sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 8

Od Autorek: Uwaga, uwaga, newsy z ostatniej chwili !! [...] No ten teges... Jestem leniwa. Nie chce mi się nawet tego przeczytać, no ale Mad się napracowała, żeby stworzyć takie oto opowiadanie, doceniam (że jej się chciało i umiała napisać), przepraszam (że nie przeczytałam wciąż po mimo ciągłych upomnień) i trwam w nadziei (że wam się spodoba) . To tyle. Wiem, nie potrafię dziś napisać ciekawej notki (w sumie nigdy nie potrafię no ale...) no ale dziś rozprasza mnie coś najbardziej, kurcze powiedziałabym co ale to chyba nie na tym blogu... P.S. Pozdro i czytać !!!


Muzodajnia.pl od NajaranejAndNaćpanej.com ;)
Od kiedy tylko padło imię Louisa, moje myśli zbiegały się tylko w tym jednym punkcie. Czułam się zaintrygowana zaistniałą sytuacją, tym dlaczego ten chłopak nie chodził z innymi do Oksfordu tylko siedział w domu i, jak wynikało ze słów Mirandy, pracował nad płytą. To było w rzeczy samej niezwykłe, bo skoro inni mogli studiować, czemu i on tego nie robił? Jednak nie napalałam się na kolejną gwiazdę, bardziej na możliwość poznania nowego kolegi, byłam ciekawa jak wygląda, czy też jest taki wygadany i bezpośredni jak reszta. Coś tu wyraźnie pachniało tajemnicą, co tylko zaostrzało mój apetyt.
Zauważyłam za to, że chłopcy świetnie orientują się w domu, musieli często tutaj bywać, bo machinalnie przechodzili z pokoju do pokoju, nawet się nie wahając w tym labiryncie. Doszliśmy do końca korytarza po lewej. Drzwi jednego z pokojów były leciutko uchylone, tak że słyszałam jakiś podkład z płyty, puszczonej dość cicho, bo widocznie była tylko akompaniamentem dla chłopaka, który grał coś na fortepianie, siedząc wyprostowany obok.
Dźwięki wymykające się spod jego palców tworzyły zgraną harmonię, widać było, że dobrze wie co robi.
Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, bo siedział tyłem do drzwi, ale zauważyłam, że był dość drobnej budowy, jego ramiona nie były tak szerokie jak u innych, a tułów bardzo smukły.
Chłopak widocznie zdał sobie sprawę z naszej obecności, bo przestał grać i zsunął ręce z klawiszy, powoli zamykając fortepian.
- Cześć LouLou. – wylewnie powiedział Harry i zanim zdążyliśmy coś zrobić, już podbiegł do kolegi i objął go za szyję męskim uściskiem.
- Och, Hazzz…. Też się cieszę, że cię widzę, ale mnie dusisz. – kiedy usłyszałam jego głos, jakoś nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Był… niebywale delikatny i wysoki, zupełnie oryginalny. A przy tym zupełnie ładny.
- Rzuć te nuty, przyprowadziliśmy gościa. – dodał znacząco Harry, który rozpromieniony patrzył na Louisa. Od razu można było dostrzec, że loczek bardzo go lubił, stale przebywał blisko.
Tamten odwrócił się tak, że w końcu mogłam mu się przyjrzeć. Patrząc na jego twarz nie mogłam określić jej inaczej niż piękna. Skóra o blado brzoskwiniowym odcieniu świetnie kontrastowała z lazurowo-niebieskimi oczami, okolonymi długim wachlarzem ciemnych wijących się ku górze rzęs. Jego oczy także miały kształt lekko podłużny, bardziej migdałowy. Dostrzegłam, jak subtelnie wyostrzone miał rysy twarzy, jak delikatnie wyeksponowane kości policzkowe… w niemal dziewczęcy sposób. Do tego mały, kształtny nos i bladoróżowe ładne usta, dopełniające całości. Kasztanowe proste włosy tworzyły artystyczny nieład, gdzieniegdzie zachodząc na jego czoło i uszy, ale ogólnie pozostając w chaotycznej kompozycji. Miał na sobie szary rozpinany sweterek i czarne rurki, które sprawiały, że wydawał się jeszcze szczuplejszy. Kiedy wstał stwierdziłam, że nie mógł mieć więcej niż 175- 177 cm wzrostu. Szczerze mówiąc, to nie widziałam jeszcze nigdy nikogo piękniejszego, jeśli tak można określić chłopaka.
- Gościa mówisz…. Ja nie wiem, co wy robicie na studiach. Znowu podrywacie zamiast się uczyć. – zaśmiał się miło i melodyjnie, w końcu zwracając na mnie uwagę. – Cześć. – powiedział, zbierając z fortepianu zapisane kartki i podchodząc do nas. Podał mi rękę. – Louis Tomlinson, ci idioci mówią na mnie Lou, a ty mów jak chcesz, byle nie Luizo. – kiedy po raz kolejny się uśmiechnął, w jego policzkach pojawiły się dołeczki, podobnie jak u Harolda.
- Ok, mam na imię Magda. – dodałam śmiało. Z jego twarzy ani na chwilę nie schodził uśmiech. Nie mogłam mu się uważnie przyjrzeć, bo cały czas kręcił się po pokoju, opowiadając o natchnieniu, podczas pisania tekstu i ogarniając pokój, tak żebyśmy mogli zacząć się uczyć. Wyglądał na żywy wulkan energii.
- To nad czym pracujesz Lou? – Liam zaciekawiony podszedł do fortepianu i zaczął czytać notatki, zrobione przed szatyna wcześniej.
- Mam całość nowej piosenki, ale teraz nie będziemy się tym zajmować, bo mamy gościa. To by było takie nie w dobrym stylu, jak by powiedziała Miranda.
- Oj, przestań. Maddie chętnie posłuchałaby naszych kawałków, co nie? – Niall rzucił mi szybkie spojrzenie pełne nadziei.
- Irlandczyku mój kochany, podrywanie dziewczyn na muzykę wychodzi z mody, wiesz? Gitara, zachód słońca, tak dalej,… może i romantyczne, ale zależy dla kogo. – odpowiedział Louis, zanim zdążyłam choćby kiwnąć głową. – Chyba, że bardzo chcesz posłuchać ich jęczenia.
- Odezwał się ten, co nie jęczy. – zaśmiał się Zayn.
- Coś ty powiedział? – oburzył się Lou – Nie odzywam się do ciebie Malik.
- Wiecie co… ja bardzo chętnie posłucham waszej próby, pod warunkiem, że najpierw nauczę loczka gramatyki. – powiedziałam przekornie, wskazując głową Harry’ ego, który wraz z Liamem przeglądał jakąś książkę, siedząc na sofie.
- Próbuj, ale oporni są. – stwierdził Tomlinson, wyglądając przez okno. – No, może później też do was dołączę, to ci z nimi pomogę.
- Myślę, że sobie poradzę.
- Nie znasz ich tak dobrze jak ja. Ok., to się rozgośćcie, ale co wam będę powtarzał…- zakończył, kierując się do drzwi.
- A ty gdzie idziesz? – poderwał głowę Zayn.
- Przyniosę coś do jedzenia. Zayn, wybacz, ale stracisz mnie z oczu na całe 5 minut…. Też będę tęsknił. – zażartował.
- Żadnej marchewki! – wrzasnął za nim Niall, ale Louisa już nie było w zasięgu wzroku.
- Czemu marchewki? Co ty masz do tego warzywa?- zagadnęłam, odwracając się do blondyna.
- Lou ma fioła na punkcie marchewki i wszystkiego co pomarańczowe. Momentami to męczące.
- Brzmi ciekawie.
- Nie wiesz jeszcze, co mówisz. – uśmiechnął się łagodnie Niall, dyskretnie dotykając mojej ręki, niby przypadkowo. Żeby wybrnąć z niezręcznej sytuacji, sięgnęłam po książkę do angielskiego.
- Hazz! Chodź, do nogi! – przywołałam Stylesa, który nawet się nie obraził o porównanie do psa. Chociaż, w sumie wątpiłam, żeby Harry mógł się o cokolwiek obrazić, on był taki prostolinijny i dobroduszny. Może trochę naiwny. Przybiegł i usiadł koło mnie, tym samym Niall zrezygnował i ustąpił mu miejsca, bo robiło się trochę ciasno, gdy tyłek loczka wcisnął się pomiędzy nas.
- Ale, że już? – zapytał niewinnie Harold, patrząc niechętnie na materiały w moich rękach.
- A kiedy? Później sobie pośpiewacie. Do lekcji. – zarządziłam. – Hmm, wszyscy…- dodałam szybko, widząc, jak wszyscy poza Harrym rozeszli się po pokoju, udając zaabsorbowanych czymś innym. Zrobili cierpiętnicze miny, ale posłusznie ulokowali się koło mnie. Po czasie i ja stwierdziłam, że wygodniej będzie jednak na podłodze, tym bardziej, że Louis miał miękki biały puchaty dywanik, idealny do tarzania się po ziemi.
Kiedy Louis wrócił do pokoju z zapasami na dzisiaj, byliśmy już na dobrej drodze do nauczenia się czegokolwiek, a Harry czytał na głos tekst o zastosowaniu passivów.
- Świetnie ci idzie Haroldzie, ale przerwa! – Lou wymownie na niego spojrzał, po czym rzucił w niego jedną paczką chipsów. Loczek dostał w twarz, bo nie spodziewał się takiego zagrania.
- Ja powiem kiedy jest przerwa, a on jeszcze nie skończył. – postawiłam się Louisowi. Nie przejął się tym zupełnie, tylko lekko popchnął Liama i dołączył do kręgu, podkładając sobie poduszkę pod głowę.
- Marudzisz, założę się, że on już to doskonale rozumie…. Dobra. Co przerabiacie?- westchnął widząc moje spojrzenie.
- Grammar z trzech unitów. – wyrecytował Harry.
Szatyn spojrzał mi przez ramię i przez chwilę czytał to, co analizowaliśmy wcześniej.
- To łatwe, już to miałem. – stwierdził, bazgrząc po książce Liama.
Chciałam powiedzieć coś innego, ale to wyglądało na dobrą okazję do zadania pytania, które mnie dręczyło od początku. Wzięłam żelka i odwróciłam się do Lou.
- Gdzie się właściwie uczysz? – spytałam. – Harvard, czy jakaś inna uczelnia?
Wszyscy podnieśli głowy i zapanowała dziwna, przenikająca do szpiku kości cisza. Louis tylko dyskretnie się uśmiechnął, nie patrząc na mnie.
- Powiedzmy, że mam indywidualny tok nauczania. – stwierdził.- A właściwie to, może nie zauważyłaś, ale jestem od was rok starszy.
- No nie zauważyłam, twoje zachowanie pasuje bardziej do dwunastolatka. – dowaliłam. Nie tylko zawsze wiedział co powiedzieć, o nie.
- O to chodzi. Robię to z premedytacją, przecież to widać. – powiedział, zachowując powagę.- Przy tych tutaj muszę się odmładzać.
- Ale czasami tak cię ponosi, że się zapominasz. – wtrącił Liam.
- Proszę cię, mówisz, jakby to było coś złego. Ja się dobrze bawię, bo chyba o to chodzi, co nie?
- Ja się zgadzam. – przyznałam, za co chłopak obdarował mnie pięknym uśmiechem. – Ale żelków wam nie dam! – powiedziałam, żeby nie było za słodko i zabrałam Niallowi torebkę. Czekałam na reakcję.
- Jeszcze zobaczymy! – odgrażał się Louis. Wymienił szybkie spojrzenie z Harrym, a potem zanim zdążyłam zerwać się do ucieczki, zaczęli mnie łaskotać, tak więc byłam otoczona. I tak jakoś, kiedy pokładałam się ze śmiechu, wijąc się na dywanie z Lou i Hazzą, Liam cichaczem zabrał mi żelki. Łaskotki niestety miałam nie z tej ziemi.
- Dobra, już starczy, no! Wygraliście! – wydyszałam, odpychając ich lekko. Harry odpuścił, a Lou chwilę po nim, uwalniając mnie. Byłam zła na siebie, że tak łatwo mnie pokonali, ale w końcu było ich więcej. - Małpiszony z was paskudne. – usiadłam na poduszce, poprawiając włosy, które mi oczywiście rozczochrali.
- Podzielimy się. – przy moim boku od razu pojawił się Niall ze szklanką coli. Podziękowałam mu spojrzeniem, bo naprawdę przez to zrobiło mi się gorąco. Wzięłam od niego napój, chłód coli od razu mnie orzeźwił. Chłopcy wspaniałomyślnie się z nim zgodzili i zajadaliśmy się słodyczami przez dobrą godzinę, dopóki Harry nie stwierdził, że zaraz zwymiotuje. Na szczęście nam tego oszczędził
Pozorna luźna atmosfera nie uśpiła jednak mojej czujności. Obserwowałam Louisa, jego tajemniczość naprawdę mi się nie podobała. Nauczanie indywidualne, no jasne, ale… czemu i jak? Nie byłam głupia, powody takiego systemu nie były raczej błahe. A oni wszyscy wyraźnie omijali ten temat. Zamierzałam się dowiedzieć, prędzej czy później, każdym kosztem.
Czas gonił i to jak z bicza strzelił. Kiedy po jakimś czasie zerknęłam na zegar z myszką Mickey, stojący na półce, trochę się przestraszyłam.
- O, kurczę, chłopaki już późno! Za pół godziny muszę być w internacie. – stwierdziłam nerwowo, zaczynając się zbierać.
- Spoko Maddie, to szmat czasu. – uspokajał Hazza. – A tak właściwie to pomagasz mi, znaczy nam, w lekcjach. To na rzecz szkoły.
- Tak, wiesz, marnujesz swój czas po zajęciach, douczając tych kretynów, którzy przez większą część roku wagarują. – tylko Lou mógł coś takiego powiedzieć. Uniosłam kąciki ust do góry.
- Ej! – zbuntowali się chórem Niall, Liam, Zayn i Harry.
- Oj, wiecie dobrze, że większość roku spędzamy w trasie.
- Trasie? – zainteresowałam się.
- No, tak. Zaczynamy ją jakoś za miesiąc. I trochę potrwa. – wyjaśnił Niall, spuszczając wzrok.
- No, faktycznie. – uśmiechnęłam się do nich, choć trochę zmartwiła mnie wiadomość, że niedługo wyjadą wszyscy i będę skazana na nudne popołudnia z nauką. – Dobra, tak czy inaczej… panowie, stwierdzam, że my się nie uczymy. – dodałam, rozglądając się po pokoju. Było tu dosłownie wszystko, ale książki leżały poskładane, tak jak były na początku. Prawie nieruszone.
- Nikt nie musi wiedzieć, co robimy. Podaje się oficjalną wersję.
- To brzmi poważnie Horan.
- Morda. Pomagam. Maddie, zostań jeszcze, a potem Li odwiezie cię przed ciszą nocną.
- No, skoro nalegacie. – podniosłam się, by rozprostować kości. Może to i trochę naginało zasady, ale z drugiej strony było kuszące.
Siedzieliśmy tak jeszcze do za piętnaście dziesiąta. Oglądaliśmy telewizję, głośno komentując durnowaty teleturniej, Louis wpadł przy tym na pomysł zabawy w chowanego i tak się schował, że szukałam go z Niallem przez dobre pół godziny. Liam odwiózł mnie na styk 22. Wieczór ten mogłam nazwać wyjątkowym, był inny niż dotychczasowe, a ja spędzałam go z moimi sławnymi kolegami. Już stali się częścią mojego nowego życia, choć pewnie nie zdawali sobie z tego sprawy. Wiedziałam, że czeka mnie konfrontacja z Cathy i całą szkołą w tej sprawie, ale teraz, gdy szczęśliwa wracałam do internatu, jakoś nie martwiłam się niczym. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. A Louis… on po prostu był wyjątkowy.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 7

Od Autorek: Jupija jej, ludzie cieszcie się!! Zapytacie mnie czemu... hyyyy... ok, nie wiem. Kurcze, co ja miałam... Ach tak!! To jest rozdział 7. Nie! To jest 'od autorek' rozdział 7 jest poniżej, życzę miłego czytania, a w rozdziale następnym Lou !! Woww... tego się nie spodziewaliście co? No ja myśle, a teraz idźcie wykupić konto premium na redutube, zanim zablokują internet i nie będziecie mogli się cieszyć życiem!! heh, taki joke, bez obrazy, do miłego, bye .

zMUZUJcie się tu, eloo ;) .
Mieliśmy jeszcze trzy lekcje, które niezwykle mi się dłużyły, bo chłopcy na nie już nie poszli, ale wreszcie i one dobiegły końca i mogłam udać się na wyczekiwane spotkanie z zespołem. Zazdrościłam im tego, że po prostu sobie poszli na wagary, a nikt specjalnie się tym na uczelni nie przejął. Z drugiej strony, nie oddałabym jako takiej swobody w szkole za swobodę na co dzień. Ja jako nieznana miałam chociaż jakiś komfort psychiczny, że walnięte dziewczyny nie zaatakują mnie na ulicy. A wagary sobie odpuśćmy.
Kiedy wychodziłam już głównym wyjściem, usłyszałam, jak ktoś woła moje angielskie imię. Max biegł w moją stronę, więc byłam miła i poczekałam, aż mnie dogoni, choć nie miałam ochoty na rozmowę.
- Cześć. – powiedział rudzielec, spuszczając wzrok. – Słuchaj, chciałem przeprosić za to, że cię tak wtedy zostawiliśmy z Davidem. Głupi byłem. – przyznał.
- Nie ma za co, rozumiem. Miałam w Polsce kolegów, wiem, jak to jest. Następnym razem cię dogonię, już tego dopilnuję. – wzruszyłam ramionami.
- Dzięki, że się nie gniewasz. – uśmiechnął się – A…. gdzie tak pędzisz, co?
- A, nic takiego. Spieszę się na korepetycje.
- Nie żartuj, potrzebujesz korków? Jesteś najinteligentniejszą osobą, jaką znam.- komplementował mnie. Pokręciłam głową, patrząc na zegarek.
- Nie, ja nie potrzebuję.
- Wiesz… nie musisz się ukrywać z tym, że Cathy cię wkurzyła, wiem to. Też bym się zdenerwował, gdyby ktoś biegał po szkole i rozgłaszał, że idę na randkę z Niallem z One Direction.
- Ja nie idę na randkę! – burknęłam – I nie z Niallem, a z całym 1D. To im daję korepetycje, zadowolony? Też pójdziesz rozpowiedzieć? – jęknęłam, otulając szyję chustą.
Wiem, że praktycznie na niego nakrzyczałam, ale miałam już serdecznie dość tekstów wyssanych z palca na swój temat. Pierwszy dzień w szkole, a ja się coraz bardziej pogrążałam. Pech albo szczęście, zależy jak na to patrzeć. Max uniósł ręce do góry poddańczym gestem.
- Hej, spokojnie, nic nikomu nie powiem. Nie chcę się kłócić, jasne? Nie mam nic przeciwko twojej znajomości z nimi. To super sprawa, masz szczęście. I… baw się dobrze na korkach. – powiedział. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mówił z jakimś smutkiem w głowie.
- Oczywiście. Dzięki i do zobaczenia. – pożegnałam się z nim, zdając sprawę, że jestem spóźniona. Po raz trzeci w jednym dniu.
Iście sprinterskim tempem pokonałam całe boisko i wybiegłam zza zakrętu, by przejść przez mostek, nad którym piętrzył się szkolny zegar. Latem studenci podobno lubili spędzać tu czas na piknikach i pogawędkach. Było to właściwie wymarzone miejsce do nauki: drzewa, zieleń, strumyk, spokój. Nazywano to ogrodem, choć w sumie ogród to nie był.
Nie myliłam się, czterech kolegów już czekało na mnie pod jednym z drzew. Harry i Niall przechadzali się dokoła. Ze swobodnym uśmiechem podeszłam ku nim, Zayn poderwał się z ziemi i otrzepał marynarkę szkolną z trawy, a Inni się zatrzymali.
- Sorry za spóźnienie, kolega mnie zatrzymał. – wyjaśniłam, rozglądając się.
- Nie ma sprawy, dla ciebie mamy czas. – powitał mnie Niall.
- A jak wam się udały wagary? – podchwyciłam temat ciekawsko – Gdzie łaziliście?
- No, wiesz…- niepewnie zaczął Liam. To zawahanie w jego głosie było dziwne – Tak sobie spacerowaliśmy, żeby się tylko wyrwać z tych murów.
- Rozumiem, pomimo że to pierwszy dzień. – podsumowałam.
- Tak, ale aż takiego polotu do nauki to nie mamy. – włączył się Zayn.
- Ok., to może jedźmy już się pouczyć, co? – zaproponowałam, ciekawa, czyj dom wybrali.
- Jak chcesz. Na gramatykę zawsze mamy chęć. – wyjawił Harry słodko. – Albo i nie…..
- Wiem Hazz… ale sami chcieliście.
Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał Liam.
- To chodźmy, zaparkowałem na zewnątrz. – wskazał bramę wyjściową z terenu uczelni. – Chcesz siedzieć z przodu czy z tyłu?
- Obojętnie, jak wam pasuje.
- To będziesz koło mnie, hałastrę zamknie się z tyłu. A oto moje cudo… - włączył alarm w samochodzie. Automatycznie powiodłam wzrokiem do pięknego srebrnego Mercedesa, stojącego w cieniu drzew. Kiwnęłam głową z podziwem, mogłam się spodziewać, że stać ich na wypasione fury.
- Kurczę, w Polsce jeszcze nie mamy tego modelu. Przepiękny. – podeszłam bliżej i powiodłam dłonią po chłodnej masce samochodu. Chłopcy spojrzeli na mnie od razu.
- Fanka motoryzacji?
- No co ty nie powiesz….- stwierdziłam niedbale.- Trochę mam zainteresowań, jeszcze połowy o mnie nie wiesz. Jedziemy, muszę być w internacie na kolację. – przypomniałam.
- O to się nie martw, Li cię odwiezie. – uspokoił mnie Niall, biorąc mnie pod ramię.
- Ok.
Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Z tyłu stłoczyli się pozostali, a Liam zajął miejsce za kierownicą. Spojrzałam na stosunkowo pogodne niebo, nienaznaczone chmurami. Ten dzień mimo wszystko mógł się skończyć udanie, taką miałam nadzieję.
Uważnie obserwowałam drogę, którą jechaliśmy, żeby ją jakby co zapamiętać. Wytrwale i ciekawie wyglądałam jednak celu podróży, bo nikt nie chciał mi go wyjawić, jak na złość. Harry i Zayn o coś się z tyłu wykłócali, a Liam co chwilę na nich spoglądał w lusterku wstecznym, jakby w obawie przed uszkodzeniem przez nich tapicerki.
Po jakichś dziesięciu minutach Payne zwolnił i skręcił w małą uliczkę, na którą nie zwróciłabym uwagi, tak była ukryta wśród drzew. Było tu bardzo zielono. Po chwili moim oczom ukazała się wysoka brama i biały dom, który spokojnie można było nazwać willą czy rezydencją. Brama, zdobiona dokładnie i złocona, otworzyła się automatycznie kiedy podjechaliśmy. Z uwagą rozglądałam się dalej. Liam zakręcił na okrągły podjeździe, w centrum którego znajdowała się kunsztownie rzeźbiona fontanna, przedstawiająca pięć postaci z mikrofonami. Woda wlewała się z ich dłoni i mikrofonów, tworząc piękne złudzenie optyczne. Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
- Ładne co? – zagadnął Niall, pochylając się do przodu. – Zobaczysz dom ,to dopiero cudo.
- Piękne, ale… gdzie my jesteśmy?
- Zaraz się wszystkiego dowiesz.
Willa była nieskazitelnie biała, mury nie zostały naznaczone nawet najmniejszą skazą czy otarciem. Gdyby ktoś zapytał, powiedziałabym, że to nowoczesny pałac, przynajmniej takie odniosłam wrażenia z zewnątrz. Założyłabym się, że wnętrze było równie piękne, bo właściciel widocznie lubił przepych i luksusy.
- To wy na tej fontannie? – zagadnęłam przechodząc obok wraz z Zaynem i Niallem. Liam parkował właśnie samochód, ale szybko nas dogonił. Chłopcy się zaśmiali.
- Tak.
- To gdzie my jesteśmy? To dom któregoś z was, tak? Chyba możecie już powiedzieć, czuję się nieswojo nic nie wiedząc.
- Cierpliwości, tylko wejdziemy. – Zayn otworzył mi podwójne drzwi, ale i tak trochę się bałam wejść. Ogrom tego tajemniczego domu mnie przerażał.
Wnętrze całkowicie mnie nie zawiodło. Obszerny hol w starodawnym stylu tak mi się spodobał, że okręciłam się kilka razy wokół własnej osi, zanim się zatrzymałam. Wszystko – czerwone, wykładane aksamitem schody, złote poręcze, lamperie, boazeria, drewniane połyskliwe meble i wszystko inne – całość stanowiła obrazek jak nie z tej epoki, niespotykanie gustowny i kosztowny.
Po schodach schodziła właśnie niewysoka, ale dość szczupła kobieta w gustownym, ładnym łososiowym komplecie rodem z salonów „Valentino” , do którego nosiła też kolorową apaszkę. Jej krótkie, sięgające ramion proste włosy w kolorze ciemnego brązu, dopełniały idealnego ładu w wyglądzie właścicielki. Mogła mieć góra czterdzieści lat.
- Dzień dobry chłopcy…. – powitała ich. Jej ruchy były szybkie i zwinne. – O, dzisiaj z gościem….? Miło cię poznać, droga….
- Maddie. Znamy się ze szkoły. – przedstawiłam się uprzejmie, starając się skupić na niej, nie na wnętrzu domu, który aż prosił się aby go dokładnie obejrzeć.
- Witaj droga Maddie. – powtórzyła kobieta. – Jestem Miranda.
- Miło panią poznać. – odwzajemniłam uśmiech.
- Mira, cieszymy się, że się polubiłyście, ale…. Spieszy nam się, mamy ograniczony czas i plany. – powiedział grzecznie Harry. - Gdzie jest Lou?
- Na górze, w swoim pokoju. – oznajmiła – Czeka na was od rana, podobno ma jakieś nowe kawałki na płytę. Jest taki zapracowany, normalnie nie je, nie pije, tylko pracuje. – uśmiechnęła się do nas. – Idźcie, nie przeszkadzam. Będę w salonie, jak coś będziecie chcieli. – oznajmiła, znikając w bocznych drzwiach, tak szybko, jak się pojawiła. Samoistnie, do głowy nasunęło mi się pytanie : Kim jest Lou? Zadałam je na głos.
- Lou, a właściwie Louis, to nasz kolega, ostatni z zespołu. Jesteśmy w jego domu. – szepnął Niall. Echo tak się tu roznosiło, że i tak zabrzmiało to o wiele głośniej. – Zaraz was poznamy, nie martw się, nie gryzie.
- A później, moja droga Maddie, gramatyka. – Harold złapał mnie bezpośrednio za rękę i śmiejąc się, wbiegliśmy na schody, zostawiając innych w tyle. Liam, Niall i Zayn szybko się jednak ogarnęli i nas dogonili. Staliśmy w szerokim, długim korytarzu, z niezliczoną ilością drzwi po obu stronach. Naprawdę jak w pałacu. Nie wiedziałam nic o tym Louisie, ale jeśli dom odzwierciedla właściciela, to musiał mieć bogate wnętrze, dosłownie. Miałam sporo pytań.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 6

Od Autorek: Dzisiaj krótko, mamy nadzieję, że się spodoba xd wiecie co robić ;)                                              Music                                                                                                                                                Zajęcia z dziennikarstwa, tak jak przewidywałam, bardzo mnie nudziły, tak więc w połowie przestałam słuchać. Nie było warto, bo facet powtarzał dokładnie to co już wiedziałam od moich „cudownych” rodziców. On zresztą także wyglądał jakby miał zaraz zasnąć, widać że nie miał powołania do zawodu. Albo kolokwialnie mówiąc, się minął z powołaniem. Więcej charyzmy to miała moja babcia, nie obrażając nikogo.
Tutaj siedziałam obok Cathy, która mimo moich niechętnych odpowiedzi, nie zaprzestała pytania o wszystko co związane z chłopakami. Ja sama niewiele o nich wiedziałam, a oni o mnie, na Boga!
Kiedy zadzwonił dzwonek ( o jakieś dwieście pytań za późno), z chęcią zerwałam się z ławki i jako pierwsza opuściłam salę, nie przejmując się tym, jak niegrzeczne to było. Cathy napomknęłam, że idę do łazienki, ale wcale tam nie zmierzałam.
Wbiegłam na drugie piętro, odnajdując dość sprawnie salę od matematyki. Nie żeby tak mi się spieszyło do przedmiotu, bo orłem z matmy nie byłam i nie będę. Naprawdę to samo słowo matematyka przyprawiało mnie o mdłości, nie znosiłam jej i nie rozumiałam. Może i nie chciałam, ale co z tego? Jednocześnie liczyłam, że któryś chłopak z 1D jest dobry i jakby co mi pomoże z tym przedmiotem. Mogłam się łudzić.
Co prawda, wtedy ja także wyniosłabym coś z naszych korepetycji, które się jeszcze nie zaczęły.
Telefon zawibrował mi w kieszeni, wyjęłam go niecierpliwym ruchem i odblokowałam. Podświetlone słowo „mama” wcale nie poprawiło mojego samopoczucia. To była ostatnia rzecz jakiej teraz pragnęłam – rozmowa z czujną jak zwykle matką, która wykryłaby, że jestem niedzisiejsza. Jęknęłam bezsilnie, ale odebrałam.
- Mamo, mam lekcje, nie teraz….- powiedziałam, przegryzając wargę. Liczyłam na to, że się nabierze. – Przestawienie czasowe.
- Och, wiem kotku, tylko chciałam spytać jak ci się podoba na uniwersytecie. – stwierdziła entuzjastycznie. Zdawałam sobie sprawę, że ona się bardziej cieszyła z moich studiów niż ja sama. Wiedziałam też, że obdzwoniła rodzinę, znajomych  wszystkich, którzy chcieli jej słuchać z wiadomością, że jej córeczka studiuje na Oksfordzie. Czasami ciężko było znosić rodziców i ich charaktery. – Zakolegowałaś się już z kimś? Jak tam jedzenie? Jacyś przystojni chłopcy? – bombardowała pytaniami, tak, że się pogubiłam.
Zebrałam siły i policzyłam w myślach do dziesięciu, żeby nie walnąć telefonem o ścianę. Ona ZAWSZE musiała wywlekać to, co akurat mnie dręczyło. Zamierzałam zrobić to, co zazwyczaj, przemilczeć.
- Nie, bez rewelacji. Tak sobie, dziewczyny fajne, moja współlokatorka spoko. – mówiłam już krótkimi hasłami. – Zajęcia też, dobrze sobie radzę z językiem, nie ma obaw. Serio, nie martw się. Jestem dorosła. – dążyłam do zakończenia rozmowy.
- To dobrze, wiedziałam że sobie poradzisz. Jesteś taka zdolna. A co do chłopców, to jeszcze się będziesz od nich opędzać, zaufaj mi. Wiem co mówię.
- Tak, pewnie. Na razie mamo, muszę kończyć. – zmyśliłam na poczekaniu. Naprawdę, to było dziwne, ale ja.. wcale nie tęskniłam za domem. Ani trochę. Właśnie wyłączyłam własną matkę zanim zdołała się pożegnać i mnie to jakoś nie ruszało. Opcje były dwie: albo stałam się masochistką, co jest możliwe…. Albo byłam zbyt zajęta, żeby jeszcze o domu myśleć.
Może i zatęsknię, ale na pewno nie teraz, kiedy mam na głowie naukę i znajomość z 1D. No i tak w sumie jeszcze nienawiść wszystkich studentek, ale to już był szczegół. Przynajmniej tak to sobie wyjaśniałam, żeby nie zwariować.
Obróciłam się, z zamiarem wejścia do Sali i omal nie upadłam na podłogę, bo przede mną stał Liam, którego się wystraszyłam. Na szczęście z tyłu pojawił się Niall, ratując mnie przed upadkiem. Otrząsnęłam się szybko i z udawanymi pretensjami, walnęłam Liama w ramię.
- Never ever nie zachodźcie mnie od tyłu, bo pożałujecie! – oznajmiłam po części po polsku. – Zawału przez was dostanę. – odetchnęłam głęboko.
- Sorry… - uśmiechnął się Niall – Chcieliśmy posłuchać, jak się denerwujesz po polsku.
No cóż, przynajmniej był szczery.
- I jak? Zadowoleni?
- Nic nie zrozumieliśmy poza Never ever….- wyznał Liam. – Reszta nie do wymówienia.
- Nie przesadzajcie, da się go opanować. – założyłam ręce i oparłam się o ścianę.
- Jak pomożesz to na pewno. – dorzucił Zayn.
- Przystopujcie, na razie zostańmy przy angielskim. Jak tak dalej pójdzie, to chyba będę musiała u was zamieszkać. – stwierdziłam.
- U mnie możesz… - zgodził się od razu Liam, nie łapiąc ironii. Był śmiały. Zbyt śmiały, ale w ten sposób uroczy. Poprawiłam swoje długie włosy, odrzucając je na ramiona. Zrobiłam to tak, by po drodze zaczepnie uderzyły Niall w twarz.
- Żarcik, Li. – szepnęłam, diabelsko się uśmiechając. Oglądałam za dużo Supernatural, bo już normalnie strzelałam miny jak Crowley. – A teraz wróćmy do rzeczywistości, czas na godzinę mojej grozy. – dłonią wskazałam salę od matmy.
Po ich minach dobrze wiedziałam, że nie tylko mojej. No i korepetycje z matmy poszły w niepamięć. Otóż, z tego nici.
Nie było jednak tak źle. Oczywiście, trochę się pomęczyliśmy nad rachunkami różniczkowymi, bo nigdy tego nie umiałam, od początku liceum. Liam pomagał nam wszystkim, bo on rozumiał COŚ. Było to małe coś, ale jednak. Oficjalnie siedziałam z Cathy, ale chłopcy co chwilę mnie zaczepiali, tak że w końcu przeprosiłam Cat i przesiadłam się na tyły. Cat zalotnie strzelała oczami za każdym razem, gdy chłopaki spoglądali w jej kierunku, ale to raczej nie zwracało ich uwagi. Trochę mi było jej szkoda, ale cóż;….. naprzykrzając się im, serca One D. nie zdobędzie. To było wiadome od razu. Lubili mieć spokojne otoczenie, które nie piszczało na ich widok. Harry powiedział mi, że owszem, kochali fanów, ale momentami mieli już dość latających przedmiotów i wrzasków pod hotelami czy Tourbusem. Ich życie było jakie było i przywykli.
Spuściłam głowę, nie patrząc na Cat. Zabrałam się do przepisywania obliczeń, ale nie mogłam się długo na tym skupić i tak jak poprzednio skończyło się na dobrych chęciach. Nagle na mój zeszyt spadła karteczka papieru, starannie złożona w kratkę. Wiedziałam, że zespół się wygłupia, pytaniem było co wymyślili tym razem. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Liama, który siedział obok mnie. Ten tylko odwrócił głowę w stronę Nialla, który siedział w ławce z przodu.
Wzięłam liścik pod ławkę i zaczęłam powoli rozwijać. Był niewielki, ale napisany starannym pismem, zakładałam, że Niall, choć nie znałam jeszcze ich charakterów. Treść sprawiła, że się uśmiechnęłam. : „Hej, może być dziś po lekcjach? Co prawda mamy próbę, ale przy okazji byś nas posłuchała, a potem byśmy się pouczyli. Co ty na to? Coś się wymyśli. Harry ma problem z ostatnim tematem i tym co zwykle. ;) Jeśli tak, skiń głową do któregokolwiek z nas. Nie gadamy, bo jak ta kosa to zobaczy, to będziemy uziemieni, dla niej nieważne, że jesteśmy tym One Direction, zaufaj. Czekaj po lekcjach na boisku pod zegarem. Twoi kumple z ławki 1D ( ale pisałem ja Niall).”
Uśmiechnęłam się, spojrzałam na Liama i zaakceptowałam plan. Wrzuciłam list do torby, tak żeby nikt nie zauważył i wróciłam do pracy. Niall był nieobecny, półleżał na swojej ławce, zupełnie nie zainteresowany tematem. Ciężko było się skupić na matmie w to popołudnie. Nie zwracając uwagi na to, że nauczycielka matematyki mogła mnie w każdej chwili dorwać, zrolowałam kartkę z zeszytu i rzuciłam w blondyna. Niemal że podskoczył na krześle, ale kiedy pomachałam mu z uśmiechem, poprawił mu się humor, bo zorientował się, że zgadzam się na dzisiejsze korepetycje. Swoją drogą, ciekawa byłam, jak to będzie przebiegać. Harry z jednej strony sprawiał wrażenie, jakby naprawdę miał problemy z angielskim, ale ciężko mi było w to uwierzyć. Inni też.  Nie dociekałam.
Poczułam jak Cathy się do mnie przysuwa i puka mnie w ramię.
- Idziesz na randkę z One Direction i nie powiedziałaś!!! – szepnęła zirytowana. No, mogłam się domyślić. Kochana Cathy czytała mi przez ramię. Westchnęłam ciężko, opierając twarz na złączonych dłoniach. Ciężko mieć sekrety w tej szkole.

                                         

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 5

Od Autorek: Woww... Dawno nie pisałam żadnego tekstu typu "od autorek". To bardzo mobilizujące. No wiecie... leżysz sobie rano na łóżku i taka mała sprawa wciąż cię dręczy "Muszę wstawić notkę na bloga, muszę wstawić notkę na bloga, muszę..." och, jak to stresuje, a jakby było mało, moja kochana Mad wciąż wypytuje "dodałaś? dodałaś?" A więc tak, dodałam notkę, możesz sobie teraz wstawić koleiny rozdział. Zapraszam do przeczytania ;) !!

muzunia na dzisiejszy rozdział jest wpisana tutaj ;)
Nie spieszyło mi się, pomimo tego, że zajęcia dobiegły końca i trzeba było iść na następne w kolejności. Wolno się pakowałam, choć wiedziałam, że Cathy czatuje na mnie na korytarzu, żeby wyciągnąć jak najwięcej szczegółów mojej nagłej znajomości z One Direction. A może to właśnie było powodem, dla którego się tak ociągałam. Jakoś nie miałam ochoty na rozmowy o tym, tym bardziej z kimś tak dociekliwym, jak Cathy. Mając nadzieję, że jakoś uda mi się ją zgubić, zarzuciłam torbę na ramię i zamierzałam odejść, ale Niall z Harrym mnie zatrzymali. Blondyn złapał mnie za ramię.
- Nie tak szybko, mi się nie wywiniesz. – zażartował znów. – Właściwie mamy do ciebie pytanie. No i…
- No to śmiało, co się tak czaicie? – przysiadłam jeszcze na chwilę na ławce, bo nie zapowiadało się , że szybko mnie zostawią. Nie było mi z tego powodu smutno, bynajmniej. – Chłopaki, zaraz mam dziennikarstwo, a nie chcę znowu zaliczyć spóźnienia, bo tam mnie nie uratujecie. – przypomniałam.
- No jasne, rozumiemy. – uśmiechnął się loczek, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki. – Jesteś dobra z tego co mamy na angielskim. Dałabyś mi korepetycje? I przy okazji innym powtórkę? Jedyny Zayn sobie z tym radzi, ale on już ma dość douczania nas. Przydałaby mu się pomoc, ja na przykład jestem bardzo oporny. – powiedział Harry z miną szczeniaczka.
- To weźmiesz nas? Prosimy….- dołączył się Liam, który pojawił się nie wiadomo skąd. Byłam pewna, że już opuścił aulę.
Trochę mnie zatkało, bo też ich prośba była…. Dość nietypowa, biorąc pod uwagę to, że to oni byli rodowitymi anglikami, a ja tylko się wyuczyłam. Śmiesznie wyglądali, kiedy tak patrzyli na mnie skupieni, jakby chodziło o coś śmiertelnie poważnego. Nie miałam serca im odmówić, choć naprawdę nie wiedziałam po co im nagle korki. A Zayn był naprawdę dobry, miałam okazję się o tym przekonać na zajęciach, jak w minutę zrobił 5 przekształceń perfectu na passive voice, co mi zajęłoby z 4 minuty co najmniej. Z lekkim uśmiechem zażenowania, zgodziłam się.
- No, dobrze, może być fajnie. Tylko nie obiecuję, że wszystko umiem, w końcu to nie mój język narodowy. – zastrzegłam, dobrze wiedząc, że i tak ich to nie zniechęci.
- Oj tam oj tam…. – Niall machnął ręką, jakby się wachlując – Bierzemy cię i już. To kiedy masz czas na pierwsze spotkanie?
- Wiecie, szczerze to nie pamiętam grafiku. Ale dam wam numer, to się zgadamy, może być?- zapytałam, obserwując jak usatysfakcjonowani kiwają głowami.
Pospiesznie wydarłam kartkę z notatnika i nabazgrałam z pamięci swój numer, moim koślawym pismem. Podałam ją Niallerowi. Pomachałam im na pożegnanie i zostawiłam tam, stojących obok siebie, z uniesionymi dłońmi. Niall ciągle ściskał kartkę.
Za drzwiami uśmiechnęłam się pod nosem, wiedziałam dobrze, że korepetycje były przykrywką. Tylko co oni kombinowali w takim razie? Nie zdążyłam się nad tym zastanowić, bo Cathy podbiegła do mnie w tempie godnym mistrzów.
- Hej. Powiesz mi, co tu jest grane? – zapytała. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jej głos brzmi szorstko. – Poderwałaś One Direction, nie wykręcisz się. – oczywiście na wstępie padły słowa, których nie chciałam usłyszeć.
- Och, proszę, nie teraz Cat…
- To było zabójcze, jak weszłaś z Niallem do auli, a wszyscy w jednym momencie na was… nawet Halle była zaskoczona, widziałaś jej minę? Taka stara, a na nich leci…- zakomunikowała mi. O tym szczerze mówiąc nie pomyślałam, analizując zachowanie nauczycielki, która mnie zbyła. No proszę… - A teraz wszyscy plotkują, Maddie! Co się stało? Mi możesz powiedzieć. – zakończyła Cathy, jej oczy aż błyszczały z ciekawości.
- Spóźnimy się, później. – odmawiałam, udając bardzo zabieganą, co według mnie nie było takie głupie. Próbowałam się wymigać, jasne, ale nie dała się nabrać.
- Później to będziesz zajęta, bo mamy matmę ze szkołą muzyczną! – dodała pretensjonalnie.
- Co? Matmę też? – musiałam przyznać, że ta wiadomość bardzo poprawiła mi humor, mimo zdziwienia. – To profil muzyczny, co oni…..?
- Czyli to oznacza, drogi ośle, że osobno mamy tylko jeden przedmiot. Chodzą z nami na wszystkie nasze wykłady, poza dziennikarstwem. Choć, według zasad, gdyby chcieli, to na to też mogą chodzić.
- Nie miałam pojęcia. – przyznałam. – W Polsce to wygląda zupełnie inaczej. Czekaj, czyli… skoro oni mogą chodzić na nasze dziennikarstwo, to my ……
- Możemy być na muzyce, zgadza się. Ale się nie łudź, kiedy są tam 1D, próby są zamknięte. Środki ostrożności, po niedawnych wydarzeniach. – dodała smutno.
- Coś się stało??
- Nic poza tym, że jakieś trzy wariatki się tam wbiły i prawie zgwałciły Harry’ ego. Przez te idiotki teraz nie mamy do nich wstępu. – dodała wściekle. – Mówię ci, te próby były świetne. Podobno na tamtej pamiętnej próbie byli w komplecie. Całe One Direction. I pomyśl, jak jakieś niemyślące dzieciaki zmarnowały okazję!
- No faktycznie…- potaknęłam, zastanawiając się nad słowem „w komplecie”. No tak, już prawie zapomniałam, że One Direction jakie znałam, nie jest kompletne. To mnie intrygowało, jak wszystkich pierwszorocznych, ale nie chciałam pytać chłopaków, nie teraz. Za mało się znaliśmy.
- To powiesz mi, jak ich poznałaś? – nalegała, podskakując obok.
- No, na lekcji, na angielskim. – westchnęłam, podrażniona.
- Nie ich, jako ich. Nialla, o to mi chodzi…. I o czym tyle mówiliście? Czekałam tu wieki na ciebie. Serio.
- O szkole, a o czym? – stwierdziłam beznamiętnie. Nie zamierzałam wspominać o ich nietypowej prośbie. Cat nie była głupia, wykorzystałaby okazję, na pewno. A obiecałam Niallowi dyskrecję. – Poznałam go na schodach, Matko Boska, po prostu pomógł mi pozbierać książki! – zakończyłam ostrzej, ale jej to nie zraziło.
- Ty , że ja na to nie wpadłam! Genialne! – wykrzyknęła.
- Co genialne?
- Twój patent jest genialny. Niewinna nowa w potrzebie, zmiękczyła serce Nialla. – przytuliła mnie szybko, jakbym właśnie powiedziała coś zbawiennego.
- Czy ty mi sugerujesz, że zrobiłam to specjalnie? O nie! Nie znam ich nawet, po cholerę miałabym ich podrywać, co?
- Nie wiem, …. Bo są tak przystojni, że nie możesz się powstrzymać?- podsunęła. Czasami niezwykle mnie irytowała, to był jeden z tych momentów.
- Nie. Stanowczo nie. Żaden nie jest w moim typie do twojej informacji, a teraz przestań z tymi oskarżeniami! Nic nie rozumiem….- wzruszyłam ramionami, zatrzymując się w połowie schodów.
- Ja nic nie mówię…. Tylko…. Myślisz, że mogę jeszcze próbować? – spytała. Walnęłam się w czoło otwartą dłonią, nie wiedząc czy się śmiać, czy na nią nawrzeszczeć. Żal mi było One Direction, jeśli ich wszystkie fanki tak się zachowywały. Ja bym nie wytrzymała.
- Niall lubi wybawiać dziewczyny z opresji, kto wie…. Tak mi powiedział. – westchnęłam. Cathy otworzyła szeroko usta, jakby nie rozumiejąc, ale tylko pokręciłam głową. – Koniec tematu i chodź! Naprawdę mam dość spóźnień.
Nie czekając na jej reakcję, odwróciłam się i odpisując na esemesa od mamy, ruszyłam pod salę, w której mieliśmy dziennikarstwo. Za dużo szumu wokół mnie… za dużo sprzeczności.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Uwaga

Hej, ktoś w ogóle to czyta? Pytamy tak z ciekawości, bo wiem (Mad) że stylowo nie powalam xD

Rozdział 4

Od Autorek: Wreszcie moi kochani pojawił się ten, na kogo wszyscy czekali, a mianowicie nasz Horanek ;) Co tu dużo mówić? Mogło być lepiej, ale w miarę lubię ten rozdział, jest taki jakiś fajny xD Zachęcamy do wyrażania opinii, gdyż specjalnie po to umożliwiłam anonimom komentowanie.. so let's read this ;D Nie nudzę już.


Underneath

Zabierając ze sobą Maxa i Davida mogłam się spodziewać, że nie zaprowadzą mnie prosto do auli wykładowej. Kiedy byliśmy na górze, Max zaproponował zwiedzanie szkoły, nie bacząc na to, że byliśmy już praktycznie spóźnienia na zajęcia. Widocznie systematycznością nie grzeszył. Choć miałam drobne opory, to jednak się z nimi zgodziłam, sama do końca nie wiedząc czemu. Na pewno nie powalił mnie urok osobisty Maxa. Pal licho jedno spóźnienie, za to ze studiów nie wywalają. 

Na początku mi się podobało, ale kiedy zaciągnęli mnie do kolejnej, podobnej do poprzedniej, galerii, która oczywiście miała korytarze jak cała długość Nilu….. skapitulowałam i zaczęłam żałować, że nie poszłam na ten wykład od razu. Teraz musiałam czekać, aż chłopakom się zachce tam iść, bo nie wiedziałam gdzie się aula znajduje. Czas leciał nieubłaganie szybko, choć na razie mieliśmy i tak tylko 15 minut spóźnienia. 
- Max, możemy już wracać? – poprosiłam, łapiąc go za ramię. Miał taką minę, jakby chciał mnie zbyć, ale po chwili promiennie się uśmiechnął i zatrzymał Davida. 
- Jasne, jak bardzo chcesz. Nudzisz się?
- Nie, ale jednak to pierwszy dzień, wiesz, chciałabym co nieco się dowiedzieć. – wyjaśniłam, żeby ich nie urazić. – Było super, możecie mnie jeszcze oprowadzić, ale po wykładach, ok.?
- Dobrze…. Ale pod warunkiem, że się pościgamy do auli! – między nas wtrącił się David, który z chytrą miną objął mnie ramieniem. Wysunęłam się szybko, niechętnie się zgadzając. Lepsze to niż spędzanie kolejnych godzin na tych długaśnych korytarzach. 
Chłopcy jak to chłopcy, z ich chęcią rywalizacji i popisania się przed dziewczyną – szybko mi uciekli, bo na koturnach nie biega się wcale łatwo. Nie byłam zła, tylko że w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że chyba nie wiem, gdzie jestem i którędy mam dalej iść. Z zamiarem zadzwonienia po tych kawalarzy, wyciągnęłam z torby telefon, ale przy tym nie zauważyłam schodów i potknęłam się lekko. Nic mi się nie stało, ale z torby powypadały mi wszystkie rzeczy i książki. To już nawet mnie lekko wytrąciło z równowagi. Wściekła uklękłam, próbując wszystko pozbierać i układając w myślach karę dla Maxa i Davida. 
Głowę miałam spuszczoną, tak więc nie wiedziałam, że jest tu ktoś jeszcze. Zorientowałam się dopiero, gdy zobaczyłam, jak ten ktoś klęka koło mnie i pomaga mi składać rzeczy. Jego subtelne dłonie pojawiły się nagle i znikąd. Uniosłam głowę, praktycznie pewna, że to któryś z dwóch uciekinierów sobie o mnie przypomniał i już chciałam zacząć swoje żale, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Osobą tą był średniego wzrostu blondyn o przenikliwie niebieskich tęczówkach, co bardzo dobrze się uzupełniało. Jego nastroszone włosy układały się w delikatnego czuba, a czarne ubrania sprawiały, że wyglądał całkiem ładnie. No, może policzki miał trochę za bardzo zaokrąglone, jak u chomika, ale na swój sposób to było słodkie. 
- Nie martw się, pomogę Ci. – powiedział nieśmiało, rzucając mi zawstydzone spojrzenia spod przymkniętych powiek. – Wyglądałaś na trochę zagubioną, wiesz?
- Mmm, pewnie tak jest. – lekko wzruszyłam ramionami. – Nie wiem do końca co gdzie się znajduje.. 
- Pierwszy dzień?- uśmiechnął się ze zrozumieniem, ukazując mi błyszczący aparat na zęby. 
- Dokładnie tak. Mam teraz angielski i tyle wiem. – zachichotałam. 
- To tak samo jak ja. Jeśli się nie mylę, jesteś z profilu dziennikarskiego, tak?
- Tak. Ok, jak jesteś jasnowidzem, to chyba mam szczęście. – powiedziałam, nie mając pojęcia, skąd on to wie. 
- Nie pytaj skąd wiem, po prostu to moje moce….- uniósł ręce, zamykając oczy. Byłam ciekawa, co kombinuje ,ale po chwili wrócił do normalnej postawy i się roześmiał, tym razem głośno i szczerze. – Tak na serio, to wiem stąd, że moja grupa ma angielski dokładnie na tej godzinie z grupą dziennikarską. Duże prawdopodobieństwo. 
- Czekaj, wiem! Ty jesteś z muzycznego profilu. Tak, rany, mam szczęście, że cię znalazłam. – może głupio zabrzmiało, ale naprawdę się ucieszyłam, że znalazłam sposób na dotarcie do auli. Mój wybawca nie przestawał się uśmiechać. 
- Technicznie rzecz biorąc, to ja znalazłem ciebie. A w ogóle to jestem Niall. 
- Madeleine. Maddie albo Magda. – odpowiedziałam, podając mu rękę. Akurat zdążyliśmy zebrać wszystkie moje rzeczy, które starannie włożyłam do torby. 
- To co powiesz na to, żebyśmy poszli już na zajęcia Maddie? – zapytał Niall. Wiedziałam, że wybierze tę formę mego imienia, jak wszyscy Brytyjczycy. 
- Jasne. Tylko tak właściwie mamy spore spóźnienie…..
- Zdaj się na mnie, załatwię to. – powiedział, niedbałym tonem, jakby był bardzo pewny swego. I był, znałam ten ton. W tym momencie mnie olśniło. Nie miał powodu do obaw, jako członek sławnego zespołu. Profil szkoły muzycznej… One Direction. Przed oczami pokazał mi się obraz ze stołówki, kiedy to Niall i jego koledzy siedzieli przy swoim stoliku. Bingo. Nie zamierzałam pokazywać mu, że wiem kim jest, więc tylko skinęłam głową. 
Przez chwilę szliśmy w kompletnej ciszy, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że nie podziękowałam mu za pomoc jak należy. 
- Niall…..
- Tak?
- Dziękuję ci bardzo, za wszystko. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Znaczy wiem, zabiłabym Maxa, ale najpierw musiałabym się dostać do auli. – odgarnęłam grzywkę z oczu.
- Nie ma za co, serio. Cieszę się, że się poznaliśmy. Okoliczności też nie były takie złe…. – dodał.
- Jak dla ciebie. Nie zaliczyłeś gleby na schodach, panie mądry. – prychnęłam, poprawiając torebkę i sweter. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami do Sali. 
- Może nie, ale ratowanie dziewczyn na schodach to moja specjalność, jakem Horan, Niall Horan. – wydeklamował a la Bond. 
- Dobra, Horan. Wchodź. 
Czułam, że mogę mu zaufać. Wszedł pierwszy, oglądając się szybko na mnie. Uderzył mnie gwałtowny podmuch ciepłego powietrza z auli, które było naprawdę rozgrzane w porównaniu z chłodnym klimatem korytarzy. Kobieta w szarym garniturku, stojąca za katedrą zlustrowała nas bystro zza swoich prostokątnych okularów, ale blondyn zachował zimną krew.
- Przepraszamy za spóźnienie, pani Halle. – odezwał się uprzejmym głosem, podlizującego się uczniaka. – Zgubiłem podręcznik i koleżanka pomagała mi go szukać właśnie. – na dowód prawdomówności uniósł jedną z moich książek. A to cwaniak. Już wiedziałam, czemu tak chciał ją trzymać. 
Profesorka zmierzyła mnie wzrokiem, ale po chwili tylko dała nam znak, żebyśmy zajęli miejsca i nie przeszkadzali w wykładzie. Jej twarz złagodniała, kiedy patrzyła na mojego towarzysza. 
- Dobrze, Niall. Siadajcie, zaczynamy już ćwiczenia, skoro jesteśmy w komplecie. Grammar and vocabulary, page 130. – dodała już urzędowym tonem, siadając za biurkiem i czekając aż wszyscy się zorganizują. – Albo zróbcie w parach, zaraz sprawdzimy. 
Wsunęliśmy się z blondynem w rząd ławek. Zdałam sobie sprawę, że wszystkie dziewczyny patrzą na mnie, jakbym zabiła im kogoś bliskiego. No, może z wyjątkiem Cathy, która miała spuszczoną głowę i na mnie nie patrzyła. Tak samo Max, który siedział obok niej. Ale on pewnie się wstydził, że mnie zostawili. W tej chwili chciałam tylko zapaść się pod ziemię, to nie było miłe uczucie. Do tego koło Cathy ulokowała się Tessa, tak więc nie miałam gdzie usiąść. Niall widząc moje spojrzenia, dotknął mojego ramienia. 
- Usiądziesz z nami? – zaproponował, wskazując głową na trzech chłopaków w ostatniej ławce. Udawali bardzo pochłoniętych wykonywanymi zadaniami, ale wiedziałam, że obserwują nas dyskretnie. Co mi pozostało? I co miałam do stracenia? Nic. 
- Ok. Powiedz, że jesteś dobry z gramatyki. 
- Zobaczy się. A jak coś, to ściągniemy od Zayna, obiecuję. – zachęcił. 
Poprowadził mnie w kierunku kolegów, a ja przełknęłam ślinę i starałam się nie patrzeć na zawistne spojrzenia dookoła. Jakoś będzie. Zajęłam szybko pierwsze miejsce z brzegu, gotowa do odwrotu, jakby co. Przywitałam się z chłopakami szybkim „cześć”, ale to tyle, nie patrzyłam na nich często. Otworzyłam natomiast książkę i zaczęłam rozwiązywać przykłady, na chwilę skupiając uwagę na czymś innym. „Ty to masz talent, Collins. Pierwszy dzień i jesteś taką sierotą, że teraz siedzisz w ławce z One Direction. Cała aula chce cię pewnie zabić. Brawo”. – powiedziałam do siebie, w końcu odrywając się od tekstu. 
Niall też już skończył i odwrócił się do mnie. 
- Nudy, co nie?
- Masakra. Powiedz, że tu się coś zaraz zacznie dziać, bo zasnę. – odszepnęłam. – Wszystkie zajęcia tak wyglądają? 
- Nie, na muzyce jest zupełnie inaczej. Ciekawiej, bo tam stawiają na twoją kreatywność. – odpowiedział z pasją słyszalną w głosie. 
- Szkoda, że nie mam muzyki. – westchnęłam. Naprawdę żałowałam, bo może mega talentu nie miałam, ale lubiłam coś tam sobie podśpiewywać od czasu do czasu. Wszyscy czworo od razu się cicho zaśmiali, i do tego bardzo synchronicznie, jakby mieli to wyćwiczone. 
- Dziennikarski, wiedziałem. – odezwał się w końcu odezwał się brunet o lśniących, ułożonych włosach i brązowych oczach, oraz ciemniejszej karnacji. Nie był murzynem, po prostu coś w stylu krajów arabskich. – Też przydatny zawód, no i związany z naszym. Jestem Zayn. Ten to Liam…- chłopak o orzechowych oczach, ciemnych blond włosach i miłej twarzy podał mi rękę. – A ten oto loczuś to Harry. – wskazał na ostatniego, siedzącego najdalej ode mnie. Wydawał mi się najmłodszy, pewnie było to złudzenie spowodowane ilością loczków, okalających jego twarz. Oczy miał w bladym odcieniu zieleni. - A Niall to Niall. 
- No, dzięki, jestem tu! – oburzył się blondyn. – Tak się staram na tych lekcjach, pomagam wam, piszę teksty, wszystko po to, żeby usłyszeć że Niall to Niall. ! 
- No, już księżniczko, don’ t worry. – pocieszył go Liam. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. 
- Ej, ma ktoś z was tą głupią gramatykę, ćwiczenie szóste.? – zapytał nagle Harry. Zdziwiłam się, słysząc że jego głos był męski i głęboki, nieadekwatnie do wyglądu. Moim zdaniem było w nim coś dziecinnego, gdy nerwowo przegryzał ołówek, pochylony nad książką. 
- Masz. – zlitowałam się i podałam mu moje zadania. – Powinno być dobrze. Ale następnym razem ja zrzynam od ciebie, kotku. – mrugnęłam do niego porozumiewawczo. 
- Spoko, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Dla mnie to czarna magia, to co teraz mamy. – Harry był w niebie, że nie musiał sam się głowić nad zadaniami, widziałam to. Zaśmiałam się cicho. Zayn zerkał, czy profesorka nie nadchodzi, a Niall oparł się na łokciu i na mnie spojrzał. 
- Maddie, muszę zapytać… wiesz kim jesteśmy? Nie bierz mnie za bufona, po prostu jestem ciekawy. – wyznał szczerze. Wiedziałam, że któryś z nich o to zapyta, prędzej czy później.
- Wiem, drogi Horanie z One Direction. – pokazałam mu język i zaczęłam bawić się długopisem. – Ale was rozczaruję, nie znam waszych piosenek, nie jestem fanką, Cathy mi was pokazała na śniadaniu. 
- Nie czuję się rozczarowany. – przyznał – Cathy?
- Koleżanka, ta co na nią patrzyłam. – wyjaśniłam. – Założę się, że umiera z ciekawości, co ja tu z tobą robię. 
- Powiesz?
- Wiesz, jak nie chcę to nie mówię. A nie zamierzam się chwalić swoją słabą koordynacją. Nie mówię dużo. – pozwoliłam, żeby tajemniczy uśmiech wstąpił mi na usta.
- To dobrze. Bo wiesz…. Z zasady tego nikomu nie mówimy, ale ciężko nam momentami z tym brakiem prywatności. – dodał, a ja kiwnęłam głową. 
- Wiem. Dlatego nic nie powiem. Ok., weźmy się do roboty, bo nas Halle weźmie do tablicy, a ja ani Harry nie jesteśmy na to gotowi, nie Curly? 
- Nie strasz….- jęknął zapytany, półleżąc na ławce. 
- A skończyłeś przepisywać?
- Ta, już…. – z olśniewającym uśmiechem oddał mi książkę. – Lubię cię. Ty chociaż dajesz mi przepisać, nie to co ci nieczuli mężczyźni. – udał obrażonego na kolegów. To było słodkie. Nie wiedziałam już, co myśleć. Bo… kurczę, polubiłam ich. Ale niestety lekcja skończyła się szybciej niż myślałam.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 3


Od Autorek: Może Jo uzna, że za szybko wstawiam, ale mam napisane już trochę i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, tak więc macie xD Jak się podoba to dobrze, jak nie - przeżyję. Mile widziane komentarze, tak jak byście mogli i chcieli zaprzątać sobie tym głowę ;)


{Link}


Po przebudzeniu około siódmej (cudem), zorientowałam się, że pomimo wczorajszych szaleństw się wyspałam. A do tego to mój pierwszy dzień w szkole, nie wspominając o tym, że byłam totalnie niezorientowana. Moim planem musiało więc być chyba trzymanie się blisko Cathy, co też zamierzałam robić. Na pewno była o niebo lepiej zorientowana niż ja. Co do mojej współlokatorki, to właśnie sobie o niej przypomniałam i rzuciłam szybkie spojrzenie na jej łóżko. Cała była nakryta swoją kołdrą, tak że widziałam tylko burzę hebanowych włosów, wymykających się z ukrycia. Ignorując zasady przyzwoitości, rzuciłam w jej skuloną postać pierwszym, co wpadło mi w ręce- w tym wypadku piórnikiem. Poderwała się machinalnie, rozglądając za potencjalnym zagrożeniem.
- Nie stresuj się tak, to tylko ja. – sprostowałam, tłumiąc ziewnięcie. – I tempo śpiochu, bo niedługo zaczynamy zajęcia.
- Za DWIE godziny, mogłabym równie dobrze jedną przespać! – sprzeciw Cathy był tak głośny, że pewnie nawet na parterze go słyszeli. Pierdole, nie idę do szkoły……- jęknęła, wtulając głowę w poduszkę.
- Oj, chyba ci się coś pomyliło, taki kit to wciskaj mamie. Zbieraj się, zajmuję łazienkę. – zakomunikowałam i nie czekając na jej odpowiedź, zamknęłam się na klucz, z misją ułożenia włosów, które poskręcały się w denne loczki. Hate it. Już do tego przywykłam, że w nocy moje włosy żyły własnym życiem. Po kilku minutach się poddałam, tylko spięłam całość klamrą, żeby jakoś wyglądało. Wzięłam szybki prysznic, pamiętając o zasadach oszczędzania wody, o których Cathy nagminnie przypominała poprzedniego dnia. Ubrałam się pospiesznie w czarną spódniczkę i mundurek, który przyszykowała mi współlokatorka. Wyglądało to nieźle, pod warunkiem, że lubiło się staroświecki styl. Sweterek był w kolorze granatowym, z wyszytym na piersi, złotymi nićmi, logo szkoły. Krytycznie się sobie przyjrzałam i wyjęłam z szafy czarne kozaki na koturnie, które sprawiły, że byłam trochę wyższa niż moje 170 cm. Jedynym co naprawdę mi się podobało w tym stroju był bordowy krawat. Lubiłam męskie dodatki i to było bardzo w moim stylu. Sprawnie zawiązałam go na koszuli, wypuszczając kołnierzyk i układając go na sweterku. Dorzuciłam jeszcze tylko lekki makijaż, by zamaskować wory pod oczami i tyle. Nie malowałam się, żeby wyglądać, tylko żeby się maskować, to mnie trochę różniło od koleżanek, które nadużywały wszystkiego co się wiązało w makijażem.
- Co za przedmioty w ogóle mamy dzisiaj? – zapytałam, wracając do pokoju i domykając drzwi nogą. Cat była już ubrana, ale co prawda porządnie nieuczesana, więc nie komentowałam. Siedziała na łóżku, pakując swoje rzeczy do torebki z najnowszej kolekcji New Yorkera.
- Dwie godziny angielskiego, warsztaty, przerwę na lunch, później podstawy dziennikarstwa i zajęcia z dykcji. Nie tak źle. Angielski mamy z grupą muzyczną, ich jest mniej, więc jesteśmy łączeni. – dodała z błyskiem w oku. Mogłam się domyślić, że coś ją bardzo absorbuje w tej grupie.
- Niech zgadnę, najseksowniejsza grupa na roku? – podsunęłam, próbując przypomnieć sobie co ja gdzie schowałam. Cat znieruchomiała.
- Jak już o tym mowa, to w całej szkole, tak słyszałam od starszych dziewczyn. Sami chłopcy, jest ich ośmiu. A wśród tej ósemki są…. – przerwała, budując napięcie – Tylko nie padnij, ale One Direction!! – wrzasnęła, zarzucając mi ręce na ramiona. – Będziemy mieć z nimi zajęcie, nie wierzę! Tak ich kocham, są doskonali! A te głosy... co? – zapytała widząc moją minę.
- Wiesz, ja tak właściwie pierwszy raz o nich słyszę. – stwierdziłam. Była to prawda, nie obiło mi się nigdy o uszy jakieś tam One Direction. W Polsce nikt jakoś tak nie robił szumu, albo to po prostu ja nie słuchałam wystarczająco dokładnie. Tak czy inaczej, nie kojarzyłam i nie rozumiałam tego zainteresowania koleżanki jakimiś chłopakami.
- Żartujesz sobie, prawda?! – zaśmiała się Cathy. – Nie? O shit, straciłaś kawał historii angielskiej muzyki. Otóż, jest to najsłynniejszy brytyjsko – irlandzki boysband.
I wszystko się wyjaśniło. Nie chciałam martwić dziewczyny, ale nie słuchałam takiej muzyki. Nie kręciła mnie banda wymalowanych pedałowatych chłopców, w obcisłych spodniach i różowych koszulkach, śpiewających wszystko co podoba się dziewczynom. Mistrzowie słodzenia, takie miałam zdanie o takich grupach. Albo zjawisko klonowania Biebera, niestety niezwykle popularne. Jako zwolenniczka AC/DC nie orientowałam się w temacie.
- Ok, ok. Spokojnie Cathy, to tylko studenci, jak i my. – westchnęłam, wyobrażając sobie, że na angielskim nie dane mi będzie czegokolwiek się nauczyć, jeśli usiądę z Cat, która przesiedzi całe dwie godziny, paplając o swoich idolach. – Nie podniecaj się tak, na pewno nie ma czym.
- Nie wiesz jeszcze co mówisz! Jak ich zobaczysz, to zmienisz zdanie. – przekonywała. – Jak chcesz, to ci puszczę ich kawałki. – zaoferowała mi swój MP3, ale z uśmiechem pokręciłam głową.
- Dziękuję, kochana, może kiedyś. Na razie chciałabym poznać naszą grupę, wiesz?- zaczęłam powoli zmieniać temat, a poza tym naprawdę chciałam już poznać ludzi. Cathy machnęła ręką, ale po chwili już chyba zapomniała się irytować, bo wzięła mnie pod ramię, ciągnąc do drzwi, a drugą ręką pisząc esemesa.
Zeszłyśmy po krętych, kolistych schodkach, mijając po drodze dziesiątki innych ubranych jak my studentów. To nie przypominało szkół, do jakich chodziłam – w nich zawsze było głośno i tłoczno, wszyscy dzielili się nowinkami z wakacyjnych zdobyczy i takie tam. Tutaj natomiast, ludzie mijając się, kłaniali się sobie grzecznie. Gdzieniegdzie po bokach stały niewielkie grupki, z książkami w dłoniach, wymieniając się opiniami o nauczycielach. Cathy poprowadziła mnie na prawo, jak się dowiedziałam, w kierunku stołówki, która to była miejscem obrad i spotkań. Kiedy weszłyśmy do środka, przez oszklone drzwi, zrozumiałam dlaczego. Było to najbardziej przestrzenne pomieszczenie jakie kiedykolwiek widziałam. No, ale poza niebotycznymi rozmiarami wyglądała w miarę normalnie, co też zaakceptowałam z uśmiechem. Długie rzędy stolików stały równo po obu stronach Sali, przy niektórych siedziały już grupy, niektóre były puste. Przez duże, jasne okna wpadały promienie jesiennego słońca. Minęłyśmy z czarnowłosą kilka stolików, przy których studenci rozmawiali swobodnie przy śniadaniu. Kupiłyśmy sobie kanapki i także skierowałyśmy się do naszej grupy, która to , według informacji Cathy, siedziała w połowie rzędu po lewej.
- Jakoś ich mało..- zauważyłam szeptem, przytrzymując ją za łokieć.
- To prywatna elitarna uczelnia, studentów i tak jest mało. Góra po piętnaście w klasie, z wyjątkiem muzycznych jak już mówiłam. – zaśmiała się.
- Tak mało chętnych.?
- Tak trudno się dostać, Mad. Mają o wiele więcej przedmiotów niż my i w ogóle są przygotowywani do sławy, więc są specyficzni. – puściła perski oko i zachęciła mnie uśmiechem. – No, chodź! – to mówiąc odwróciła się do innych i swobodnym krokiem podeszła bliżej stolika. Nie zostało mi nic innego, jak zrobić to samo. – Hej, ludzie! To nasza nowa koleżanka z Polski, Maddie. – zaanonsowała mnie tak, że pewnie słyszała to połowa Sali. Pokręciłam lekko głową, czując na sobie spojrzenia dwunastki osób, bo tyle ich naliczyłam. Na szczęście uśmiechali się, wszyscy, a ich pogodne twarze wyrażały przyjazne nastawienie.
- Cześć. – odezwałam się – Co tu dodać? Mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną na roku. – zażartowałam żeby się rozluźnić.
- Jak chcesz coś dodać, to możesz dać swój numer. – wysoki rudzielec o przenikliwym spojrzeniu podniósł się ze swojego miejsca. – Hej, jestem Max. Miło cię poznać. – skinęłam mu głową, przez chwilę się na siebie patrzyliśmy, a potem całe towarzystwo zrobiło mi i Cat miejsce, żebyśmy nie stały. Numeru Maxowi nie dałam, ale stwierdziłam, że może jak zasłuży.
Poznałam po kolei Tessę, Ricka, Ethana, Clarka, Kyle’ a, Madison, Nelly, Josha, Davida i bliźniaczki Ericsson : Gaby i Carlę. Moje pierwsze wrażenia, ku lekkiemu zdziwieniu, były lepiej niż pozytywne. Ludzie mili i weseli, chętni do rozmów. Może z drobnym wyjątkiem wykluczającym Tessę, która patrzyła na mnie wyniośle. Nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy, a już dyskutowałam z Ethanem i Maxem o rozgrywkach Champions League, jakbyśmy znali się od dawna. Jedyną różnicą między kontaktem z nimi i z polskimi kolegami, była kwestia języka, ale naprawdę jak dotąd rozumiałam wszystko co do mnie mówili. Oczywiście nie dosłownie wszystko, ale kontekst, z którego wyciągałam najważniejsze informacje. Z moją angielszczyzną nie było jeszcze tak źle, co tylko dawało mi powód do dumy. Oksford wydał mi się teraz o wiele bardziej przyjaznym miejscem, niż tego wieczora, gdy spojrzałam na wiekową zabudowę po raz pierwszy.
Toczyła się właśnie rozmowa o profilach i poszczególnych grupach, w którą się żywo zaangażowałam, kiedy drzwi stołówki po raz kolejny się otworzyły. Wokoło nas zawrzało, odwróciłam się dopiero kiedy Cathy szturchnęła mnie pospiesznie w ramię, szeptem nadając „że też po ziemi chodzą tak idealne istoty”. Prychnęłam, chcąc nakazać jej spokój, bo chciałam zjeść normalnie śniadanie, ale zirytowana zdałam sobie sprawę, że wszystkie dziewczyny na Sali robią to samo co Cat. Czytaj, patrzą jak sroka w gnat na tych, co właśnie weszli. Do tego zaczęły tym denerwująco kobiecym ruchem poprawiać włosy i makijaż.
- O co znowu chodzi? – zapytałam Maxa, ale odpowiedziała mi Tessa , która jak się okazało, kontaktowała.
- No wiesz co? One Direction wchodzą do środka, a ta się pyta, co się dzieje! – niemal warknęła z oburzenia. Nagle wydała mi się niezmiernie irytująca.
- O rany, może nie napalam się jak idiotka na byle chłopaków, sorry! – uniosłam ręce do góry, powstrzymując się od chęci walnięcia tej krowy prosto w twarz. Sądząc po jej minie, robiła dokładnie to samo.
- Hej, dziewczyny, spokojnie…- włączył się Max, nie pozwalając nam się rozkręcić. – To nie powód do kłótni, Tessa wyluzuj. Uszanuj to, że nie każdy jest entuzjastą boskich loczków Harry’ ego. – posłał mi przy tym uśmiech. Byłam mu wdzięczna za wzięcie mojej strony. Tess burknęła coś w odpowiedzi, ale po chwili wróciła do podziwiania swoich obiektów westchnień.
Powiodłam spojrzeniem aż do czwórki chłopaków, o których się tyle rozchodziło. Siedzieli przy oddzielnym stoliku na podwyższeniu przy oknie. Skojarzyli mi się z tzw. „arystokracją”, jak to się mawiało w liceum, bo ci też zawsze zajmowali lepsze miejsca i nie rozmawiali z ludźmi spoza grona. Może i byli przystojni na swój sposób, ale coś mi nie pasowało.
- Ej, ale boysbandy nie mają po pięciu członków czasami? – zastanawiałam się. Nelly uśmiechnęła się z dystansem i zmarszczyła brwi. Wyprostowałam się.
- No, jak już o tym wspominasz… niekoniecznie, ale oni mają jeszcze piątego, owszem. Taki słodziak. Ale jakoś nikt go tu nie widział na lekcjach. A zaufaj, że się rozglądałyśmy. Zawsze chodzą w czwórkę. – powiedziała, pochylając się do mnie.
- Pewnie chodzi do innej szkoły czy coś. – Fuck, czy ja właśnie dyskutowałam o One Direction, o którym nie miałam zielonego pojęcia? – To chyba możliwe, nie? Może na Harvard. Ja tam nie wiem, nie znam.
- No, możliwe, tylko…- ocknęła się Cathy, przysuwając sobie napój. Upiła łyk w zamyśleniu. – Miałby chodzić sam do innej szkoły, to trochę bez sensu…. bo…
- Nieważne…- ucięłam, klepiąc ją w ramię. Dziwiłam się sama sobie, że zaczęłam ten temat. Wyjęłam z torebki książkę od angielskiego i zaczęłam przeglądać rozdziały, w czym towarzyszył mi Max, a dziewczęta na powrót zajęły się rozmowami. Od czasu do czasu spoglądałam z politowaniem na koleżanki, aż w końcu wybiła dziewiąta i trzeba było się zbierać na zajęcia. Uprzedziłam Cathy, że spotkamy się na górze, a ona mechanicznie kiwnęła głową.
- Hej, chłopaki, idziecie? Pokaże mi ktoś, gdzie jest ta sala? – zagadnęłam Maxa i Davida, siedzących najbliżej. Od razu się zgodzili, bo jak wiadomo ich ten cały cyrk z mizdrzeniem się do tamtych nie interesował.

Rozdział 2

Od Autorek: Tym razem zupełnie nie wiem o czym to jest, gdyż iż ponieważ... No po prostu nie pisałam tego, a pisała to moja kuzynka. Mad, chcesz coś powiedzieć? "No tylko tyle że niedługo Niall, ale nie tutaj :p" No widzicie!! Fajnie się zapowiada, co?! Pisała dla was Jo ;D !! A teraz czas na twórczość Mad  xD .


I jak zwykle muzyczka... xD
Musiałam przyznać, że po wyjściu z windy zaczęłam się trochę bardziej denerwować. No bo kto wie, co to za jedna, ta brytyjska współlokatorka. Mogła być równie dobrze wykutą szarą myszką, co by mi odpowiadało, jak i wredną ladacznicą, która przywłaszczyłaby sobie całą łazienkę i miała w szafie setki kolorowych szpileczek na różne okazje. Nie daj Boże, gdyby miała chłopaka którego przemycałaby do naszego pokoju, żeby „się uczyć”. W takim układzie chyba jednak mogłabym spać w łazience, albo robić awanturę.
Zdałam sobie sprawę, że znów poniosła mnie wyobraźnia, z którą powinnam chyba pójść do psychiatry, bo takie rzeczy mi często chodziły po głowie, że módlcie się moherowe babcie. Stanęłam przed drzwiami, na których aż raziły w oczy złote litery 166. Nie wspominając już o tym, że jakby wstawić za 1 – 6 to byłby ciekawy pokój. Zapukałam i , słysząc zachęcające „Come in”, nacisnęłam klamkę. Moim oczom ukazał się na szczęście dość normalny pokoik, z dwoma oknami, w których wisiały bladoniebieskie firanki, pod kolor ścian, w trochę ciemniejszym odcieniu błękitu. Dwa łóżka po przeciwnych stronach, dość duża z pozoru drewniana szafa na ubrania – właściwie garderoba, z lustrem obok. Tyle zdążyłam zauważyć, zanim pojawiła się przede mną wysoka czarnowłosa studentka, ubrana w luźny modny sweter, wytarte dżinsy i martensy. Ani śladu różu i chłopaka na horyzoncie, więc w miarę usatysfakcjonowana, wyciągnęłam rękę.
- Hej, jestem….
- Madeleine, wiem. – uśmiechnęła się. – Sorry, ale nie mogłam się doczekać i powypytywałam o ciebie, a miła pani z recepcji była usłużna. – dorzuciła bezpośrednio.- Jestem Catherine Redwood, ale mów mi Cathy, bo nie znoszę tego pierwszego.
- Jasne. W sumie to mam na imię Magda, ale zapewne nikt z was tego nie wypowie, więc zostanie Maddie. – uścisnęłyśmy sobie ręce, po czym Cathy się odwróciła i wskazał na łóżko po lewej stronie. – Wiem, że sobie przywłaszczyłam to po prawej, ale byłam tak podekscytowana, że już wszystko rozrzuciłam, więc zostaje ci to drugie.
- Nie ma sprawy, widzę, że się dogadamy co do kwestii sprzątania pokoju. – powiedziałam, obserwując jak Cathy próbuje znaleźć telefon na kupce rozwalonych ciuchów koło łóżka.
- Och, no tak…. Już posprzątam, jak dasz mi kilka minut. – schowała ręce za siebie.
- Coś, ty, zostaw. Nie należę do pedantów, czy tym podobnych. – odparłam, kładąc swoje rzeczy obok biurka i zdejmując kurtkę. Klapnęłam na pościel i dopiero przy kontakcie z miękkim łóżkiem, zdałam sobie sprawę, jaka jestem zmęczona.
- Ha, widzę, że też ci się podoba łóżeczko. – zaśmiała się czarna, widząc moje wygibasy. -No, na to akurat nie można narzekać, bo są wygodne. Łazienka trochę ciasna, ale do wszystkiego idzie przywyknąć. Jestem tu od dwóch godzin, a już się czuję jak na swoim, luz.
- Widzę właśnie. Masz rację, a ja tam z przystosowywaniem się nie mam kłopotów. I nie narzekaj na łazienkę, widziałam gorsze w swoim życiu.
- Powiedzmy, że wierzę, ale ja tam lubię mieć dużo miejsca. – przewróciła oczami. – Co do reszty spraw, to powiem ci, że nawet fajne są laski z roku, które poznałam. Miłe towarzystwo to podstawa. A faceci…. Mmm, tu jest nieźle. – dodała z rozmarzeniem, potrząsając głową.
- Coś konkretnego masz na myśli? – od razu rozpoznałam to spojrzenie.
- Może, może. Na zajęciach zobaczysz, już ja o to zadbam. Pochodzę z małego miasta, tam nie ma takiego wyboru, a ta szkoła jest wyjątkowo udana, jeśli chodzi o przystojniaków, jak zdążyłam zauważyć.
- Cathy, nie zrozum mnie źle, ale jesteś tu dopiero kilka godzin. Jak ty zdążyłaś zrobić wywiad środowiskowy, co?
- Ma się specjalne talenty, moja droga. Musisz zobaczyć na własne oczy, co ci będę opowiadać. Tymczasem….- pociągnęła mnie do okna i usiadła na szerokim parapecie, zmuszając do tego samego. – Muszę cię lepiej poznać, nie sądzisz? Spędzimy szczęśliwe cztery lata w tej ciemnicy, mój współwięźniu.
- Co za żarty, proszę cię. Ja czterech lat nie przeżyję, to są STUDIA. – podkreśliłam, ze śmiechem. No, chociaż kontakt załapałyśmy, to był powód do radości. Cathy wydała mi się bardzo otwarta, a takie osoby lubiłam najbardziej i łatwo się do nich przyzwyczajałam.
- Musisz przeżyć, nie cierpię zmieniać współwięźniów, zawsze wtedy istnieje ryzyko dostania dupka z przydziału. – podsumowała, wzruszając ramionami. – Tak miałam w internacie w liceum, normalnie dziewczyna miała wypchanego pieska z którym spała. Duże dziecko i tak dalej. To był koszmar. A u ciebie?
- No, nie mieszkałam nigdy w internacie, miałam szkołę pod domem. – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Rodzicom zależało na budowaniu atmosfery rodzinnej, znasz te teksty. Wspólne obiady niedzielne, wypady na zakupy, gotowanie.
- Fajnie miałaś, zazdroszczę.
- Nie ma czego. To tylko pobożne życzenia, rzeczywistość wyglądała tak, że jadłam pizze, chodziłam sama na zakupy i zostawałam na noc. Jedyne, co było ok, to swoboda.
- No tak, u nas w Anglii jest podobnie, tyle, że to rodzice po czasie chcą, żeby dziecko się usamodzielniło i wiesz: kasa, coś tam jeszcze i leć dziecko. – zaśmiała się.
- A skąd dokładnie jesteś?
- Północ kraju, jest prawie jak w Skandynawii, choć krajobrazy polecam. – oznajmiła głosem niczym z reklamy biura podróży. Powstrzymałam śmiech. – Tu jest nawet ciepło, że tak powiem.
- Mi nie za bardzo, nasz klimat jest raczej ciepły. A tu ten deszcz….- pożaliłam się. – Ale to nie tak, bo zimno mi nie przeszkadza, nie bierz mnie za jakąś ofiarę losu .
- Spoko, wcale tak nie wyglądasz, ofiaro. – podsunęła, szturchając mnie.
- A idź! – nie patrząc na to, że miałyśmy po 19 lat, wzięłam do ręki poduszkę i kiedy koleżanka się nie spodziewała, z całej siły rzuciłam w nią jasiek. Nie pozostała mi dłużna i swój pierwszy wieczór w Oksfordzie spędziłam walcząc na poduszki w internacie. To nic, że trochę zawartości poduszek, a w sumie może i połowa , leżało teraz na podłodze. Zmęczone walką i podróżą, poszłyśmy spać około 3 rano, zapominając o zajęciach dnia następnego.

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 1

Od autorek: Krótki, ale trzeba przebrnąć przez początkowe opisy i takie tam. ;) x

Kiedy obudził mnie gwałtowny wstrząs, zwiastujący lądowanie, przemknęło mi przez myśl, że ta znerwicowana pasażerka wykrakała to co chciała. Ale jak na pierwszy lot samolotem, nieźle mi poszło, a do tego szybko upewniłam się, że bezpiecznie znaleźliśmy się na ziemi. W samolocie na powrót nastał gwar i wesołe rozmowy, pasażerowie włączali telefony i dzwonili do znajomych, żeby przekazać im dumne „ I live, fuck Heaven and Hell”. No, to drugie to może się do mnie odnosiło, bo normalni ludzie pewnie tak nie mówią.
Tak jakby nie patrząc, to bardzo szybko minęły te godziny lotu, wydawałoby się, że dopiero wsiedliśmy a tak naprawdę to już cała play lista z mojego MP4 zdążyła przelecieć. Niespiesznie narzuciłam na siebie moją czarną kurtkę i zebrałam rzeczy, które wyjmowałam. Trochę się rozruszałam, bo moje nieszczęsne kolana zaczynał już powoli naznaczać reumatyzm. Starość nie radość. Swoją ukochaną czarną torbę, którą dostałam od mojej ukochanej kuzynki Jo, na któreś tam urodziny, oczywiście zarzuciłam na ramię. Nie zabierałam wiele bagażu, za co teraz dziękowałam swojej przezorności, bo nie miałam ochoty na targanie ze sobą nie wiadomo ilu rzeczy. Wysiadłam z samolotu, lekko zirytowana, bo zaczynało kropić – jak uważało wielu Polaków, typowa angielska pogoda. Zdawałam sobie sprawę, że w Anglii pada częściej niż w moim kraju, ale i tak liczyłam na lepsze powitanie. Westchnęłam, rozładowując emocje, odgarniając szybkim ruchem mokrą grzywkę z czoła. Nie cierpiałam, kiedy coś po mnie spływało. Mijałam moich współpasażerów. Każdy z nich był witany przez większą lub mniejszą, ale znajomą grupę. Byłam sama. Nie pierwszy raz zresztą. Przez chwilę ogarnęły mnie wątpliwości, myśl, że tu nie pasuję. Rozejrzałam się, potem przymknęłam na chwilę oczy i próbowałam zachować powagę i opanowanie. Nie masz już 11 lat, zepnij dupę. Na szczęście to minęło tak szybko jak się zaczęło i już po chwili mogłam maszerować przez halę przylotów z uniesioną głową… no i trochę ociekając wodą, ale to jak wszyscy. Nie wyróżniałam się z tłumu. Szybko przeszłam przez przeprawę, bez problemów. Z dokumentami na szczęście wszystko było w porządku i dobrze, bo nie miałam siły na jakieś zatargi z Brytyjczykami.
Minęłam najbliższe wystawy sklepów przy wyjściu z hal i skierowałam się na postój taksówek, słynnych żółtych kanarków. Uśmiechnęłam się, pamiętając, jak zawsze z nich żartowaliśmy w Polsce. Z nich i z czerwonych autobusów. Zorientowana w terenie, dojrzałam też w oddali gmach szkoły, która znowu nie była aż tak daleko…. Kilka przecznic. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że stoję w miejscu, wpatrzona w przestrzeń i moknę coraz bardziej. Grr…. Świetnie się zaczynało. Nie chciało mi się szukać parasola, więc przyspieszyłam kroku. Wsiadłam do pierwszej z brzegu taksówki i podałam adres uczelni. Kierowca lekko odwrócił się do mnie z uśmiechem.
- Pierwszy raz w Oksfordzie?- zagadnął wesoło, z gardłowym śmiechem.
- Tak – przytaknęłam i żeby nie wyjść na zołzę, dodałam szybko: - Oby pogoda się poprawiła. W sumie proszę na Lexon Street, do internatu Soundace.
- Nowa studentka, tak się domyślałem. Zagraniczny akcent . – dodał przymilnie i włączył licznik. Oparłam się o szybę i skinęłam głową. Wycieraczki kilka razy przetarły szyby zanim ruszyliśmy.
- Można tak powiedzieć. – szybko i odruchowo poprawiłam włosy, teraz już nieźle zlepione przez deszcz, który zaczął stopniowo narastać. Słyszałam jak bębnił w dach samochodu.
- A skąd pani jest? Przywozimy już od rana studentów z różnych stron świata, jest niemałe zamieszanie. W sumie ta szkoła to i nazwa i prestiż. Przy okazji, już gratulacje.
- Dziękuję. Ja jestem z Polski, zza morza. – Uśmiechałam się pod nosem, dobrze znając opinię obcokrajowców o Polakach. Taksówkarz jednak zachowywał się jak przystało i skinął głową.
- Dość daleka podróż. Mam nadzieję, że miasto się pani spodoba. Kiedy nie ma deszczu, jest naprawdę pięknie. To stare, zabytkowe miasto, ale to sama pani zobaczy z czasem.  A oto i Kampu, jesteśmy. – zakończył, parkując pod samym wejściem, żebym miała blisko i nie biegała w ulewie. Uśmiechnęłam się promiennie, wyciągając pieniądze.
Zapłaciłam, spoglądając na ogromny, wielopiętrowy budynek. Przez głowę mi przeszło, że to jakiś błąd, i że to szkoła, ale się pomyliłam. Ona była jeszcze większa, jej mury wybijały się ponad te internatu, który stanowił dla niej zasłonę. Widocznie trzeba było przejść przez boisko, by dostać się do szkoły. Ściany były białe, nieskazitelne i nadające dość przyjemnego wizerunku, podobnie jak na zdjęciach i broszurach. Okna z epoki wiktoriańskiej wypełniały metrowe witraże, a do środka prowadziły murowane schodki z poręczami. Deszcz już trochę ustępował, w samą porę, bo mój humor był już dość zszargany. Wiatr jednak promieniował chłodem, także otuliłam się kurtką i ruszyłam na spotkanie mojego nowego życia akademickiego. Drzwi ustąpiły nadspodziewanie lekko, choć były rzeźbione i wyglądały na ciężkie. Renomowana uczelnia z tradycjami – przypomniałam sobie cicho.
Wnętrze było takie jak się spodziewałam, przytulne, gustownie urządzone, zakładałam że kobiecą ręką, nie obrażając jednak facetów. Moją uwagę przykuła recepcja, przy której siedziała pani około czterdziestki, blondynka w marynarce. Jak widać, pewne normy pracowników obowiązywały. Tak w ogóle to nie miałam nic przeciwko noszeniu garniturów. Kobieta podniosła głowę, gdy się zbliżyłam i oparłam o biurko, starając się zachować normalną pozę nowej studentki na początku nauki. 
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- zagadnęła, z tak szerokim uśmiechem, że zastanawiałam się, jak udaje jej się tak wytrzymać.
- Nazywam się Madeleine Collins, jestem nową studentką z międzynarodowego programu dla stypendystów. Może powie mi pani, co i jak, bo trochę ciężko się odnaleźć w tym wielkim budynku. – machnęłam ręką za siebie, także się uśmiechając. Plan wykonany.
- Jasne, już sprawdzę w którym jesteś pokoju, kotku, a potem już pójdzie do przodu, bez obaw. – stwierdziła służbowym tonem i wklepała moje dane do bazy, uprzednio spoglądając na moje dokumenty. – O, i proszę. Pokój 166, drugie piętro, korytarz po lewej. Twoja współlokatorka już się zameldowała, tak więc jest otwarty, ale tu są twoje klucze. – sięgnęła do szafki z tyłu i wyciągnęła kluczyk, mały z pomarańczowym oznaczeniem.
- Dziękuję. – skinęłam głową, chowając go do kieszeni i modląc się, żebym z moim talentem nie zgubiła go już pierwszego dnia.
- Trafi pani sama, czy zawołać kogoś?
- Nie ma potrzeby, dam radę. – skierowałam się do staroświeckiej windy z zasuwanymi wrotami, a la kopia windy na Titanicu. Normalnie weszłabym po schodach, ale w sumie nie było ich w zasięgu wzroku, a byłam już nieźle zmęczona. Nie wspomniałam o tym, że sama winda miała rozmiary przeciętnej łazienki w blokach wedle polskich warunków mieszkaniowych. Do tego za chwilę miałam stanąć przed dziewczyną, z którą spędzę w jednym pokoju cztery lata na uczelni. Żyć nie umierać. Chyba, że winda spadnie albo coś. 

PROLOG

Od Autorek: Okej, to jest dopiero prolog, wiemy. Ale to już coś, nieprawdaż? Na początku może być nudno, ale z czasem zapewniamy, że się rozkręci... Miłego czytania ;) .

Muzyczka pod bloga
Siedząc w samolocie do Anglii przeżywałam właśnie jakieś załamanie nerwowe, wpatrując się w starszą parę, siedzącą na ławeczce w hali odlotów, naprzeciwko mojego pasa startowego. W tym momencie zazdrościłam im takiej miłości, która wytrzymała tyle lat, gdyż takowej nie doświadczyłam i nie spodziewałam się na razie doświadczać. Ja miałam z góry ustalony plan i na razie pierwszym punktem na liście rzeczy do zrealizowania była podróż do Oksfordu – niestety, albo, jak kto uważa, w celach naukowych. Słynne miasto uniwersyteckie, i tak dalej. Zaczynałam mój pierwszy semestr na uczelni i trochę się mimo wszystko stresowałam, bo jak wiadomo w Anglii język polski, którym oczywiście władałam najbieglej, nie wchodził w grę. Nie oznaczało to, że byłam nieukiem i nie potrafiłam komunikatywnie rozmawiać po angielsku, bo wychodziłam z zasady, że czego bym nie powiedziała, i tak wszyscy zrozumieją, w końcu się do tego języka przykładałam w podstawówce, gimnazjum i…. chyba nie w liceum, ale co tam. Jeśli idzie o aklimatyzację językową, nie miałam obaw, jeśli o resztę….
Z jednej strony byłam w niebie, bo to otwierało nowe możliwości, których nie oferowały mi szkoły w kraju. Ale patrząc na to przez pryzmat starych przyjaźni, ludzi, których poznałam i których zostawiłam – było ciężko tak po prostu się cieszyć tym wyjazdem. Pewność, że jeśli wrócę, będę już kimś zupełnie innym, była stuprocentowa.
Jednak mimo, że na to nie wyglądałam to skończyłam 19 lat i mogłam zadecydować, czego chcę. Problem stanowiło to, że nie wiedziałam czego chcę, na co jestem gotowa. Od zawsze miałam kłopoty z wyznaczaniem sobie celów i dążeniem do nich konsekwentnie – po prostu po czasie mi się nudziło i przerzucałam uwagę na inny obiekt. Tak na przykład uczyłam się grać na gitarze i tak się uczyłam, że teraz umiem całe kilka akordów. Świetny przykład.
Miałam jednak słabość, która mi się nie znudziła, bo po prostu tworzyła sens mojego życia. Od dziecka kochałam wyczynowe sporty, MotoCross, żużel, rajdy i tym podobne. Dlatego też rodzice, oboje dziennikarze- tata sportowy, mama muzyczny- dokładali wszelkich starań, bym także wybrała tę drogę. No i dopięli swego, bo w sumie, choć miałam wątpliwości, to zdecydowałam się jednak na kierunek dziennikarstwo. Bolało jedynie to, że rodzice ani przyjaciele nigdy nie zapytali wprost, co jest moim marzeniem. Pewnie odpowiedziałabym ogólnikowo, bo naprawdę to jeszcze tego nie wiem, ale liczyłaby się chociaż sama intencja. Ale trudno, musiałam to zaakceptować, w najgorszym wypadku skończyłabym w rodzinnej gazecie czy rozgłośni radiowej. Co w sumie nie było chyba takie złe, dla ludzi, którzy lubią postępować według harmonogramów. Dziennikarstwo może i było ciekawe, ale trochę monotonne, jak już się dłużej w to zagłębiać. Ciągle te same Schematy: jedź, obserwuj, rozmawiaj, pisz, rób zdjęcia. Tak wyglądała praca moich rodziców, podczas gdy ja siedziałam w naszej willi z basenem i nudziłam się, godzinami oglądając powtórki seriali na Canal+. Pewnie dlatego tak mi obrzydł ten zawód.
Była jeszcze jedna rzecz…. Mianowicie były chłopak, także związany z dziennikarstwem. Był starszy o trzy lata, poznaliśmy się na jakimś zjeździe czy warsztatach – już nawet nie pamiętałam. Nie przedłużając, nie opisując szczegółów,…. Bartek z miłego chłopaka w ciągu miesięcy zmienił się nie do poznania i był jedną z przyczyn, dla których opuszczałam kraj. Nie JEDYNĄ oczywiście, ale jedną z wielu.
Samolot powoli podchodził do startu, padły komunikaty ostrzegawcze o zapięcie pasów, a stewardessa uspokajająco rozmawiała ze zdenerwowaną panią z przodu, która miała wizje spadającej do wody maszyny. Westchnęłam z politowaniem. Kobieto, gdyby wszystkie samoloty spadały, nie miał by kto nakręcić o tym filmów, a świat w przyspieszonym tempie zacząłby się kończyć. Apokalipsa i hurra.
Póki co, nie myślałam nad tym, jak będzie w Londynie, bo na to jeszcze miałam czas, a poza tym, wyobrażenia często odbiegają od rzeczywistości, nawet bardzo. W nadziei, że jakoś to będzie i że znajdę sobie odpowiednie towarzystwo, żeby było z kim chodzić na fajkę czy na imprezę, nałożyłam słuchawki na uszy i wyglądając przez okno, dałam się ponieść melodii fortepianu Mozarta. Dźwięk fortepianu zawsze uspokajał.


Jeśli można, prosimy o szczere opinie ;) Rozdziału pierwszego można się spodziewać pod wieczór albo jutro do południa xx