpadł przy tym na pomysł zabawy w
chowanego i tak się schował, że szukałam go z Niallem przez dobre pół
godziny. Liam odwiózł mnie na styk 22. Wieczór ten mogłam nazwać
wyjątkowym, był inny niż dotychczasowe, a ja spędzałam go z moimi
sławnymi kolegami. Już stali się częścią mojego nowego życia, choć
pewnie nie zdawali sobie z tego sprawy. Wiedziałam, że czeka mnie
konfrontacja z Cathy i całą szkołą w tej sprawie, ale teraz, gdy
szczęśliwa wracałam do internatu, jakoś nie martwiłam się niczym. Dawno
się tak dobrze nie bawiłam. A Louis… on po prostu był wyjątkowy.
świetny, czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
http://do-you-know-i-still-love-you.blogspot.com/
Ten blog jest fantastyczny!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. I mam nadzieję że taka duża przerwa była spowodowana końcem roku.
Pozdrawiam. Nokachi