środa, 25 września 2013

Info

Przepraszam. Jestem w dole psychicznym. Chyba nic już z tego nie będzie. Naprawdę nie chodzi o wenę, ale sobie nie radzę. Może jeszcze coś tu dodam, bo mam napisane parę rozdziałów, ale... powoli wątpię w to wszystko. Przepraszam.

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 11

Od Autorek: Znowu, znowu... znowu nawaliłam. Miałam dodawać regularnie, ale jakoś ciężko mi się ostatnio pozbierać. I, szczerze mówiąc, rozważam zawieszenie bloga, bo i tak nikt tego nie czyta. Ale na razie jeszcze coś na dodam ;)


Give In To Me

Tego dnia wszystkie zajęcia dłużyły się niemiłosiernie, jakby na złość i żeby popsuć mój dobry humor. Nie ukrywałam, spieszyło mi się do domu Louisa, chciałam znowu poczuć się jak dziecko, rzucając żelkami i jedząc nutellę, czy coś tam. To wszystko było takie beztroskie, zupełnie jak z czasów przedszkola,… a przy dziewczynach bałabym się aż tak otworzyć. 
Nie miałam dziś zajęć z literatury angielskiej, ale była za to matma, na której rysowałam z Hazzą samolociki i tym podobne. Liam co chwilę szeptał nam, żebyśmy się zamknęli i zaczęli słuchać, bo on zamierza coś zrozumieć. Było to jednak bezcelowe, bo moje podejście do matmy było identyczne, jak Harolda – Nie rozumiem, po cholerę mi to…. Mam inne zajęcia.
Może i gdybym zaczęła uważać na lekcjach, coś by się poprawiło, ale chyba mi się nie chciało. W ostateczności mogłam zmusić Louisa by mi tłumaczył.  Właśnie, Lou… od wczoraj dość często jak na jeden dzień pojawił się w moich myślach, w różnych obrazkach – czy to walka na żelki, czy choćby zwykła wspólna „nauka”.  Nic w jego kwestii nie było jasne i to mnie dobijało. Ten chłopak był wielką zagadką (no dosłownie nawet nie taką wielką). Jeszcze nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś gada o wszystkim byle nie o sobie. A Louis i jego przemyślenia na temat seksu grzechotników wczoraj, to już było istne mistrzostwo w zmianie tematu. Nie chciałam być niegrzeczna czy irytująca, ale ta niewiedza mnie niepokoiła. Sama nie wiedziałam, czemu i co się dzieje. Przeczucie? Obawa, że …. że co? No, właśnie. Nie było powodów do obaw.
Ostatnie chwile popołudnia postanowiłam spędzić inaczej niż zawsze, tzn. wyjść na mały spacer po obszernym dziedzińcu który aż się o to prosił. Było pusto i cicho, doprawdy dziwiłam się ludziom, że wolą spędzać przerwy w tym szkolnym zaduchu, zamiast aktywnie. Owinęłam twarz szalikiem i nie patrząc szczególnie pod nogi, ruszyłam wzdłuż alei długich arkad szkolnych. To był dosłownie moment, nie miałabym czasu na reakcję, nawet z dobrym refleksem, którego mi brakowało. Poczułam szarpnięcie do tyłu i stanęłam oko w oko z Tessą, która przyciskała mnie do ściany. Za jej ramieniem dostrzegłam Cathy. Obie patrzyły na mnie jak na owada, który zaraz zginie. Nie, żebym była jakimś specem, ale to nie wróżyło nic dobrego.
- Co wy robicie? Możesz mnie puścić?! – powiedziałam pierwsze, co mi wpadło do głowy.
- Nie tak szybko, księżniczko. – prychnęła pogardliwie Tessa.  A to żmija. Szarpnęła mnie trochę mocniej.- Najpierw kilka reguł.
- Naćpałaś się?! Co ty pierdolisz? Cathy, czemu jej pomagasz?
- Czemu? – Cat przystąpiła do przodu, wyjmując ręce z kieszeni. – Czemu? Ty to powinnaś wiedzieć! Myślałam, że jesteśmy koleżankami, a ty nawet nie możesz mi powiedzieć jacy są?! Nie mówisz nic! Nie dzielisz się nimi, choć wiesz dobrze, że wszystkie tu za nimi szalejemy. To samolubne moja droga, albo… chcesz coś przed nami ukryć! Chcesz ich na własność, a my do tego nie dopuścimy! Nie masz nic, czego my także byśmy nie miały!
- O co wam do cholery chodzi? – nie rozumiałam. Wyszarpnęłam jedno ramię z uścisku Tessy. Niech sobie nie myślą, że będę bierna. Nigdy nie byłam.
- O to, że masz przestać! Po prostu daj im spokój! Nie są twoją własnością, no.
- Dobrze wiem, że nie są! Ale nic wam do tego z kim się zadaję!
- No, nie wiem… jeśli chodzi o One Direction, wszystko ulega zmianie…- powiedziała ostro Cathy.
- Głupoty. Nie macie poważniejszych problemów, czy coś? Coś brałyście?
- Nie, ale radzę ci się nie wymądrzać, bo możesz tego bardzo pożałować. – wysyczała Tess. Tak. Wysyczała.
- Grozisz mi?
- Nie mówię nic otwarcie, skąd. Ale wypadki chodzą po ludziach, nie Cathy?
- Oczywiście, Tessa. Już my coś o tym wiemy. – potwierdziła moja współlokatorka, niczym klon „tej złej”. I sama tą złą była.
- Wiecie co… ja się z tego wypisuję, psycholki z was. – stwierdziłam i próbowałam się wycofać z uniesionymi ku górze rękami. – Zajmijcie się same swoimi problemami, tak będzie najlepiej. Idźcie na terapię, czy coś! I dajcie mi i chłopakom spokój.
- O, jakie to słodkie… o nich się nie martw słońce, w końcu to nasi przyszli mężowie, ich za nic nie skrzywdzimy. – Cathy złapała mnie za łokieć, by mnie zatrzymać. Spojrzałam jej prosto w oczy. – Ale ty… nie jesteś potrzebna. Pamiętaj o tym.
Powiedziawszy to, zostawiły mnie pod tymi arkadami i zniknęły gdzieś w zachodnim skrzydle. Przez chwilę stałam tak, nie wiedząc, co z tym zrobić. Świetnie, dwie psychofanki właśnie mi zagroziły śmiercią. Codziennie się słyszy takie coś, norma…. No, właśnie, kurczę, wcale nie. Tylko czy odważyłyby się coś mi zrobić? Pewnie tak. Do czego jest zdolna szaleńczo zakochana kobieta, to każdy wie. A im jest ich więcej, tym trudniej się wydostać z pułapki. Nie zamierzałam zrywać w żaden sposób znajomości z chłopakami, bo tylko ich mogłam tu nazwać przyjaciółmi. Tylko z nimi mogłam się dobrze bawić. A głupie pogróżki zamierzałam puścić mimo uszu.
Ogarnęłam się, tak, żeby nikt nie zobaczył mojego rozdrażnienia emocjonalnego i ruszyłam na parking, gdzie zapewne czekali na mnie muzycy gotowi do wizyty u Louisa. To mimo wszystko pozwalało mi zapomnieć o doznanej przed chwilą przykrości ze strony dziewczyn. I taki był plan… nie myśleć o tym, tylko skupić się na rzeczach przyjemnych.
Srebrny Mercedes Liama stał zaparkowany tam gdzie zwykle, a chłopaki siedzieli już w środku, ale z otwartymi oknami. Z radia leciała piosenka The Script „Nothing”, którą bardzo lubiłam. Za kierownicą  nie siedziała jednak Li, tylko Zayn, co zauważyłam podchodząc.
- Co, zmiana szofera?
- No, widzisz. My się wszystkim dzielimy, to musi być miłość! – westchnął teatralnie Zayn, odwracając się do innych, stłoczonych z tyłu.
- Bezapelacyjnie, tylko zastanawiam się , gdzie wy musicie pojechać, żeby wam ślubu udzielili, kochani. – podsunęłam w żartach. Wszyscy się uśmiechnęli.
- To chyba jednak nie będzie konieczne, pozostańmy na etapie dzielenia się.
- Tak, bo my jesteśmy idealni. – dodał Harry.
- To jutro ja prowadzę, panowie idealni. – postanowiłam i czekałam na reakcję ogółu.
Chłopcy spojrzeli po sobie i skinęli głowami.
- Dobra. – zaakceptował to Liam. – Tylko jak mi auto porysujesz, to się zemszczę.
- Bez obaw, on to powtarza wszystkim. – szepnął do mnie Hazza.
- I niech zgadnę, nikogo jeszcze nie zabił… - odgadłam, opierając się o maskę auta.
- Dokładnie. Liam tylko się odgraża, jest za dobry, nawet komara nie umie zabić, a jak już to zrobi to przeprasza inne komary, że pozbawił je członka ich komarzej społeczności.
- Styles, jak zaraz się nie zamkniesz, to zaraz wyjdę z tobą poza groźby! – usłyszeliśmy zirytowany głos Payna z samochodu. – Wsiadacie czy zostajecie?
- Już, wsiadamy mamo. – wymieniłam z Harrym figlarne spojrzenie i oboje wsunęliśmy się do tyłu. Drogę do leśnej rezydencji spędziłam gadając z Niallem o zajęciach i szkole – chyba po raz pierwszy był taki chętny do rozmów na ten temat.


Kiedy Zayn zatoczył koło na rondzie, wysiadłam jak pierwsza, trzaskając drzwiami, by zrobić Payne’ owi na złość. Lubiłam się z nimi przekomarzać, a Li bardzo fajnie wyglądał, kiedy był zdenerwowany. Na ganku poczekałam jednak na resztę, bo dom Louisa jak dla mnie trochę jeszcze przerażał ogromem i nie czułam się w nim pewnie, nie mając za sobą czwórki tudzież piątki kolegów.
- Hej, nie wiem jak wy, ale ja nie mam swoich nut…. – stwierdził po chwili Liam, patrząc na resztę. Zayn i Harry pacnęli się w czoła, a Niall wyszczerzył, dumnie potrząsając kartkami papieru.
- Ja tam mam. Ale z was sieroty.
- Horan, cicho siedzieć! – Zayn wymownie przewrócił oczami. – Rozumiem, że się cofniemy po nasze rzeczy, co chłopaki?
- No, chyba. Niall, Maddie, wy tam możecie już iść. My zaraz wrócimy…- dodał uspokajająco Hazza. Spojrzałam na Nialla uśmiechniętego od ucha do ucha.
- Co się szczerzysz? Prowadź. – zaśmiałam się cicho. Pozostała trójka cofnęła się do auta.
Niall przepuścił mnie przodem, obszerny półokrągły hol był pusty i tak cichy, że rozniosło się po nim echo otwieranych drzwi. Po chwili usłyszeliśmy jednak znajomy stukot obcasów na lakierowanej powierzchni i zza drzwi wyjrzała Miranda.
- Witam was dwoje…  Niemożliwe, reszta się uczy, czy jak, że ich nie ma? – zironizowała. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu jaka była dostojna. Plecy miała wyprostowane, głowę uniesioną, niczym typowa arystokratka. Była bez wątpienia piękną kobietą, ale nie mogłam ciągle wyśledzić, kim była dla Louisa. Bo, że kimś była, to raczej więcej niż pewne. Ale matką? Szczerze wątpiłam, podobieństwo bardzo znikome, w sumie żadne.
- Coś ty. Reszta szuka swoich tekstów i nut, mamy próbę. – znudzonym tonem ciągnął Niall.
- Ach tak, Louis coś wspominał. Choć wczoraj wam się próba chyba niezbyt udała, co? Nie słyszałam muzyki.
- No, wczoraj się uczyliśmy.
- Rozumiem, „uczyliście”. – wymownym gestem pokazała Miranda. Zaczynałam ją naprawdę lubić. – Jak żyję, nie widziałam ich z książką do czegokolwiek. Masz na nich chyba dobry wpływ, kochana. – zwróciła się do mnie. Weszliśmy w głąb domu.
- Kiedyś muszą zacząć…. – podsumowałam tylko.
- No, to zaczęliśmy. Gdzie Lou? – zniecierpliwił się blondyn.
- W studiu, wiesz gdzie iść. – machnęła ręką Mira, a Niall zrobił minę w stylu „nie jestem dzieckiem”. – Ja muszę zająć się swoimi sprawami, miłej próby dzieciaki. Jak chcecie kawy, herbaty, albo czegoś to czujcie się jak u siebie.
Kiedy weszła na górę Niall spojrzał na mnie wyczekująco.
- Daj się namówić na coś do picia. – szepnął, podnosząc wzrok.
- Jak już się upierasz przy swoim, to zrób mi herbatę. – uśmiechnęłam się.
- Ja się nie upieram, tylko proponuję.
-To ja nie chcę nic!
- No, ej….
- Ta, już widzę jak to się nie upierasz. – zachichotałam. – Idź już, znajdę sama to studio.
- Włącz GPS’ a, jak się zgubisz, to cię namierzymy z Louisem.

- Ha ha ha , jaki ty zabawny… - tym razem powstrzymałam uśmiech.

***
Mimo obaw Horana, nietrudno było znaleźć studio nagraniowe. No i jak już je znalazłam, to byłam w szoku. Nigdy nie przypuszczałam, że nawet będąc gwiazdą, można mieć w domu coś tak wypasionego. Podejrzewałam raczej, że będzie to jakiś pokój, przeznaczony do prób, w którym chłopaki spędzali czas, pisząc i ćwicząc. Surprise, Magda. Geniusz.
Otworzyłam obite lśniącym materiałem drzwi i wsunęłam się do obszernego pomieszczenia- bez okien, lecz jasnego, głównie za sprawą wszechobecnego dobrego oświetlenia. Podzielone na dwie części, ta mniejsza ograniczała się do i tak sporego pomieszczenia do tzw. „obserwacji”, znajdowały się tu wszystkie techniczne urządzenia, kabelki i tym podobne, na których się nie znałam. Przyciski we wszystkich znanych mi kolorach kontrastowały ze sobą na łukowatej konsoli, zajmującej dobre 5 metrów.
W drugiej części, usytuowanej za szklaną, szczelną, niemal krystaliczną szybą było o wiele więcej miejsca, pomimo znajdującej się tam dużej ilości sprzętu, głośników i wiszących mikrofonów. Profesjonalnie. Chłopcy lubili mieć wszystko na swoim miejscu, jeśli chodziło o pracę, to rzucało się w oczy.
Louisa zobaczyłam od razu po wejściu do pierwszego pokoju. Siedział za szklaną szybą, miał słuchawki na uszach i czegoś słuchał, jednocześnie śledząc tekst, który leżał przed nim. Był skulony w fotelu, tak, że wydawał się jeszcze mniejszy niż w rzeczywistości. Kiedy zobaczył, że mu się przyglądam, opuścił słuchawki na szyję i się podniósł. Dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie czerwony sweterek, a mi było tu za gorąco nawet w mojej cienkiej bluzie.
- Hej. – powitał mnie, podchodząc. – Sama?
- Nie. Niall gdzieś się zgubił z reszta zapomniała tekstów.
- Jak co drugi dzień, można z nimi zwariować. – wzruszył ramionami chłopak. Kiedy tak stał obok mnie zdałam sobie sprawę, że jest mojego wzrostu, naprawdę niewysoki. Kiedy się uśmiechnął, jego twarz pojaśniała.
- Bym ich na twoim miejscu wypatroszyła za zapominalstwo.
- Nie jestem od nich lepszy i dlatego tak nie zrobię. – zripostował. – Ja mam wszystko na miejscu, nie da się zapomnieć czegoś w swoim domu.
- Never say never. Hmm…- zamyśliłam się – Ty znowu w swetrze?
- Taki mam styl, nie próbuj kwestionować. – dodał miło, ale bez uśmiechu. – Zaraz powiem, że ty znowu w mundurku…
- To nie jest śmieszne. Tą szmatą to podłogę wycierać jedynie można, do innych rzeczy się nie nadaje. – spojrzałam krytycznie na szkolną marynarkę, po czym ją zdjęłam.
- Jak nie masz co z nią zrobić, to podrzuć Mirandzie, na pewno się ucieszy z nowej szmatki.
- Nie bądź taki dowcipny, Tomlinson. Żebym ja ci zaraz czymś podłogi nie wytarła. – orzekłam, przechodząc do studia za szybą. Nigdy nie byłam po tej stronie, mimo że w liceum często miałam praktyki w radiu, gazetach i różnych instytucjach.
- Odkryj swoje powołanie, proszę… - kontynuował szatyn.
- Już odkryłam. Praca z niezrównoważonymi psychicznie dziećmi. – ucięłam, pokazując mu język.
Może i chciał się ze mną dalej wykłócać, ale wrócił Niall z napojami, które postawił obok konsoli.
- Horan, mówiłem, nie obok konsoli, bo jak rozlejesz, to będziesz naprawiał. – lakonicznie stwierdził Lou, obejmując się ramionami. Blondyn tylko to zignorował i podał mi szklankę herbaty, która rozkosznie grzała w dłonie. Sam upił łyk.
- Dzięki.
- A mi to małpo nie przyniosłeś?!
- Louis, to twój dom. Nie tak trudno przejść się do kuchni, wiesz? – przekomarzał się z nim Niall. Lou nie był mu dłużny.- Nic ci się nie stanie przecież.
- No, nie wiem. A jak zawali się sufit, albo z lodówki wyskoczy jakaś fanka? Everything’ s possible. – zanucił cicho.
- Nie przesadzaj z lodówką, prędzej by zamarzła. – dołączyłam się, odstawiając szklankę.
- Może. Boję się mrożonek, okej?
- Ty poważnie mówisz?
- Nie. – zakończył Tomlinson i wszyscy się zaśmialiśmy. Po krótkiej pauzie, Louis obrócił się jakby czegoś szukając. Upewniwszy się, że kartki są na miejscu i wszystko gotowe do próby, skinął głową. – Dobra, bez nich nie ma sensu zaczynać, więc….. zagramy w coś?
- „COŚ” to konkret, który przed chwilą wymyśliłeś, prawda? – Niall znał go na wylot.
- Dokładnie, blondi.
- Proszę, proszę, żebyś myślał o xbox’ ie …. – Niall złożył ręce jak do modlitwy.
- Mam na myśli „Prawda czy wyzwanie”. – dodał Lou, szatańsko się uśmiechając. Horan od razu spoważniał.
- Nie! Nie ma mowy.
- Czemu nie? – zwróciłam się do Horana, ugodowo dotykając jego ramienia. Trauma? – Lubię w to grać. Zawsze biorę tylko wyzwania.
- To tak jak ja. – poparł mnie Tomlinson. – Już wiem, czemu jesteś przeciwny Horan! Bo…. Bierzesz same pytania i boisz się szczerości. Boisz się, że zapytam cię w kim się podkochujesz! Mam cię! – zaczął podskakiwać, podekscytowany nie wiadomo czym. Urocze.
- Nie dlatego… - sprzeciwił się w kontrataku blondyn. – Ty dajesz zboczone wyzwania.
- Skąd…. – Lou zrobił minę aniołka, który nie wie o co chodzi. – Nie marudź, gramy! To Niall…. Prawda czy wyzwanie?
Oczy Horana się zaszkliły, nie wiem czy to z gniewu czy ze smutku. Po chwili jednak pewnie i uparcie odpowiedział.
- Prawda. I spróbuj zadać to pytanie a cię uduszę!
- Nie pierwszy raz mi wygrażasz, przywykłem. – Louis usiadł na szafce, podciągając kolana pod brodę i opierając na nich głowę. – Pomożesz mi z pytaniem? – zwrócił się do mnie.
- OK. Nialler….- zaczepnie okręciłam się dookoła blondyna, który podążał za mną wzrokiem – Powiedz mi ile miałeś dziewczyn…. – Nie chciałam być wredna i pytać o aktualne zauroczenia, bo i sama nie chciałabym odpowiadać na to pytanie. Jedno spojrzenie na Lou upewniło mnie w przekonaniu, że na mnie nie patrzył. I dobrze. Jego wzrok sprawiał, że dziwnie reagowałam, na przykład się peszyłam.
- Kto by to liczył?
- Każdy?
-Siedź cicho, odpowiadam na pytanie. Emmm… dwie i koniec tematu. – szepnął do mnie. – Teraz ja. Lou, prawda czy wyzwanie?
- FOCH, Horan, FOCH! Kazałeś mi się zamknąć, nie kochasz mnie już !! – Louis  udał, że ociera łzy ze słodką miną. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, uwielbiałam jak się wygłupiał.
- O Boże… jak my z tobą wytrzymujemy? – westchnął Niall, ale widziałam, że też ledwo zachowywał powagę.
- Dobra, dobra, nie filozofuj…. Wyzwanie! Nie będę całował poduszki, mówię na wstępie. To był dobry patent w przedszkolu.
- To co ty chcesz zrobić?
- Coś, co wyzwala adrenalinę, kochanie. – Lou przekrzywił głowę, tak, że grzywka opadła mu na oko.  Wyglądał naprawdę ładnie… oh, co się do cholery ze mną działo?! Chyba nie powinnam się na niego tak gapić. Żeby odwrócić od tego swoją uwagę, włączyłam się do zabawy.
- Mam pomysł. Jak jesteś taki zadziorny Tomlinson, to przejdź z balkonu do …. Trzeciego okna po lewej. Bez zabezpieczeń oczywiście. – dorzuciłam. Niall nie wyglądał na przekonanego. – Chyba dasz radę, co?
Chłopak spojrzał mi w oczy, nie znalazłam w nich choćby śladu niepewności czy strachu. Ich śliczna morska barwa wyrażała tylko entuzjazm. Ich kształt natomiast nadawał twarzy wyglądu chochlika, dopiero teraz to skojarzyłam.
- Żaden problem, łatwizna. Tylko poczekaj, aż ja ci wymyślę wyzwanie. – odgrażał się, jednocześnie podchodząc do drzwi balkonowych. Otworzył je sprawnie i do środka wpadło świeże, chłodnawe powietrze. Nadchodziła zima, to było wyczuwalne.
- Nie rób tego, zgłupiałeś? – Niall podbiegł do kumpla i przytrzymał go za ramię. – Spadniesz, zakręci ci się w głowie… - mówił niepewnie, obaj patrzyli sobie prosto w oczy. Miałam wrażenie, że coś mi tu umknęło, że czegoś nie wiem. Znowu to durne przeczucie. – Po drugie tu jest naprawdę ciasno i wysoko. Lou, odpuść. – blondyn spojrzał na mnie, szukając pomocy, ale nie wiedział jeszcze, że ja nie odpuszczam. Byłam ciekawa czy Louis się odważy, czy to tylko poza. Milczałam, czekając z założonymi rękami.
- Nialler, wyluzuj. – Louis tylko klepnął go w plecy, siadając na poręczy balkonu. – Trzecie, tak?
- Tak. ….. Tylko uważaj. Nie chcę mieć cię na sumieniu. – dodałam, po krótkiej chwili, zdając sobie sprawę, że jednak było naprawdę wysoko i ewentualny upadek w najlepszym wypadku mógł się skończyć kilkoma złamaniami.
- Spoko.
Louis odetchnął i przerzucił nogi na drugą stronę balkonu, tak żeby móc złapać się ramy pierwszego z okien. Lekko zeskoczył na okalający dom „powietrzny murek”, czyli wysunięty fragment ściany, po którym przy szczęściu można było chodzić, jeśli było się w miarę szczupłym. Ja i Niall staliśmy na balkonie, obserwując go uważnie. Louis zachowywał doskonałą równowagę, zupełnie jakby miał w tym doświadczenie, był niebywale zwinny. Przytrzymywał się tylko asekuracyjnie ściany, co jakiś czas opierając się o nią plecami, dla pewności. Po chwili, która mi I Niallowi wydawała się wiecznością, przeszedł całą odległość i otworzył sobie szerzej okiennice u celu. Prawdopodobnie był to pokój gościnny, z tego co pamiętałam.
- Maddie…- szepnął Niall z wyraźną ulgą – Nigdy więcej nie proponuj mu czegoś takiego, bo naprawdę się zabije. Lou zbyt lubi ryzyko, w przeciwieństwie do mnie nie ma lęku wysokości i to wykorzystuje, ale do czasu… - westchnął.
Wyglądał tak żałośnie, że wiedziona współczuciem, objęłam go lekko za szyję.
- Spoko Niall. Nie będę. – uśmiechnęłam się ciepło. Będąc szczerą, musiałabym dodać, że Louis mi zaimponował. Nie sądziłam, że się zdecyduje na ten krok. Ale jak widać, ten chłopak nie raz miał mnie jeszcze zaskoczyć.


sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 10

Od Autorek: Co tu dużo mówić... Po pierwsze wybaczcie, że tak późno. Jedną z nas dopadł pewien kryzys, niekoniecznie związany z weną. Wena była, tyle że.. zabrakło innych rzeczy. Ale teraz macie coś na zachętę (jeśli ktoś to jeszcze czyta, to prosiłabym o jakieś komentarze, bo nie wiemy czy dalej tu publikować). No to miłego krótkiego rozdziału. xD



Wysiadłam z samochodu Liama, uprzednio się z nim żegnając. Chciał mnie odprowadzić, ale stwierdziłam, że lepiej będzie nie pokazywać się tuż przed ciszą nocną z takim chłopakiem, bo inne dziewczyny będą gotowe mnie zadźgać we śnie. Była za trzy dziesiąta, więc przyspieszyłam kroku, ale nie biegłam. To by była pierwsza oznaka tego, że coś jest nie tak. A nie chciałam z nikim się dzielić wrażeniami.
Kiedy weszłam do pokoju, Cathy półleżała na swoim łóżku, z otwartym laptopem, na którego tapecie oczywiście widniało całe One Direction. Szybko odwróciłam wzrok, starając się nie patrzeć na Louisa w centrum zdjęcia. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że czarnowłosa patrzy na mnie spod byka. Na początku nic nie mówiła, ale kiedy podeszłam do swojego łóżka i po prostu zmęczona się na nie rzuciłam, nawet nie zdejmując ciuchów, podniosła się i odłożyła komputer.
- Nie za dobrze masz? Coś ty tak długo z nimi robiła?! – zapytała dociekliwie i zazdrośnie, to dało się wyczuć w jej głosie. Zrzuciła z siebie kołdrę i mogłam podziwiać jej piżamę w paski.
- Uczyliśmy się, Boże… Hazz naprawdę ma kłopoty z tą gramatyką. – trzymałam się tej wersji- Jedyny Zayn coś ogarnia.
- Wiesz, bym ci coś powiedziała, ale…- machnęła ręką. – Oni nie mogą mieć problemów z nauką.
- Mi tam wydaje się to prawdopodobne. W końcu dużo opuszczają. – wzruszyłam ramionami, choć domyśliłam się prawdy.
- Uhm…. A do tego wszyscy zostali w zeszłym roku wyróżnieni stypendium z literatury angielskiej. Tacy są kiepscy…. – westchnęła Cat. – Jak mi nie wierzysz, to znajdziesz informacje w galerii sław na trzecim piętrze. Dzisiaj sobie czytałam, jak poszłaś na … randkę.– warknęła i nie dając mi szansy odpowiedzieć, weszła do łazienki.
Zaśmiałam się pod nosem. Zorientowałam się, że aż takich problemów mieć nie mogli, w końcu byli rodowitymi Brytyjczykami. A to oznaczało, że wymyślili ten kit, żeby się ze mną widywać, co było słodkie. Do nich pasowało. Nie byłam pewna tylko, co tak mnie wyróżniało od innych ludzi na uniwerku, ale cóż…..
- Jeszcze jedno. Całowałaś się z Niallem? -spytała Cathy, wychylając głowę zza drzwi.
- Co to za pytanie? O, poczekaj….. nie? – uniosłam ręce w geście zdziwienia. – Skąd ci to do głowy przyszło? Daj spokój.
- Mieszasz się w zeznaniach, nie kłam.
- Nie kłamię. Jestem zdziwiona twoją płytką interpretacją słowa „uczyć się”. – dodałam już niezbyt grzecznie. – Naprawdę nie zamierzam o takich rzeczach z tobą rozmawiać. – powiedziałam wyraźnie akcentując „nie”. Rozpuściłam włosy i poczesywałam je powoli, pogrążając się we własnych myślach. W pewnym momencie moje palce natrafiły na jakąś przeszkodę. Zdziwiona wyjęłam z włosów czerwonego żelkowego misia. Od razu przypomniało mi się, jak rzucaliśmy się jedzeniem. A miś zapewne znalazł się tu z premedytacją.

- Louis…- szepnęłam do siebie, kręcąc głową. Choć poznałam go dzisiaj, miałam nieodparte wrażenie, że sporo namiesza. Był zdolny do wszystkiego. Od razu przypomniały mi się wszystkie sceny z One Direction. Tego dnia zasnęłam dość szybko , ostatnim co pamiętałam była cudowna miękkość poduszki i ciepło. 
***

Po przebudzeniu nie mogłam sobie przypomnieć, jaki jest dzień, ale gdy zobaczyłam puste już łóżko Cathy, to inteligentnie stwierdziłam, że weekendu to my nie mamy. Ubrałam się w miarę szybko, bo było już wpół do dziewiątej, a w planach miałam raczej śniadanie. W stołówce mimo późnej pory, było jednak sporo studentów, widocznie nikt się nie przejmował, że zajęcia czekają. W sumie też uważałam, że lepiej się najeść, niż siedzieć na zajęciach. Weszłam do środka, poprawiając torbę, zsuwającą mi się z ramienia. Mojej grupy  nie było, ale za to przy VIP-owskim stoliku siedzieli moi czterej chłopcy. To durne, że już mówiłam i myślałam o nich „moi” ale taka była prawda. Zakumplowaliśmy się  tak łatwo i szybko, że inaczej nie mogłam. Nigdy wcześniej po dwóch czy trzech dniach znajomości nie mogłam powiedzieć tak o nikim innym niż oni. Zawahałam się przez chwilę, ale skierowałam swoje kroki do ich stolika. To nic, że ciekawscy obserwowali każdy mój ruch i reakcję. Zlewać to. Zayn pierwszy mnie zobaczył i zdejmując modny kapelusz, który zdobił jego głowę, ukłonił mi się, a potem zepchnął Liama na ziemię, żeby zrobić mi miejsce . Payne prychnął pod nosem, podnosząc się z ziemi.
- Witam pani nauczycielko.
- Malik, ciebie to ja akurat nie muszę uczyć. – odpowiedziałam. – I nie musisz zabijać biednego Liama, zmieszczę się. Teraz się posuń, głodna jestem. A czasu dużo nie mam, to wszystko przez was. – zaśmiałam się, wsuwając się na ławkę obok Pakistańczyka i Liama, który już się otrzepał. Niall siedzący naprzeciw mnie, tylko się uśmiechnął, bo miał usta wypchane jedzeniem. Harry zresztą tak samo. Pokręciłam głową i wzięłam kanapkę Hazzy, ten jakoś nie protestował. Widać wolał płatki z mlekiem.
- Sugerujesz, że się przez nas nie wyspałaś? – orzekł Niall, przełykając.
- Tak, więc lepiej mnie nie wkurzajcie. Ale z drugiej strony, musimy to powtórzyć niedługo. – dodałam znacząco. Nalałam sobie wody ze szklanego dzbanka i upiłam łyk. Było kwaśne, za dużo cytryny.
- To niedługo jest naprawdę niedługo. Bo jeśli możesz, to zasadniczo dzisiaj. – wtrącił Liam opierając głowę na dłoni.
- Tak? A Lou o tym wie, że planujecie powtórkę w jego domu?
- Jego chata to nasza chata. A poza tym, jemu też się podobało, chyba cię lubi. – z przymilnym uśmiechem stwierdził Zayn.
- Pozory mylą. – wzruszyłam ramionami – Po ostatniej bitwie na żelki stwierdziłam, że muszę wziąć na nim odwet, przyjaźnie nie będzie! No, ale jestem za, jeśli idzie o powtórkę. – jakoś kiepsko wychodziło mi udawanie, że jest mi to obojętne, bo bardzo się cieszyłam. Najchętniej nawet poszłabym teraz na wagary, choć ich wielką zwolenniczką nie byłam. – Styles, potrzebujesz dzisiaj tych korków? – spytałam, uśmiechając się do siebie. Loczek trochę się speszył, jakby nie wiedział co powiedzieć.
- No, a może… dzisiaj wolne?- zapytał zaczepnie.
- No, nie wiem, nie umawiam się z moimi uczniami…- żartowałam, robiąc wszystko by się nie roześmiać.
- Maddie! – jęknęli wszyscy czterej, tak słodko, że już dłużej nie mogłam zachowywać powagi. Zaśmiałam się, odstawiając picie.
- Ludzie, oczywiście, że wpadnę na przyjacielskie pogawędki. Szczerze mówiąc, też mi się nie chce dzisiaj uczyć.
- OK. Ale ogółem zostajesz jako moja korepetytorka z anglika. Muszę tylko pomęczyć jeszcze Lou, żeby mi matmę wytłumaczył. – ucieszył się Harry.
- Jest dobry z matmy?
- Na pewno jest lepszy od nas. – wyjaśnił Niall – Wszystkich nas doucza, kiedy…. Kiedy tylko ma czas. – dodał szybko. – I myślisz, że jak Styles zdał maturę z matematyki?
- Ej! Ode mnie się odczep Horan! – zarumienił się nie wiadomo czemu Harry.
- Czy wy wytrzymacie choć jeden dzień bez wzajemnych przytyków?
- Czasami  tak. Ale raczej rzadko się to zdarza. Chcesz nutellę? – blondyn machnął mi przed nosem słoikiem z czekoladą.
- Nialler, mówiłem, zostaw w spokoju tą biedną nutellę. – jęknął Liam, kładąc głowę na stole.
- Jaka ona biedna. Też ma uczucia i chce być zauważona! – na potwierdzenie tego, jak ważna jest ona w jego życiu, wziął słój do rąk i pogłaskał. Nie wiedziałam co robić, więc po prostu się roześmiałam.
- TO jest urocze! Zdecydowanie!
- Powiedziałbym, że głupie….- nie zgodził się ze mną Harry, podczas gdy Niall był już w swoim czekoladowo- żelkowym świecie i nas nie słuchał. Po kilku sekundach był już cały w czekoladzie, ale nikt nie był tak dobry, żeby go o tym uświadomić. Solidarna z innymi, milczałam jak grób. Tylko biedny Horan nie wiedział, czemu wszyscy się śmiali, gdy szedł korytarzem. 

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 8

Od Autorek: Uwaga, uwaga, newsy z ostatniej chwili !! [...] No ten teges... Jestem leniwa. Nie chce mi się nawet tego przeczytać, no ale Mad się napracowała, żeby stworzyć takie oto opowiadanie, doceniam (że jej się chciało i umiała napisać), przepraszam (że nie przeczytałam wciąż po mimo ciągłych upomnień) i trwam w nadziei (że wam się spodoba) . To tyle. Wiem, nie potrafię dziś napisać ciekawej notki (w sumie nigdy nie potrafię no ale...) no ale dziś rozprasza mnie coś najbardziej, kurcze powiedziałabym co ale to chyba nie na tym blogu... P.S. Pozdro i czytać !!!


Muzodajnia.pl od NajaranejAndNaćpanej.com ;)
Od kiedy tylko padło imię Louisa, moje myśli zbiegały się tylko w tym jednym punkcie. Czułam się zaintrygowana zaistniałą sytuacją, tym dlaczego ten chłopak nie chodził z innymi do Oksfordu tylko siedział w domu i, jak wynikało ze słów Mirandy, pracował nad płytą. To było w rzeczy samej niezwykłe, bo skoro inni mogli studiować, czemu i on tego nie robił? Jednak nie napalałam się na kolejną gwiazdę, bardziej na możliwość poznania nowego kolegi, byłam ciekawa jak wygląda, czy też jest taki wygadany i bezpośredni jak reszta. Coś tu wyraźnie pachniało tajemnicą, co tylko zaostrzało mój apetyt.
Zauważyłam za to, że chłopcy świetnie orientują się w domu, musieli często tutaj bywać, bo machinalnie przechodzili z pokoju do pokoju, nawet się nie wahając w tym labiryncie. Doszliśmy do końca korytarza po lewej. Drzwi jednego z pokojów były leciutko uchylone, tak że słyszałam jakiś podkład z płyty, puszczonej dość cicho, bo widocznie była tylko akompaniamentem dla chłopaka, który grał coś na fortepianie, siedząc wyprostowany obok.
Dźwięki wymykające się spod jego palców tworzyły zgraną harmonię, widać było, że dobrze wie co robi.
Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, bo siedział tyłem do drzwi, ale zauważyłam, że był dość drobnej budowy, jego ramiona nie były tak szerokie jak u innych, a tułów bardzo smukły.
Chłopak widocznie zdał sobie sprawę z naszej obecności, bo przestał grać i zsunął ręce z klawiszy, powoli zamykając fortepian.
- Cześć LouLou. – wylewnie powiedział Harry i zanim zdążyliśmy coś zrobić, już podbiegł do kolegi i objął go za szyję męskim uściskiem.
- Och, Hazzz…. Też się cieszę, że cię widzę, ale mnie dusisz. – kiedy usłyszałam jego głos, jakoś nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Był… niebywale delikatny i wysoki, zupełnie oryginalny. A przy tym zupełnie ładny.
- Rzuć te nuty, przyprowadziliśmy gościa. – dodał znacząco Harry, który rozpromieniony patrzył na Louisa. Od razu można było dostrzec, że loczek bardzo go lubił, stale przebywał blisko.
Tamten odwrócił się tak, że w końcu mogłam mu się przyjrzeć. Patrząc na jego twarz nie mogłam określić jej inaczej niż piękna. Skóra o blado brzoskwiniowym odcieniu świetnie kontrastowała z lazurowo-niebieskimi oczami, okolonymi długim wachlarzem ciemnych wijących się ku górze rzęs. Jego oczy także miały kształt lekko podłużny, bardziej migdałowy. Dostrzegłam, jak subtelnie wyostrzone miał rysy twarzy, jak delikatnie wyeksponowane kości policzkowe… w niemal dziewczęcy sposób. Do tego mały, kształtny nos i bladoróżowe ładne usta, dopełniające całości. Kasztanowe proste włosy tworzyły artystyczny nieład, gdzieniegdzie zachodząc na jego czoło i uszy, ale ogólnie pozostając w chaotycznej kompozycji. Miał na sobie szary rozpinany sweterek i czarne rurki, które sprawiały, że wydawał się jeszcze szczuplejszy. Kiedy wstał stwierdziłam, że nie mógł mieć więcej niż 175- 177 cm wzrostu. Szczerze mówiąc, to nie widziałam jeszcze nigdy nikogo piękniejszego, jeśli tak można określić chłopaka.
- Gościa mówisz…. Ja nie wiem, co wy robicie na studiach. Znowu podrywacie zamiast się uczyć. – zaśmiał się miło i melodyjnie, w końcu zwracając na mnie uwagę. – Cześć. – powiedział, zbierając z fortepianu zapisane kartki i podchodząc do nas. Podał mi rękę. – Louis Tomlinson, ci idioci mówią na mnie Lou, a ty mów jak chcesz, byle nie Luizo. – kiedy po raz kolejny się uśmiechnął, w jego policzkach pojawiły się dołeczki, podobnie jak u Harolda.
- Ok, mam na imię Magda. – dodałam śmiało. Z jego twarzy ani na chwilę nie schodził uśmiech. Nie mogłam mu się uważnie przyjrzeć, bo cały czas kręcił się po pokoju, opowiadając o natchnieniu, podczas pisania tekstu i ogarniając pokój, tak żebyśmy mogli zacząć się uczyć. Wyglądał na żywy wulkan energii.
- To nad czym pracujesz Lou? – Liam zaciekawiony podszedł do fortepianu i zaczął czytać notatki, zrobione przed szatyna wcześniej.
- Mam całość nowej piosenki, ale teraz nie będziemy się tym zajmować, bo mamy gościa. To by było takie nie w dobrym stylu, jak by powiedziała Miranda.
- Oj, przestań. Maddie chętnie posłuchałaby naszych kawałków, co nie? – Niall rzucił mi szybkie spojrzenie pełne nadziei.
- Irlandczyku mój kochany, podrywanie dziewczyn na muzykę wychodzi z mody, wiesz? Gitara, zachód słońca, tak dalej,… może i romantyczne, ale zależy dla kogo. – odpowiedział Louis, zanim zdążyłam choćby kiwnąć głową. – Chyba, że bardzo chcesz posłuchać ich jęczenia.
- Odezwał się ten, co nie jęczy. – zaśmiał się Zayn.
- Coś ty powiedział? – oburzył się Lou – Nie odzywam się do ciebie Malik.
- Wiecie co… ja bardzo chętnie posłucham waszej próby, pod warunkiem, że najpierw nauczę loczka gramatyki. – powiedziałam przekornie, wskazując głową Harry’ ego, który wraz z Liamem przeglądał jakąś książkę, siedząc na sofie.
- Próbuj, ale oporni są. – stwierdził Tomlinson, wyglądając przez okno. – No, może później też do was dołączę, to ci z nimi pomogę.
- Myślę, że sobie poradzę.
- Nie znasz ich tak dobrze jak ja. Ok., to się rozgośćcie, ale co wam będę powtarzał…- zakończył, kierując się do drzwi.
- A ty gdzie idziesz? – poderwał głowę Zayn.
- Przyniosę coś do jedzenia. Zayn, wybacz, ale stracisz mnie z oczu na całe 5 minut…. Też będę tęsknił. – zażartował.
- Żadnej marchewki! – wrzasnął za nim Niall, ale Louisa już nie było w zasięgu wzroku.
- Czemu marchewki? Co ty masz do tego warzywa?- zagadnęłam, odwracając się do blondyna.
- Lou ma fioła na punkcie marchewki i wszystkiego co pomarańczowe. Momentami to męczące.
- Brzmi ciekawie.
- Nie wiesz jeszcze, co mówisz. – uśmiechnął się łagodnie Niall, dyskretnie dotykając mojej ręki, niby przypadkowo. Żeby wybrnąć z niezręcznej sytuacji, sięgnęłam po książkę do angielskiego.
- Hazz! Chodź, do nogi! – przywołałam Stylesa, który nawet się nie obraził o porównanie do psa. Chociaż, w sumie wątpiłam, żeby Harry mógł się o cokolwiek obrazić, on był taki prostolinijny i dobroduszny. Może trochę naiwny. Przybiegł i usiadł koło mnie, tym samym Niall zrezygnował i ustąpił mu miejsca, bo robiło się trochę ciasno, gdy tyłek loczka wcisnął się pomiędzy nas.
- Ale, że już? – zapytał niewinnie Harold, patrząc niechętnie na materiały w moich rękach.
- A kiedy? Później sobie pośpiewacie. Do lekcji. – zarządziłam. – Hmm, wszyscy…- dodałam szybko, widząc, jak wszyscy poza Harrym rozeszli się po pokoju, udając zaabsorbowanych czymś innym. Zrobili cierpiętnicze miny, ale posłusznie ulokowali się koło mnie. Po czasie i ja stwierdziłam, że wygodniej będzie jednak na podłodze, tym bardziej, że Louis miał miękki biały puchaty dywanik, idealny do tarzania się po ziemi.
Kiedy Louis wrócił do pokoju z zapasami na dzisiaj, byliśmy już na dobrej drodze do nauczenia się czegokolwiek, a Harry czytał na głos tekst o zastosowaniu passivów.
- Świetnie ci idzie Haroldzie, ale przerwa! – Lou wymownie na niego spojrzał, po czym rzucił w niego jedną paczką chipsów. Loczek dostał w twarz, bo nie spodziewał się takiego zagrania.
- Ja powiem kiedy jest przerwa, a on jeszcze nie skończył. – postawiłam się Louisowi. Nie przejął się tym zupełnie, tylko lekko popchnął Liama i dołączył do kręgu, podkładając sobie poduszkę pod głowę.
- Marudzisz, założę się, że on już to doskonale rozumie…. Dobra. Co przerabiacie?- westchnął widząc moje spojrzenie.
- Grammar z trzech unitów. – wyrecytował Harry.
Szatyn spojrzał mi przez ramię i przez chwilę czytał to, co analizowaliśmy wcześniej.
- To łatwe, już to miałem. – stwierdził, bazgrząc po książce Liama.
Chciałam powiedzieć coś innego, ale to wyglądało na dobrą okazję do zadania pytania, które mnie dręczyło od początku. Wzięłam żelka i odwróciłam się do Lou.
- Gdzie się właściwie uczysz? – spytałam. – Harvard, czy jakaś inna uczelnia?
Wszyscy podnieśli głowy i zapanowała dziwna, przenikająca do szpiku kości cisza. Louis tylko dyskretnie się uśmiechnął, nie patrząc na mnie.
- Powiedzmy, że mam indywidualny tok nauczania. – stwierdził.- A właściwie to, może nie zauważyłaś, ale jestem od was rok starszy.
- No nie zauważyłam, twoje zachowanie pasuje bardziej do dwunastolatka. – dowaliłam. Nie tylko zawsze wiedział co powiedzieć, o nie.
- O to chodzi. Robię to z premedytacją, przecież to widać. – powiedział, zachowując powagę.- Przy tych tutaj muszę się odmładzać.
- Ale czasami tak cię ponosi, że się zapominasz. – wtrącił Liam.
- Proszę cię, mówisz, jakby to było coś złego. Ja się dobrze bawię, bo chyba o to chodzi, co nie?
- Ja się zgadzam. – przyznałam, za co chłopak obdarował mnie pięknym uśmiechem. – Ale żelków wam nie dam! – powiedziałam, żeby nie było za słodko i zabrałam Niallowi torebkę. Czekałam na reakcję.
- Jeszcze zobaczymy! – odgrażał się Louis. Wymienił szybkie spojrzenie z Harrym, a potem zanim zdążyłam zerwać się do ucieczki, zaczęli mnie łaskotać, tak więc byłam otoczona. I tak jakoś, kiedy pokładałam się ze śmiechu, wijąc się na dywanie z Lou i Hazzą, Liam cichaczem zabrał mi żelki. Łaskotki niestety miałam nie z tej ziemi.
- Dobra, już starczy, no! Wygraliście! – wydyszałam, odpychając ich lekko. Harry odpuścił, a Lou chwilę po nim, uwalniając mnie. Byłam zła na siebie, że tak łatwo mnie pokonali, ale w końcu było ich więcej. - Małpiszony z was paskudne. – usiadłam na poduszce, poprawiając włosy, które mi oczywiście rozczochrali.
- Podzielimy się. – przy moim boku od razu pojawił się Niall ze szklanką coli. Podziękowałam mu spojrzeniem, bo naprawdę przez to zrobiło mi się gorąco. Wzięłam od niego napój, chłód coli od razu mnie orzeźwił. Chłopcy wspaniałomyślnie się z nim zgodzili i zajadaliśmy się słodyczami przez dobrą godzinę, dopóki Harry nie stwierdził, że zaraz zwymiotuje. Na szczęście nam tego oszczędził
Pozorna luźna atmosfera nie uśpiła jednak mojej czujności. Obserwowałam Louisa, jego tajemniczość naprawdę mi się nie podobała. Nauczanie indywidualne, no jasne, ale… czemu i jak? Nie byłam głupia, powody takiego systemu nie były raczej błahe. A oni wszyscy wyraźnie omijali ten temat. Zamierzałam się dowiedzieć, prędzej czy później, każdym kosztem.
Czas gonił i to jak z bicza strzelił. Kiedy po jakimś czasie zerknęłam na zegar z myszką Mickey, stojący na półce, trochę się przestraszyłam.
- O, kurczę, chłopaki już późno! Za pół godziny muszę być w internacie. – stwierdziłam nerwowo, zaczynając się zbierać.
- Spoko Maddie, to szmat czasu. – uspokajał Hazza. – A tak właściwie to pomagasz mi, znaczy nam, w lekcjach. To na rzecz szkoły.
- Tak, wiesz, marnujesz swój czas po zajęciach, douczając tych kretynów, którzy przez większą część roku wagarują. – tylko Lou mógł coś takiego powiedzieć. Uniosłam kąciki ust do góry.
- Ej! – zbuntowali się chórem Niall, Liam, Zayn i Harry.
- Oj, wiecie dobrze, że większość roku spędzamy w trasie.
- Trasie? – zainteresowałam się.
- No, tak. Zaczynamy ją jakoś za miesiąc. I trochę potrwa. – wyjaśnił Niall, spuszczając wzrok.
- No, faktycznie. – uśmiechnęłam się do nich, choć trochę zmartwiła mnie wiadomość, że niedługo wyjadą wszyscy i będę skazana na nudne popołudnia z nauką. – Dobra, tak czy inaczej… panowie, stwierdzam, że my się nie uczymy. – dodałam, rozglądając się po pokoju. Było tu dosłownie wszystko, ale książki leżały poskładane, tak jak były na początku. Prawie nieruszone.
- Nikt nie musi wiedzieć, co robimy. Podaje się oficjalną wersję.
- To brzmi poważnie Horan.
- Morda. Pomagam. Maddie, zostań jeszcze, a potem Li odwiezie cię przed ciszą nocną.
- No, skoro nalegacie. – podniosłam się, by rozprostować kości. Może to i trochę naginało zasady, ale z drugiej strony było kuszące.
Siedzieliśmy tak jeszcze do za piętnaście dziesiąta. Oglądaliśmy telewizję, głośno komentując durnowaty teleturniej, Louis wpadł przy tym na pomysł zabawy w chowanego i tak się schował, że szukałam go z Niallem przez dobre pół godziny. Liam odwiózł mnie na styk 22. Wieczór ten mogłam nazwać wyjątkowym, był inny niż dotychczasowe, a ja spędzałam go z moimi sławnymi kolegami. Już stali się częścią mojego nowego życia, choć pewnie nie zdawali sobie z tego sprawy. Wiedziałam, że czeka mnie konfrontacja z Cathy i całą szkołą w tej sprawie, ale teraz, gdy szczęśliwa wracałam do internatu, jakoś nie martwiłam się niczym. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. A Louis… on po prostu był wyjątkowy.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 7

Od Autorek: Jupija jej, ludzie cieszcie się!! Zapytacie mnie czemu... hyyyy... ok, nie wiem. Kurcze, co ja miałam... Ach tak!! To jest rozdział 7. Nie! To jest 'od autorek' rozdział 7 jest poniżej, życzę miłego czytania, a w rozdziale następnym Lou !! Woww... tego się nie spodziewaliście co? No ja myśle, a teraz idźcie wykupić konto premium na redutube, zanim zablokują internet i nie będziecie mogli się cieszyć życiem!! heh, taki joke, bez obrazy, do miłego, bye .

zMUZUJcie się tu, eloo ;) .
Mieliśmy jeszcze trzy lekcje, które niezwykle mi się dłużyły, bo chłopcy na nie już nie poszli, ale wreszcie i one dobiegły końca i mogłam udać się na wyczekiwane spotkanie z zespołem. Zazdrościłam im tego, że po prostu sobie poszli na wagary, a nikt specjalnie się tym na uczelni nie przejął. Z drugiej strony, nie oddałabym jako takiej swobody w szkole za swobodę na co dzień. Ja jako nieznana miałam chociaż jakiś komfort psychiczny, że walnięte dziewczyny nie zaatakują mnie na ulicy. A wagary sobie odpuśćmy.
Kiedy wychodziłam już głównym wyjściem, usłyszałam, jak ktoś woła moje angielskie imię. Max biegł w moją stronę, więc byłam miła i poczekałam, aż mnie dogoni, choć nie miałam ochoty na rozmowę.
- Cześć. – powiedział rudzielec, spuszczając wzrok. – Słuchaj, chciałem przeprosić za to, że cię tak wtedy zostawiliśmy z Davidem. Głupi byłem. – przyznał.
- Nie ma za co, rozumiem. Miałam w Polsce kolegów, wiem, jak to jest. Następnym razem cię dogonię, już tego dopilnuję. – wzruszyłam ramionami.
- Dzięki, że się nie gniewasz. – uśmiechnął się – A…. gdzie tak pędzisz, co?
- A, nic takiego. Spieszę się na korepetycje.
- Nie żartuj, potrzebujesz korków? Jesteś najinteligentniejszą osobą, jaką znam.- komplementował mnie. Pokręciłam głową, patrząc na zegarek.
- Nie, ja nie potrzebuję.
- Wiesz… nie musisz się ukrywać z tym, że Cathy cię wkurzyła, wiem to. Też bym się zdenerwował, gdyby ktoś biegał po szkole i rozgłaszał, że idę na randkę z Niallem z One Direction.
- Ja nie idę na randkę! – burknęłam – I nie z Niallem, a z całym 1D. To im daję korepetycje, zadowolony? Też pójdziesz rozpowiedzieć? – jęknęłam, otulając szyję chustą.
Wiem, że praktycznie na niego nakrzyczałam, ale miałam już serdecznie dość tekstów wyssanych z palca na swój temat. Pierwszy dzień w szkole, a ja się coraz bardziej pogrążałam. Pech albo szczęście, zależy jak na to patrzeć. Max uniósł ręce do góry poddańczym gestem.
- Hej, spokojnie, nic nikomu nie powiem. Nie chcę się kłócić, jasne? Nie mam nic przeciwko twojej znajomości z nimi. To super sprawa, masz szczęście. I… baw się dobrze na korkach. – powiedział. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mówił z jakimś smutkiem w głowie.
- Oczywiście. Dzięki i do zobaczenia. – pożegnałam się z nim, zdając sprawę, że jestem spóźniona. Po raz trzeci w jednym dniu.
Iście sprinterskim tempem pokonałam całe boisko i wybiegłam zza zakrętu, by przejść przez mostek, nad którym piętrzył się szkolny zegar. Latem studenci podobno lubili spędzać tu czas na piknikach i pogawędkach. Było to właściwie wymarzone miejsce do nauki: drzewa, zieleń, strumyk, spokój. Nazywano to ogrodem, choć w sumie ogród to nie był.
Nie myliłam się, czterech kolegów już czekało na mnie pod jednym z drzew. Harry i Niall przechadzali się dokoła. Ze swobodnym uśmiechem podeszłam ku nim, Zayn poderwał się z ziemi i otrzepał marynarkę szkolną z trawy, a Inni się zatrzymali.
- Sorry za spóźnienie, kolega mnie zatrzymał. – wyjaśniłam, rozglądając się.
- Nie ma sprawy, dla ciebie mamy czas. – powitał mnie Niall.
- A jak wam się udały wagary? – podchwyciłam temat ciekawsko – Gdzie łaziliście?
- No, wiesz…- niepewnie zaczął Liam. To zawahanie w jego głosie było dziwne – Tak sobie spacerowaliśmy, żeby się tylko wyrwać z tych murów.
- Rozumiem, pomimo że to pierwszy dzień. – podsumowałam.
- Tak, ale aż takiego polotu do nauki to nie mamy. – włączył się Zayn.
- Ok., to może jedźmy już się pouczyć, co? – zaproponowałam, ciekawa, czyj dom wybrali.
- Jak chcesz. Na gramatykę zawsze mamy chęć. – wyjawił Harry słodko. – Albo i nie…..
- Wiem Hazz… ale sami chcieliście.
Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał Liam.
- To chodźmy, zaparkowałem na zewnątrz. – wskazał bramę wyjściową z terenu uczelni. – Chcesz siedzieć z przodu czy z tyłu?
- Obojętnie, jak wam pasuje.
- To będziesz koło mnie, hałastrę zamknie się z tyłu. A oto moje cudo… - włączył alarm w samochodzie. Automatycznie powiodłam wzrokiem do pięknego srebrnego Mercedesa, stojącego w cieniu drzew. Kiwnęłam głową z podziwem, mogłam się spodziewać, że stać ich na wypasione fury.
- Kurczę, w Polsce jeszcze nie mamy tego modelu. Przepiękny. – podeszłam bliżej i powiodłam dłonią po chłodnej masce samochodu. Chłopcy spojrzeli na mnie od razu.
- Fanka motoryzacji?
- No co ty nie powiesz….- stwierdziłam niedbale.- Trochę mam zainteresowań, jeszcze połowy o mnie nie wiesz. Jedziemy, muszę być w internacie na kolację. – przypomniałam.
- O to się nie martw, Li cię odwiezie. – uspokoił mnie Niall, biorąc mnie pod ramię.
- Ok.
Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Z tyłu stłoczyli się pozostali, a Liam zajął miejsce za kierownicą. Spojrzałam na stosunkowo pogodne niebo, nienaznaczone chmurami. Ten dzień mimo wszystko mógł się skończyć udanie, taką miałam nadzieję.
Uważnie obserwowałam drogę, którą jechaliśmy, żeby ją jakby co zapamiętać. Wytrwale i ciekawie wyglądałam jednak celu podróży, bo nikt nie chciał mi go wyjawić, jak na złość. Harry i Zayn o coś się z tyłu wykłócali, a Liam co chwilę na nich spoglądał w lusterku wstecznym, jakby w obawie przed uszkodzeniem przez nich tapicerki.
Po jakichś dziesięciu minutach Payne zwolnił i skręcił w małą uliczkę, na którą nie zwróciłabym uwagi, tak była ukryta wśród drzew. Było tu bardzo zielono. Po chwili moim oczom ukazała się wysoka brama i biały dom, który spokojnie można było nazwać willą czy rezydencją. Brama, zdobiona dokładnie i złocona, otworzyła się automatycznie kiedy podjechaliśmy. Z uwagą rozglądałam się dalej. Liam zakręcił na okrągły podjeździe, w centrum którego znajdowała się kunsztownie rzeźbiona fontanna, przedstawiająca pięć postaci z mikrofonami. Woda wlewała się z ich dłoni i mikrofonów, tworząc piękne złudzenie optyczne. Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
- Ładne co? – zagadnął Niall, pochylając się do przodu. – Zobaczysz dom ,to dopiero cudo.
- Piękne, ale… gdzie my jesteśmy?
- Zaraz się wszystkiego dowiesz.
Willa była nieskazitelnie biała, mury nie zostały naznaczone nawet najmniejszą skazą czy otarciem. Gdyby ktoś zapytał, powiedziałabym, że to nowoczesny pałac, przynajmniej takie odniosłam wrażenia z zewnątrz. Założyłabym się, że wnętrze było równie piękne, bo właściciel widocznie lubił przepych i luksusy.
- To wy na tej fontannie? – zagadnęłam przechodząc obok wraz z Zaynem i Niallem. Liam parkował właśnie samochód, ale szybko nas dogonił. Chłopcy się zaśmiali.
- Tak.
- To gdzie my jesteśmy? To dom któregoś z was, tak? Chyba możecie już powiedzieć, czuję się nieswojo nic nie wiedząc.
- Cierpliwości, tylko wejdziemy. – Zayn otworzył mi podwójne drzwi, ale i tak trochę się bałam wejść. Ogrom tego tajemniczego domu mnie przerażał.
Wnętrze całkowicie mnie nie zawiodło. Obszerny hol w starodawnym stylu tak mi się spodobał, że okręciłam się kilka razy wokół własnej osi, zanim się zatrzymałam. Wszystko – czerwone, wykładane aksamitem schody, złote poręcze, lamperie, boazeria, drewniane połyskliwe meble i wszystko inne – całość stanowiła obrazek jak nie z tej epoki, niespotykanie gustowny i kosztowny.
Po schodach schodziła właśnie niewysoka, ale dość szczupła kobieta w gustownym, ładnym łososiowym komplecie rodem z salonów „Valentino” , do którego nosiła też kolorową apaszkę. Jej krótkie, sięgające ramion proste włosy w kolorze ciemnego brązu, dopełniały idealnego ładu w wyglądzie właścicielki. Mogła mieć góra czterdzieści lat.
- Dzień dobry chłopcy…. – powitała ich. Jej ruchy były szybkie i zwinne. – O, dzisiaj z gościem….? Miło cię poznać, droga….
- Maddie. Znamy się ze szkoły. – przedstawiłam się uprzejmie, starając się skupić na niej, nie na wnętrzu domu, który aż prosił się aby go dokładnie obejrzeć.
- Witaj droga Maddie. – powtórzyła kobieta. – Jestem Miranda.
- Miło panią poznać. – odwzajemniłam uśmiech.
- Mira, cieszymy się, że się polubiłyście, ale…. Spieszy nam się, mamy ograniczony czas i plany. – powiedział grzecznie Harry. - Gdzie jest Lou?
- Na górze, w swoim pokoju. – oznajmiła – Czeka na was od rana, podobno ma jakieś nowe kawałki na płytę. Jest taki zapracowany, normalnie nie je, nie pije, tylko pracuje. – uśmiechnęła się do nas. – Idźcie, nie przeszkadzam. Będę w salonie, jak coś będziecie chcieli. – oznajmiła, znikając w bocznych drzwiach, tak szybko, jak się pojawiła. Samoistnie, do głowy nasunęło mi się pytanie : Kim jest Lou? Zadałam je na głos.
- Lou, a właściwie Louis, to nasz kolega, ostatni z zespołu. Jesteśmy w jego domu. – szepnął Niall. Echo tak się tu roznosiło, że i tak zabrzmiało to o wiele głośniej. – Zaraz was poznamy, nie martw się, nie gryzie.
- A później, moja droga Maddie, gramatyka. – Harold złapał mnie bezpośrednio za rękę i śmiejąc się, wbiegliśmy na schody, zostawiając innych w tyle. Liam, Niall i Zayn szybko się jednak ogarnęli i nas dogonili. Staliśmy w szerokim, długim korytarzu, z niezliczoną ilością drzwi po obu stronach. Naprawdę jak w pałacu. Nie wiedziałam nic o tym Louisie, ale jeśli dom odzwierciedla właściciela, to musiał mieć bogate wnętrze, dosłownie. Miałam sporo pytań.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 6

Od Autorek: Dzisiaj krótko, mamy nadzieję, że się spodoba xd wiecie co robić ;)                                              Music                                                                                                                                                Zajęcia z dziennikarstwa, tak jak przewidywałam, bardzo mnie nudziły, tak więc w połowie przestałam słuchać. Nie było warto, bo facet powtarzał dokładnie to co już wiedziałam od moich „cudownych” rodziców. On zresztą także wyglądał jakby miał zaraz zasnąć, widać że nie miał powołania do zawodu. Albo kolokwialnie mówiąc, się minął z powołaniem. Więcej charyzmy to miała moja babcia, nie obrażając nikogo.
Tutaj siedziałam obok Cathy, która mimo moich niechętnych odpowiedzi, nie zaprzestała pytania o wszystko co związane z chłopakami. Ja sama niewiele o nich wiedziałam, a oni o mnie, na Boga!
Kiedy zadzwonił dzwonek ( o jakieś dwieście pytań za późno), z chęcią zerwałam się z ławki i jako pierwsza opuściłam salę, nie przejmując się tym, jak niegrzeczne to było. Cathy napomknęłam, że idę do łazienki, ale wcale tam nie zmierzałam.
Wbiegłam na drugie piętro, odnajdując dość sprawnie salę od matematyki. Nie żeby tak mi się spieszyło do przedmiotu, bo orłem z matmy nie byłam i nie będę. Naprawdę to samo słowo matematyka przyprawiało mnie o mdłości, nie znosiłam jej i nie rozumiałam. Może i nie chciałam, ale co z tego? Jednocześnie liczyłam, że któryś chłopak z 1D jest dobry i jakby co mi pomoże z tym przedmiotem. Mogłam się łudzić.
Co prawda, wtedy ja także wyniosłabym coś z naszych korepetycji, które się jeszcze nie zaczęły.
Telefon zawibrował mi w kieszeni, wyjęłam go niecierpliwym ruchem i odblokowałam. Podświetlone słowo „mama” wcale nie poprawiło mojego samopoczucia. To była ostatnia rzecz jakiej teraz pragnęłam – rozmowa z czujną jak zwykle matką, która wykryłaby, że jestem niedzisiejsza. Jęknęłam bezsilnie, ale odebrałam.
- Mamo, mam lekcje, nie teraz….- powiedziałam, przegryzając wargę. Liczyłam na to, że się nabierze. – Przestawienie czasowe.
- Och, wiem kotku, tylko chciałam spytać jak ci się podoba na uniwersytecie. – stwierdziła entuzjastycznie. Zdawałam sobie sprawę, że ona się bardziej cieszyła z moich studiów niż ja sama. Wiedziałam też, że obdzwoniła rodzinę, znajomych  wszystkich, którzy chcieli jej słuchać z wiadomością, że jej córeczka studiuje na Oksfordzie. Czasami ciężko było znosić rodziców i ich charaktery. – Zakolegowałaś się już z kimś? Jak tam jedzenie? Jacyś przystojni chłopcy? – bombardowała pytaniami, tak, że się pogubiłam.
Zebrałam siły i policzyłam w myślach do dziesięciu, żeby nie walnąć telefonem o ścianę. Ona ZAWSZE musiała wywlekać to, co akurat mnie dręczyło. Zamierzałam zrobić to, co zazwyczaj, przemilczeć.
- Nie, bez rewelacji. Tak sobie, dziewczyny fajne, moja współlokatorka spoko. – mówiłam już krótkimi hasłami. – Zajęcia też, dobrze sobie radzę z językiem, nie ma obaw. Serio, nie martw się. Jestem dorosła. – dążyłam do zakończenia rozmowy.
- To dobrze, wiedziałam że sobie poradzisz. Jesteś taka zdolna. A co do chłopców, to jeszcze się będziesz od nich opędzać, zaufaj mi. Wiem co mówię.
- Tak, pewnie. Na razie mamo, muszę kończyć. – zmyśliłam na poczekaniu. Naprawdę, to było dziwne, ale ja.. wcale nie tęskniłam za domem. Ani trochę. Właśnie wyłączyłam własną matkę zanim zdołała się pożegnać i mnie to jakoś nie ruszało. Opcje były dwie: albo stałam się masochistką, co jest możliwe…. Albo byłam zbyt zajęta, żeby jeszcze o domu myśleć.
Może i zatęsknię, ale na pewno nie teraz, kiedy mam na głowie naukę i znajomość z 1D. No i tak w sumie jeszcze nienawiść wszystkich studentek, ale to już był szczegół. Przynajmniej tak to sobie wyjaśniałam, żeby nie zwariować.
Obróciłam się, z zamiarem wejścia do Sali i omal nie upadłam na podłogę, bo przede mną stał Liam, którego się wystraszyłam. Na szczęście z tyłu pojawił się Niall, ratując mnie przed upadkiem. Otrząsnęłam się szybko i z udawanymi pretensjami, walnęłam Liama w ramię.
- Never ever nie zachodźcie mnie od tyłu, bo pożałujecie! – oznajmiłam po części po polsku. – Zawału przez was dostanę. – odetchnęłam głęboko.
- Sorry… - uśmiechnął się Niall – Chcieliśmy posłuchać, jak się denerwujesz po polsku.
No cóż, przynajmniej był szczery.
- I jak? Zadowoleni?
- Nic nie zrozumieliśmy poza Never ever….- wyznał Liam. – Reszta nie do wymówienia.
- Nie przesadzajcie, da się go opanować. – założyłam ręce i oparłam się o ścianę.
- Jak pomożesz to na pewno. – dorzucił Zayn.
- Przystopujcie, na razie zostańmy przy angielskim. Jak tak dalej pójdzie, to chyba będę musiała u was zamieszkać. – stwierdziłam.
- U mnie możesz… - zgodził się od razu Liam, nie łapiąc ironii. Był śmiały. Zbyt śmiały, ale w ten sposób uroczy. Poprawiłam swoje długie włosy, odrzucając je na ramiona. Zrobiłam to tak, by po drodze zaczepnie uderzyły Niall w twarz.
- Żarcik, Li. – szepnęłam, diabelsko się uśmiechając. Oglądałam za dużo Supernatural, bo już normalnie strzelałam miny jak Crowley. – A teraz wróćmy do rzeczywistości, czas na godzinę mojej grozy. – dłonią wskazałam salę od matmy.
Po ich minach dobrze wiedziałam, że nie tylko mojej. No i korepetycje z matmy poszły w niepamięć. Otóż, z tego nici.
Nie było jednak tak źle. Oczywiście, trochę się pomęczyliśmy nad rachunkami różniczkowymi, bo nigdy tego nie umiałam, od początku liceum. Liam pomagał nam wszystkim, bo on rozumiał COŚ. Było to małe coś, ale jednak. Oficjalnie siedziałam z Cathy, ale chłopcy co chwilę mnie zaczepiali, tak że w końcu przeprosiłam Cat i przesiadłam się na tyły. Cat zalotnie strzelała oczami za każdym razem, gdy chłopaki spoglądali w jej kierunku, ale to raczej nie zwracało ich uwagi. Trochę mi było jej szkoda, ale cóż;….. naprzykrzając się im, serca One D. nie zdobędzie. To było wiadome od razu. Lubili mieć spokojne otoczenie, które nie piszczało na ich widok. Harry powiedział mi, że owszem, kochali fanów, ale momentami mieli już dość latających przedmiotów i wrzasków pod hotelami czy Tourbusem. Ich życie było jakie było i przywykli.
Spuściłam głowę, nie patrząc na Cat. Zabrałam się do przepisywania obliczeń, ale nie mogłam się długo na tym skupić i tak jak poprzednio skończyło się na dobrych chęciach. Nagle na mój zeszyt spadła karteczka papieru, starannie złożona w kratkę. Wiedziałam, że zespół się wygłupia, pytaniem było co wymyślili tym razem. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Liama, który siedział obok mnie. Ten tylko odwrócił głowę w stronę Nialla, który siedział w ławce z przodu.
Wzięłam liścik pod ławkę i zaczęłam powoli rozwijać. Był niewielki, ale napisany starannym pismem, zakładałam, że Niall, choć nie znałam jeszcze ich charakterów. Treść sprawiła, że się uśmiechnęłam. : „Hej, może być dziś po lekcjach? Co prawda mamy próbę, ale przy okazji byś nas posłuchała, a potem byśmy się pouczyli. Co ty na to? Coś się wymyśli. Harry ma problem z ostatnim tematem i tym co zwykle. ;) Jeśli tak, skiń głową do któregokolwiek z nas. Nie gadamy, bo jak ta kosa to zobaczy, to będziemy uziemieni, dla niej nieważne, że jesteśmy tym One Direction, zaufaj. Czekaj po lekcjach na boisku pod zegarem. Twoi kumple z ławki 1D ( ale pisałem ja Niall).”
Uśmiechnęłam się, spojrzałam na Liama i zaakceptowałam plan. Wrzuciłam list do torby, tak żeby nikt nie zauważył i wróciłam do pracy. Niall był nieobecny, półleżał na swojej ławce, zupełnie nie zainteresowany tematem. Ciężko było się skupić na matmie w to popołudnie. Nie zwracając uwagi na to, że nauczycielka matematyki mogła mnie w każdej chwili dorwać, zrolowałam kartkę z zeszytu i rzuciłam w blondyna. Niemal że podskoczył na krześle, ale kiedy pomachałam mu z uśmiechem, poprawił mu się humor, bo zorientował się, że zgadzam się na dzisiejsze korepetycje. Swoją drogą, ciekawa byłam, jak to będzie przebiegać. Harry z jednej strony sprawiał wrażenie, jakby naprawdę miał problemy z angielskim, ale ciężko mi było w to uwierzyć. Inni też.  Nie dociekałam.
Poczułam jak Cathy się do mnie przysuwa i puka mnie w ramię.
- Idziesz na randkę z One Direction i nie powiedziałaś!!! – szepnęła zirytowana. No, mogłam się domyślić. Kochana Cathy czytała mi przez ramię. Westchnęłam ciężko, opierając twarz na złączonych dłoniach. Ciężko mieć sekrety w tej szkole.

                                         

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 5

Od Autorek: Woww... Dawno nie pisałam żadnego tekstu typu "od autorek". To bardzo mobilizujące. No wiecie... leżysz sobie rano na łóżku i taka mała sprawa wciąż cię dręczy "Muszę wstawić notkę na bloga, muszę wstawić notkę na bloga, muszę..." och, jak to stresuje, a jakby było mało, moja kochana Mad wciąż wypytuje "dodałaś? dodałaś?" A więc tak, dodałam notkę, możesz sobie teraz wstawić koleiny rozdział. Zapraszam do przeczytania ;) !!

muzunia na dzisiejszy rozdział jest wpisana tutaj ;)
Nie spieszyło mi się, pomimo tego, że zajęcia dobiegły końca i trzeba było iść na następne w kolejności. Wolno się pakowałam, choć wiedziałam, że Cathy czatuje na mnie na korytarzu, żeby wyciągnąć jak najwięcej szczegółów mojej nagłej znajomości z One Direction. A może to właśnie było powodem, dla którego się tak ociągałam. Jakoś nie miałam ochoty na rozmowy o tym, tym bardziej z kimś tak dociekliwym, jak Cathy. Mając nadzieję, że jakoś uda mi się ją zgubić, zarzuciłam torbę na ramię i zamierzałam odejść, ale Niall z Harrym mnie zatrzymali. Blondyn złapał mnie za ramię.
- Nie tak szybko, mi się nie wywiniesz. – zażartował znów. – Właściwie mamy do ciebie pytanie. No i…
- No to śmiało, co się tak czaicie? – przysiadłam jeszcze na chwilę na ławce, bo nie zapowiadało się , że szybko mnie zostawią. Nie było mi z tego powodu smutno, bynajmniej. – Chłopaki, zaraz mam dziennikarstwo, a nie chcę znowu zaliczyć spóźnienia, bo tam mnie nie uratujecie. – przypomniałam.
- No jasne, rozumiemy. – uśmiechnął się loczek, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki. – Jesteś dobra z tego co mamy na angielskim. Dałabyś mi korepetycje? I przy okazji innym powtórkę? Jedyny Zayn sobie z tym radzi, ale on już ma dość douczania nas. Przydałaby mu się pomoc, ja na przykład jestem bardzo oporny. – powiedział Harry z miną szczeniaczka.
- To weźmiesz nas? Prosimy….- dołączył się Liam, który pojawił się nie wiadomo skąd. Byłam pewna, że już opuścił aulę.
Trochę mnie zatkało, bo też ich prośba była…. Dość nietypowa, biorąc pod uwagę to, że to oni byli rodowitymi anglikami, a ja tylko się wyuczyłam. Śmiesznie wyglądali, kiedy tak patrzyli na mnie skupieni, jakby chodziło o coś śmiertelnie poważnego. Nie miałam serca im odmówić, choć naprawdę nie wiedziałam po co im nagle korki. A Zayn był naprawdę dobry, miałam okazję się o tym przekonać na zajęciach, jak w minutę zrobił 5 przekształceń perfectu na passive voice, co mi zajęłoby z 4 minuty co najmniej. Z lekkim uśmiechem zażenowania, zgodziłam się.
- No, dobrze, może być fajnie. Tylko nie obiecuję, że wszystko umiem, w końcu to nie mój język narodowy. – zastrzegłam, dobrze wiedząc, że i tak ich to nie zniechęci.
- Oj tam oj tam…. – Niall machnął ręką, jakby się wachlując – Bierzemy cię i już. To kiedy masz czas na pierwsze spotkanie?
- Wiecie, szczerze to nie pamiętam grafiku. Ale dam wam numer, to się zgadamy, może być?- zapytałam, obserwując jak usatysfakcjonowani kiwają głowami.
Pospiesznie wydarłam kartkę z notatnika i nabazgrałam z pamięci swój numer, moim koślawym pismem. Podałam ją Niallerowi. Pomachałam im na pożegnanie i zostawiłam tam, stojących obok siebie, z uniesionymi dłońmi. Niall ciągle ściskał kartkę.
Za drzwiami uśmiechnęłam się pod nosem, wiedziałam dobrze, że korepetycje były przykrywką. Tylko co oni kombinowali w takim razie? Nie zdążyłam się nad tym zastanowić, bo Cathy podbiegła do mnie w tempie godnym mistrzów.
- Hej. Powiesz mi, co tu jest grane? – zapytała. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jej głos brzmi szorstko. – Poderwałaś One Direction, nie wykręcisz się. – oczywiście na wstępie padły słowa, których nie chciałam usłyszeć.
- Och, proszę, nie teraz Cat…
- To było zabójcze, jak weszłaś z Niallem do auli, a wszyscy w jednym momencie na was… nawet Halle była zaskoczona, widziałaś jej minę? Taka stara, a na nich leci…- zakomunikowała mi. O tym szczerze mówiąc nie pomyślałam, analizując zachowanie nauczycielki, która mnie zbyła. No proszę… - A teraz wszyscy plotkują, Maddie! Co się stało? Mi możesz powiedzieć. – zakończyła Cathy, jej oczy aż błyszczały z ciekawości.
- Spóźnimy się, później. – odmawiałam, udając bardzo zabieganą, co według mnie nie było takie głupie. Próbowałam się wymigać, jasne, ale nie dała się nabrać.
- Później to będziesz zajęta, bo mamy matmę ze szkołą muzyczną! – dodała pretensjonalnie.
- Co? Matmę też? – musiałam przyznać, że ta wiadomość bardzo poprawiła mi humor, mimo zdziwienia. – To profil muzyczny, co oni…..?
- Czyli to oznacza, drogi ośle, że osobno mamy tylko jeden przedmiot. Chodzą z nami na wszystkie nasze wykłady, poza dziennikarstwem. Choć, według zasad, gdyby chcieli, to na to też mogą chodzić.
- Nie miałam pojęcia. – przyznałam. – W Polsce to wygląda zupełnie inaczej. Czekaj, czyli… skoro oni mogą chodzić na nasze dziennikarstwo, to my ……
- Możemy być na muzyce, zgadza się. Ale się nie łudź, kiedy są tam 1D, próby są zamknięte. Środki ostrożności, po niedawnych wydarzeniach. – dodała smutno.
- Coś się stało??
- Nic poza tym, że jakieś trzy wariatki się tam wbiły i prawie zgwałciły Harry’ ego. Przez te idiotki teraz nie mamy do nich wstępu. – dodała wściekle. – Mówię ci, te próby były świetne. Podobno na tamtej pamiętnej próbie byli w komplecie. Całe One Direction. I pomyśl, jak jakieś niemyślące dzieciaki zmarnowały okazję!
- No faktycznie…- potaknęłam, zastanawiając się nad słowem „w komplecie”. No tak, już prawie zapomniałam, że One Direction jakie znałam, nie jest kompletne. To mnie intrygowało, jak wszystkich pierwszorocznych, ale nie chciałam pytać chłopaków, nie teraz. Za mało się znaliśmy.
- To powiesz mi, jak ich poznałaś? – nalegała, podskakując obok.
- No, na lekcji, na angielskim. – westchnęłam, podrażniona.
- Nie ich, jako ich. Nialla, o to mi chodzi…. I o czym tyle mówiliście? Czekałam tu wieki na ciebie. Serio.
- O szkole, a o czym? – stwierdziłam beznamiętnie. Nie zamierzałam wspominać o ich nietypowej prośbie. Cat nie była głupia, wykorzystałaby okazję, na pewno. A obiecałam Niallowi dyskrecję. – Poznałam go na schodach, Matko Boska, po prostu pomógł mi pozbierać książki! – zakończyłam ostrzej, ale jej to nie zraziło.
- Ty , że ja na to nie wpadłam! Genialne! – wykrzyknęła.
- Co genialne?
- Twój patent jest genialny. Niewinna nowa w potrzebie, zmiękczyła serce Nialla. – przytuliła mnie szybko, jakbym właśnie powiedziała coś zbawiennego.
- Czy ty mi sugerujesz, że zrobiłam to specjalnie? O nie! Nie znam ich nawet, po cholerę miałabym ich podrywać, co?
- Nie wiem, …. Bo są tak przystojni, że nie możesz się powstrzymać?- podsunęła. Czasami niezwykle mnie irytowała, to był jeden z tych momentów.
- Nie. Stanowczo nie. Żaden nie jest w moim typie do twojej informacji, a teraz przestań z tymi oskarżeniami! Nic nie rozumiem….- wzruszyłam ramionami, zatrzymując się w połowie schodów.
- Ja nic nie mówię…. Tylko…. Myślisz, że mogę jeszcze próbować? – spytała. Walnęłam się w czoło otwartą dłonią, nie wiedząc czy się śmiać, czy na nią nawrzeszczeć. Żal mi było One Direction, jeśli ich wszystkie fanki tak się zachowywały. Ja bym nie wytrzymała.
- Niall lubi wybawiać dziewczyny z opresji, kto wie…. Tak mi powiedział. – westchnęłam. Cathy otworzyła szeroko usta, jakby nie rozumiejąc, ale tylko pokręciłam głową. – Koniec tematu i chodź! Naprawdę mam dość spóźnień.
Nie czekając na jej reakcję, odwróciłam się i odpisując na esemesa od mamy, ruszyłam pod salę, w której mieliśmy dziennikarstwo. Za dużo szumu wokół mnie… za dużo sprzeczności.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Uwaga

Hej, ktoś w ogóle to czyta? Pytamy tak z ciekawości, bo wiem (Mad) że stylowo nie powalam xD

Rozdział 4

Od Autorek: Wreszcie moi kochani pojawił się ten, na kogo wszyscy czekali, a mianowicie nasz Horanek ;) Co tu dużo mówić? Mogło być lepiej, ale w miarę lubię ten rozdział, jest taki jakiś fajny xD Zachęcamy do wyrażania opinii, gdyż specjalnie po to umożliwiłam anonimom komentowanie.. so let's read this ;D Nie nudzę już.


Underneath

Zabierając ze sobą Maxa i Davida mogłam się spodziewać, że nie zaprowadzą mnie prosto do auli wykładowej. Kiedy byliśmy na górze, Max zaproponował zwiedzanie szkoły, nie bacząc na to, że byliśmy już praktycznie spóźnienia na zajęcia. Widocznie systematycznością nie grzeszył. Choć miałam drobne opory, to jednak się z nimi zgodziłam, sama do końca nie wiedząc czemu. Na pewno nie powalił mnie urok osobisty Maxa. Pal licho jedno spóźnienie, za to ze studiów nie wywalają. 

Na początku mi się podobało, ale kiedy zaciągnęli mnie do kolejnej, podobnej do poprzedniej, galerii, która oczywiście miała korytarze jak cała długość Nilu….. skapitulowałam i zaczęłam żałować, że nie poszłam na ten wykład od razu. Teraz musiałam czekać, aż chłopakom się zachce tam iść, bo nie wiedziałam gdzie się aula znajduje. Czas leciał nieubłaganie szybko, choć na razie mieliśmy i tak tylko 15 minut spóźnienia. 
- Max, możemy już wracać? – poprosiłam, łapiąc go za ramię. Miał taką minę, jakby chciał mnie zbyć, ale po chwili promiennie się uśmiechnął i zatrzymał Davida. 
- Jasne, jak bardzo chcesz. Nudzisz się?
- Nie, ale jednak to pierwszy dzień, wiesz, chciałabym co nieco się dowiedzieć. – wyjaśniłam, żeby ich nie urazić. – Było super, możecie mnie jeszcze oprowadzić, ale po wykładach, ok.?
- Dobrze…. Ale pod warunkiem, że się pościgamy do auli! – między nas wtrącił się David, który z chytrą miną objął mnie ramieniem. Wysunęłam się szybko, niechętnie się zgadzając. Lepsze to niż spędzanie kolejnych godzin na tych długaśnych korytarzach. 
Chłopcy jak to chłopcy, z ich chęcią rywalizacji i popisania się przed dziewczyną – szybko mi uciekli, bo na koturnach nie biega się wcale łatwo. Nie byłam zła, tylko że w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że chyba nie wiem, gdzie jestem i którędy mam dalej iść. Z zamiarem zadzwonienia po tych kawalarzy, wyciągnęłam z torby telefon, ale przy tym nie zauważyłam schodów i potknęłam się lekko. Nic mi się nie stało, ale z torby powypadały mi wszystkie rzeczy i książki. To już nawet mnie lekko wytrąciło z równowagi. Wściekła uklękłam, próbując wszystko pozbierać i układając w myślach karę dla Maxa i Davida. 
Głowę miałam spuszczoną, tak więc nie wiedziałam, że jest tu ktoś jeszcze. Zorientowałam się dopiero, gdy zobaczyłam, jak ten ktoś klęka koło mnie i pomaga mi składać rzeczy. Jego subtelne dłonie pojawiły się nagle i znikąd. Uniosłam głowę, praktycznie pewna, że to któryś z dwóch uciekinierów sobie o mnie przypomniał i już chciałam zacząć swoje żale, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Osobą tą był średniego wzrostu blondyn o przenikliwie niebieskich tęczówkach, co bardzo dobrze się uzupełniało. Jego nastroszone włosy układały się w delikatnego czuba, a czarne ubrania sprawiały, że wyglądał całkiem ładnie. No, może policzki miał trochę za bardzo zaokrąglone, jak u chomika, ale na swój sposób to było słodkie. 
- Nie martw się, pomogę Ci. – powiedział nieśmiało, rzucając mi zawstydzone spojrzenia spod przymkniętych powiek. – Wyglądałaś na trochę zagubioną, wiesz?
- Mmm, pewnie tak jest. – lekko wzruszyłam ramionami. – Nie wiem do końca co gdzie się znajduje.. 
- Pierwszy dzień?- uśmiechnął się ze zrozumieniem, ukazując mi błyszczący aparat na zęby. 
- Dokładnie tak. Mam teraz angielski i tyle wiem. – zachichotałam. 
- To tak samo jak ja. Jeśli się nie mylę, jesteś z profilu dziennikarskiego, tak?
- Tak. Ok, jak jesteś jasnowidzem, to chyba mam szczęście. – powiedziałam, nie mając pojęcia, skąd on to wie. 
- Nie pytaj skąd wiem, po prostu to moje moce….- uniósł ręce, zamykając oczy. Byłam ciekawa, co kombinuje ,ale po chwili wrócił do normalnej postawy i się roześmiał, tym razem głośno i szczerze. – Tak na serio, to wiem stąd, że moja grupa ma angielski dokładnie na tej godzinie z grupą dziennikarską. Duże prawdopodobieństwo. 
- Czekaj, wiem! Ty jesteś z muzycznego profilu. Tak, rany, mam szczęście, że cię znalazłam. – może głupio zabrzmiało, ale naprawdę się ucieszyłam, że znalazłam sposób na dotarcie do auli. Mój wybawca nie przestawał się uśmiechać. 
- Technicznie rzecz biorąc, to ja znalazłem ciebie. A w ogóle to jestem Niall. 
- Madeleine. Maddie albo Magda. – odpowiedziałam, podając mu rękę. Akurat zdążyliśmy zebrać wszystkie moje rzeczy, które starannie włożyłam do torby. 
- To co powiesz na to, żebyśmy poszli już na zajęcia Maddie? – zapytał Niall. Wiedziałam, że wybierze tę formę mego imienia, jak wszyscy Brytyjczycy. 
- Jasne. Tylko tak właściwie mamy spore spóźnienie…..
- Zdaj się na mnie, załatwię to. – powiedział, niedbałym tonem, jakby był bardzo pewny swego. I był, znałam ten ton. W tym momencie mnie olśniło. Nie miał powodu do obaw, jako członek sławnego zespołu. Profil szkoły muzycznej… One Direction. Przed oczami pokazał mi się obraz ze stołówki, kiedy to Niall i jego koledzy siedzieli przy swoim stoliku. Bingo. Nie zamierzałam pokazywać mu, że wiem kim jest, więc tylko skinęłam głową. 
Przez chwilę szliśmy w kompletnej ciszy, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że nie podziękowałam mu za pomoc jak należy. 
- Niall…..
- Tak?
- Dziękuję ci bardzo, za wszystko. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Znaczy wiem, zabiłabym Maxa, ale najpierw musiałabym się dostać do auli. – odgarnęłam grzywkę z oczu.
- Nie ma za co, serio. Cieszę się, że się poznaliśmy. Okoliczności też nie były takie złe…. – dodał.
- Jak dla ciebie. Nie zaliczyłeś gleby na schodach, panie mądry. – prychnęłam, poprawiając torebkę i sweter. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami do Sali. 
- Może nie, ale ratowanie dziewczyn na schodach to moja specjalność, jakem Horan, Niall Horan. – wydeklamował a la Bond. 
- Dobra, Horan. Wchodź. 
Czułam, że mogę mu zaufać. Wszedł pierwszy, oglądając się szybko na mnie. Uderzył mnie gwałtowny podmuch ciepłego powietrza z auli, które było naprawdę rozgrzane w porównaniu z chłodnym klimatem korytarzy. Kobieta w szarym garniturku, stojąca za katedrą zlustrowała nas bystro zza swoich prostokątnych okularów, ale blondyn zachował zimną krew.
- Przepraszamy za spóźnienie, pani Halle. – odezwał się uprzejmym głosem, podlizującego się uczniaka. – Zgubiłem podręcznik i koleżanka pomagała mi go szukać właśnie. – na dowód prawdomówności uniósł jedną z moich książek. A to cwaniak. Już wiedziałam, czemu tak chciał ją trzymać. 
Profesorka zmierzyła mnie wzrokiem, ale po chwili tylko dała nam znak, żebyśmy zajęli miejsca i nie przeszkadzali w wykładzie. Jej twarz złagodniała, kiedy patrzyła na mojego towarzysza. 
- Dobrze, Niall. Siadajcie, zaczynamy już ćwiczenia, skoro jesteśmy w komplecie. Grammar and vocabulary, page 130. – dodała już urzędowym tonem, siadając za biurkiem i czekając aż wszyscy się zorganizują. – Albo zróbcie w parach, zaraz sprawdzimy. 
Wsunęliśmy się z blondynem w rząd ławek. Zdałam sobie sprawę, że wszystkie dziewczyny patrzą na mnie, jakbym zabiła im kogoś bliskiego. No, może z wyjątkiem Cathy, która miała spuszczoną głowę i na mnie nie patrzyła. Tak samo Max, który siedział obok niej. Ale on pewnie się wstydził, że mnie zostawili. W tej chwili chciałam tylko zapaść się pod ziemię, to nie było miłe uczucie. Do tego koło Cathy ulokowała się Tessa, tak więc nie miałam gdzie usiąść. Niall widząc moje spojrzenia, dotknął mojego ramienia. 
- Usiądziesz z nami? – zaproponował, wskazując głową na trzech chłopaków w ostatniej ławce. Udawali bardzo pochłoniętych wykonywanymi zadaniami, ale wiedziałam, że obserwują nas dyskretnie. Co mi pozostało? I co miałam do stracenia? Nic. 
- Ok. Powiedz, że jesteś dobry z gramatyki. 
- Zobaczy się. A jak coś, to ściągniemy od Zayna, obiecuję. – zachęcił. 
Poprowadził mnie w kierunku kolegów, a ja przełknęłam ślinę i starałam się nie patrzeć na zawistne spojrzenia dookoła. Jakoś będzie. Zajęłam szybko pierwsze miejsce z brzegu, gotowa do odwrotu, jakby co. Przywitałam się z chłopakami szybkim „cześć”, ale to tyle, nie patrzyłam na nich często. Otworzyłam natomiast książkę i zaczęłam rozwiązywać przykłady, na chwilę skupiając uwagę na czymś innym. „Ty to masz talent, Collins. Pierwszy dzień i jesteś taką sierotą, że teraz siedzisz w ławce z One Direction. Cała aula chce cię pewnie zabić. Brawo”. – powiedziałam do siebie, w końcu odrywając się od tekstu. 
Niall też już skończył i odwrócił się do mnie. 
- Nudy, co nie?
- Masakra. Powiedz, że tu się coś zaraz zacznie dziać, bo zasnę. – odszepnęłam. – Wszystkie zajęcia tak wyglądają? 
- Nie, na muzyce jest zupełnie inaczej. Ciekawiej, bo tam stawiają na twoją kreatywność. – odpowiedział z pasją słyszalną w głosie. 
- Szkoda, że nie mam muzyki. – westchnęłam. Naprawdę żałowałam, bo może mega talentu nie miałam, ale lubiłam coś tam sobie podśpiewywać od czasu do czasu. Wszyscy czworo od razu się cicho zaśmiali, i do tego bardzo synchronicznie, jakby mieli to wyćwiczone. 
- Dziennikarski, wiedziałem. – odezwał się w końcu odezwał się brunet o lśniących, ułożonych włosach i brązowych oczach, oraz ciemniejszej karnacji. Nie był murzynem, po prostu coś w stylu krajów arabskich. – Też przydatny zawód, no i związany z naszym. Jestem Zayn. Ten to Liam…- chłopak o orzechowych oczach, ciemnych blond włosach i miłej twarzy podał mi rękę. – A ten oto loczuś to Harry. – wskazał na ostatniego, siedzącego najdalej ode mnie. Wydawał mi się najmłodszy, pewnie było to złudzenie spowodowane ilością loczków, okalających jego twarz. Oczy miał w bladym odcieniu zieleni. - A Niall to Niall. 
- No, dzięki, jestem tu! – oburzył się blondyn. – Tak się staram na tych lekcjach, pomagam wam, piszę teksty, wszystko po to, żeby usłyszeć że Niall to Niall. ! 
- No, już księżniczko, don’ t worry. – pocieszył go Liam. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. 
- Ej, ma ktoś z was tą głupią gramatykę, ćwiczenie szóste.? – zapytał nagle Harry. Zdziwiłam się, słysząc że jego głos był męski i głęboki, nieadekwatnie do wyglądu. Moim zdaniem było w nim coś dziecinnego, gdy nerwowo przegryzał ołówek, pochylony nad książką. 
- Masz. – zlitowałam się i podałam mu moje zadania. – Powinno być dobrze. Ale następnym razem ja zrzynam od ciebie, kotku. – mrugnęłam do niego porozumiewawczo. 
- Spoko, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Dla mnie to czarna magia, to co teraz mamy. – Harry był w niebie, że nie musiał sam się głowić nad zadaniami, widziałam to. Zaśmiałam się cicho. Zayn zerkał, czy profesorka nie nadchodzi, a Niall oparł się na łokciu i na mnie spojrzał. 
- Maddie, muszę zapytać… wiesz kim jesteśmy? Nie bierz mnie za bufona, po prostu jestem ciekawy. – wyznał szczerze. Wiedziałam, że któryś z nich o to zapyta, prędzej czy później.
- Wiem, drogi Horanie z One Direction. – pokazałam mu język i zaczęłam bawić się długopisem. – Ale was rozczaruję, nie znam waszych piosenek, nie jestem fanką, Cathy mi was pokazała na śniadaniu. 
- Nie czuję się rozczarowany. – przyznał – Cathy?
- Koleżanka, ta co na nią patrzyłam. – wyjaśniłam. – Założę się, że umiera z ciekawości, co ja tu z tobą robię. 
- Powiesz?
- Wiesz, jak nie chcę to nie mówię. A nie zamierzam się chwalić swoją słabą koordynacją. Nie mówię dużo. – pozwoliłam, żeby tajemniczy uśmiech wstąpił mi na usta.
- To dobrze. Bo wiesz…. Z zasady tego nikomu nie mówimy, ale ciężko nam momentami z tym brakiem prywatności. – dodał, a ja kiwnęłam głową. 
- Wiem. Dlatego nic nie powiem. Ok., weźmy się do roboty, bo nas Halle weźmie do tablicy, a ja ani Harry nie jesteśmy na to gotowi, nie Curly? 
- Nie strasz….- jęknął zapytany, półleżąc na ławce. 
- A skończyłeś przepisywać?
- Ta, już…. – z olśniewającym uśmiechem oddał mi książkę. – Lubię cię. Ty chociaż dajesz mi przepisać, nie to co ci nieczuli mężczyźni. – udał obrażonego na kolegów. To było słodkie. Nie wiedziałam już, co myśleć. Bo… kurczę, polubiłam ich. Ale niestety lekcja skończyła się szybciej niż myślałam.