sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 8

Od Autorek: Uwaga, uwaga, newsy z ostatniej chwili !! [...] No ten teges... Jestem leniwa. Nie chce mi się nawet tego przeczytać, no ale Mad się napracowała, żeby stworzyć takie oto opowiadanie, doceniam (że jej się chciało i umiała napisać), przepraszam (że nie przeczytałam wciąż po mimo ciągłych upomnień) i trwam w nadziei (że wam się spodoba) . To tyle. Wiem, nie potrafię dziś napisać ciekawej notki (w sumie nigdy nie potrafię no ale...) no ale dziś rozprasza mnie coś najbardziej, kurcze powiedziałabym co ale to chyba nie na tym blogu... P.S. Pozdro i czytać !!!


Muzodajnia.pl od NajaranejAndNaćpanej.com ;)
Od kiedy tylko padło imię Louisa, moje myśli zbiegały się tylko w tym jednym punkcie. Czułam się zaintrygowana zaistniałą sytuacją, tym dlaczego ten chłopak nie chodził z innymi do Oksfordu tylko siedział w domu i, jak wynikało ze słów Mirandy, pracował nad płytą. To było w rzeczy samej niezwykłe, bo skoro inni mogli studiować, czemu i on tego nie robił? Jednak nie napalałam się na kolejną gwiazdę, bardziej na możliwość poznania nowego kolegi, byłam ciekawa jak wygląda, czy też jest taki wygadany i bezpośredni jak reszta. Coś tu wyraźnie pachniało tajemnicą, co tylko zaostrzało mój apetyt.
Zauważyłam za to, że chłopcy świetnie orientują się w domu, musieli często tutaj bywać, bo machinalnie przechodzili z pokoju do pokoju, nawet się nie wahając w tym labiryncie. Doszliśmy do końca korytarza po lewej. Drzwi jednego z pokojów były leciutko uchylone, tak że słyszałam jakiś podkład z płyty, puszczonej dość cicho, bo widocznie była tylko akompaniamentem dla chłopaka, który grał coś na fortepianie, siedząc wyprostowany obok.
Dźwięki wymykające się spod jego palców tworzyły zgraną harmonię, widać było, że dobrze wie co robi.
Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, bo siedział tyłem do drzwi, ale zauważyłam, że był dość drobnej budowy, jego ramiona nie były tak szerokie jak u innych, a tułów bardzo smukły.
Chłopak widocznie zdał sobie sprawę z naszej obecności, bo przestał grać i zsunął ręce z klawiszy, powoli zamykając fortepian.
- Cześć LouLou. – wylewnie powiedział Harry i zanim zdążyliśmy coś zrobić, już podbiegł do kolegi i objął go za szyję męskim uściskiem.
- Och, Hazzz…. Też się cieszę, że cię widzę, ale mnie dusisz. – kiedy usłyszałam jego głos, jakoś nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Był… niebywale delikatny i wysoki, zupełnie oryginalny. A przy tym zupełnie ładny.
- Rzuć te nuty, przyprowadziliśmy gościa. – dodał znacząco Harry, który rozpromieniony patrzył na Louisa. Od razu można było dostrzec, że loczek bardzo go lubił, stale przebywał blisko.
Tamten odwrócił się tak, że w końcu mogłam mu się przyjrzeć. Patrząc na jego twarz nie mogłam określić jej inaczej niż piękna. Skóra o blado brzoskwiniowym odcieniu świetnie kontrastowała z lazurowo-niebieskimi oczami, okolonymi długim wachlarzem ciemnych wijących się ku górze rzęs. Jego oczy także miały kształt lekko podłużny, bardziej migdałowy. Dostrzegłam, jak subtelnie wyostrzone miał rysy twarzy, jak delikatnie wyeksponowane kości policzkowe… w niemal dziewczęcy sposób. Do tego mały, kształtny nos i bladoróżowe ładne usta, dopełniające całości. Kasztanowe proste włosy tworzyły artystyczny nieład, gdzieniegdzie zachodząc na jego czoło i uszy, ale ogólnie pozostając w chaotycznej kompozycji. Miał na sobie szary rozpinany sweterek i czarne rurki, które sprawiały, że wydawał się jeszcze szczuplejszy. Kiedy wstał stwierdziłam, że nie mógł mieć więcej niż 175- 177 cm wzrostu. Szczerze mówiąc, to nie widziałam jeszcze nigdy nikogo piękniejszego, jeśli tak można określić chłopaka.
- Gościa mówisz…. Ja nie wiem, co wy robicie na studiach. Znowu podrywacie zamiast się uczyć. – zaśmiał się miło i melodyjnie, w końcu zwracając na mnie uwagę. – Cześć. – powiedział, zbierając z fortepianu zapisane kartki i podchodząc do nas. Podał mi rękę. – Louis Tomlinson, ci idioci mówią na mnie Lou, a ty mów jak chcesz, byle nie Luizo. – kiedy po raz kolejny się uśmiechnął, w jego policzkach pojawiły się dołeczki, podobnie jak u Harolda.
- Ok, mam na imię Magda. – dodałam śmiało. Z jego twarzy ani na chwilę nie schodził uśmiech. Nie mogłam mu się uważnie przyjrzeć, bo cały czas kręcił się po pokoju, opowiadając o natchnieniu, podczas pisania tekstu i ogarniając pokój, tak żebyśmy mogli zacząć się uczyć. Wyglądał na żywy wulkan energii.
- To nad czym pracujesz Lou? – Liam zaciekawiony podszedł do fortepianu i zaczął czytać notatki, zrobione przed szatyna wcześniej.
- Mam całość nowej piosenki, ale teraz nie będziemy się tym zajmować, bo mamy gościa. To by było takie nie w dobrym stylu, jak by powiedziała Miranda.
- Oj, przestań. Maddie chętnie posłuchałaby naszych kawałków, co nie? – Niall rzucił mi szybkie spojrzenie pełne nadziei.
- Irlandczyku mój kochany, podrywanie dziewczyn na muzykę wychodzi z mody, wiesz? Gitara, zachód słońca, tak dalej,… może i romantyczne, ale zależy dla kogo. – odpowiedział Louis, zanim zdążyłam choćby kiwnąć głową. – Chyba, że bardzo chcesz posłuchać ich jęczenia.
- Odezwał się ten, co nie jęczy. – zaśmiał się Zayn.
- Coś ty powiedział? – oburzył się Lou – Nie odzywam się do ciebie Malik.
- Wiecie co… ja bardzo chętnie posłucham waszej próby, pod warunkiem, że najpierw nauczę loczka gramatyki. – powiedziałam przekornie, wskazując głową Harry’ ego, który wraz z Liamem przeglądał jakąś książkę, siedząc na sofie.
- Próbuj, ale oporni są. – stwierdził Tomlinson, wyglądając przez okno. – No, może później też do was dołączę, to ci z nimi pomogę.
- Myślę, że sobie poradzę.
- Nie znasz ich tak dobrze jak ja. Ok., to się rozgośćcie, ale co wam będę powtarzał…- zakończył, kierując się do drzwi.
- A ty gdzie idziesz? – poderwał głowę Zayn.
- Przyniosę coś do jedzenia. Zayn, wybacz, ale stracisz mnie z oczu na całe 5 minut…. Też będę tęsknił. – zażartował.
- Żadnej marchewki! – wrzasnął za nim Niall, ale Louisa już nie było w zasięgu wzroku.
- Czemu marchewki? Co ty masz do tego warzywa?- zagadnęłam, odwracając się do blondyna.
- Lou ma fioła na punkcie marchewki i wszystkiego co pomarańczowe. Momentami to męczące.
- Brzmi ciekawie.
- Nie wiesz jeszcze, co mówisz. – uśmiechnął się łagodnie Niall, dyskretnie dotykając mojej ręki, niby przypadkowo. Żeby wybrnąć z niezręcznej sytuacji, sięgnęłam po książkę do angielskiego.
- Hazz! Chodź, do nogi! – przywołałam Stylesa, który nawet się nie obraził o porównanie do psa. Chociaż, w sumie wątpiłam, żeby Harry mógł się o cokolwiek obrazić, on był taki prostolinijny i dobroduszny. Może trochę naiwny. Przybiegł i usiadł koło mnie, tym samym Niall zrezygnował i ustąpił mu miejsca, bo robiło się trochę ciasno, gdy tyłek loczka wcisnął się pomiędzy nas.
- Ale, że już? – zapytał niewinnie Harold, patrząc niechętnie na materiały w moich rękach.
- A kiedy? Później sobie pośpiewacie. Do lekcji. – zarządziłam. – Hmm, wszyscy…- dodałam szybko, widząc, jak wszyscy poza Harrym rozeszli się po pokoju, udając zaabsorbowanych czymś innym. Zrobili cierpiętnicze miny, ale posłusznie ulokowali się koło mnie. Po czasie i ja stwierdziłam, że wygodniej będzie jednak na podłodze, tym bardziej, że Louis miał miękki biały puchaty dywanik, idealny do tarzania się po ziemi.
Kiedy Louis wrócił do pokoju z zapasami na dzisiaj, byliśmy już na dobrej drodze do nauczenia się czegokolwiek, a Harry czytał na głos tekst o zastosowaniu passivów.
- Świetnie ci idzie Haroldzie, ale przerwa! – Lou wymownie na niego spojrzał, po czym rzucił w niego jedną paczką chipsów. Loczek dostał w twarz, bo nie spodziewał się takiego zagrania.
- Ja powiem kiedy jest przerwa, a on jeszcze nie skończył. – postawiłam się Louisowi. Nie przejął się tym zupełnie, tylko lekko popchnął Liama i dołączył do kręgu, podkładając sobie poduszkę pod głowę.
- Marudzisz, założę się, że on już to doskonale rozumie…. Dobra. Co przerabiacie?- westchnął widząc moje spojrzenie.
- Grammar z trzech unitów. – wyrecytował Harry.
Szatyn spojrzał mi przez ramię i przez chwilę czytał to, co analizowaliśmy wcześniej.
- To łatwe, już to miałem. – stwierdził, bazgrząc po książce Liama.
Chciałam powiedzieć coś innego, ale to wyglądało na dobrą okazję do zadania pytania, które mnie dręczyło od początku. Wzięłam żelka i odwróciłam się do Lou.
- Gdzie się właściwie uczysz? – spytałam. – Harvard, czy jakaś inna uczelnia?
Wszyscy podnieśli głowy i zapanowała dziwna, przenikająca do szpiku kości cisza. Louis tylko dyskretnie się uśmiechnął, nie patrząc na mnie.
- Powiedzmy, że mam indywidualny tok nauczania. – stwierdził.- A właściwie to, może nie zauważyłaś, ale jestem od was rok starszy.
- No nie zauważyłam, twoje zachowanie pasuje bardziej do dwunastolatka. – dowaliłam. Nie tylko zawsze wiedział co powiedzieć, o nie.
- O to chodzi. Robię to z premedytacją, przecież to widać. – powiedział, zachowując powagę.- Przy tych tutaj muszę się odmładzać.
- Ale czasami tak cię ponosi, że się zapominasz. – wtrącił Liam.
- Proszę cię, mówisz, jakby to było coś złego. Ja się dobrze bawię, bo chyba o to chodzi, co nie?
- Ja się zgadzam. – przyznałam, za co chłopak obdarował mnie pięknym uśmiechem. – Ale żelków wam nie dam! – powiedziałam, żeby nie było za słodko i zabrałam Niallowi torebkę. Czekałam na reakcję.
- Jeszcze zobaczymy! – odgrażał się Louis. Wymienił szybkie spojrzenie z Harrym, a potem zanim zdążyłam zerwać się do ucieczki, zaczęli mnie łaskotać, tak więc byłam otoczona. I tak jakoś, kiedy pokładałam się ze śmiechu, wijąc się na dywanie z Lou i Hazzą, Liam cichaczem zabrał mi żelki. Łaskotki niestety miałam nie z tej ziemi.
- Dobra, już starczy, no! Wygraliście! – wydyszałam, odpychając ich lekko. Harry odpuścił, a Lou chwilę po nim, uwalniając mnie. Byłam zła na siebie, że tak łatwo mnie pokonali, ale w końcu było ich więcej. - Małpiszony z was paskudne. – usiadłam na poduszce, poprawiając włosy, które mi oczywiście rozczochrali.
- Podzielimy się. – przy moim boku od razu pojawił się Niall ze szklanką coli. Podziękowałam mu spojrzeniem, bo naprawdę przez to zrobiło mi się gorąco. Wzięłam od niego napój, chłód coli od razu mnie orzeźwił. Chłopcy wspaniałomyślnie się z nim zgodzili i zajadaliśmy się słodyczami przez dobrą godzinę, dopóki Harry nie stwierdził, że zaraz zwymiotuje. Na szczęście nam tego oszczędził
Pozorna luźna atmosfera nie uśpiła jednak mojej czujności. Obserwowałam Louisa, jego tajemniczość naprawdę mi się nie podobała. Nauczanie indywidualne, no jasne, ale… czemu i jak? Nie byłam głupia, powody takiego systemu nie były raczej błahe. A oni wszyscy wyraźnie omijali ten temat. Zamierzałam się dowiedzieć, prędzej czy później, każdym kosztem.
Czas gonił i to jak z bicza strzelił. Kiedy po jakimś czasie zerknęłam na zegar z myszką Mickey, stojący na półce, trochę się przestraszyłam.
- O, kurczę, chłopaki już późno! Za pół godziny muszę być w internacie. – stwierdziłam nerwowo, zaczynając się zbierać.
- Spoko Maddie, to szmat czasu. – uspokajał Hazza. – A tak właściwie to pomagasz mi, znaczy nam, w lekcjach. To na rzecz szkoły.
- Tak, wiesz, marnujesz swój czas po zajęciach, douczając tych kretynów, którzy przez większą część roku wagarują. – tylko Lou mógł coś takiego powiedzieć. Uniosłam kąciki ust do góry.
- Ej! – zbuntowali się chórem Niall, Liam, Zayn i Harry.
- Oj, wiecie dobrze, że większość roku spędzamy w trasie.
- Trasie? – zainteresowałam się.
- No, tak. Zaczynamy ją jakoś za miesiąc. I trochę potrwa. – wyjaśnił Niall, spuszczając wzrok.
- No, faktycznie. – uśmiechnęłam się do nich, choć trochę zmartwiła mnie wiadomość, że niedługo wyjadą wszyscy i będę skazana na nudne popołudnia z nauką. – Dobra, tak czy inaczej… panowie, stwierdzam, że my się nie uczymy. – dodałam, rozglądając się po pokoju. Było tu dosłownie wszystko, ale książki leżały poskładane, tak jak były na początku. Prawie nieruszone.
- Nikt nie musi wiedzieć, co robimy. Podaje się oficjalną wersję.
- To brzmi poważnie Horan.
- Morda. Pomagam. Maddie, zostań jeszcze, a potem Li odwiezie cię przed ciszą nocną.
- No, skoro nalegacie. – podniosłam się, by rozprostować kości. Może to i trochę naginało zasady, ale z drugiej strony było kuszące.
Siedzieliśmy tak jeszcze do za piętnaście dziesiąta. Oglądaliśmy telewizję, głośno komentując durnowaty teleturniej, Louis wpadł przy tym na pomysł zabawy w chowanego i tak się schował, że szukałam go z Niallem przez dobre pół godziny. Liam odwiózł mnie na styk 22. Wieczór ten mogłam nazwać wyjątkowym, był inny niż dotychczasowe, a ja spędzałam go z moimi sławnymi kolegami. Już stali się częścią mojego nowego życia, choć pewnie nie zdawali sobie z tego sprawy. Wiedziałam, że czeka mnie konfrontacja z Cathy i całą szkołą w tej sprawie, ale teraz, gdy szczęśliwa wracałam do internatu, jakoś nie martwiłam się niczym. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. A Louis… on po prostu był wyjątkowy.

2 komentarze:

  1. świetny, czekam na kolejny rozdział!

    zapraszam do mnie
    http://do-you-know-i-still-love-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten blog jest fantastyczny!
    Czekam na kolejny rozdział. I mam nadzieję że taka duża przerwa była spowodowana końcem roku.
    Pozdrawiam. Nokachi

    OdpowiedzUsuń