Od Autorek: Jupija jej, ludzie cieszcie się!! Zapytacie mnie czemu... hyyyy... ok, nie wiem. Kurcze, co ja miałam... Ach tak!! To jest rozdział 7. Nie! To jest 'od autorek' rozdział 7 jest poniżej, życzę miłego czytania, a w rozdziale następnym Lou !! Woww... tego się nie spodziewaliście co? No ja myśle, a teraz idźcie wykupić konto premium na redutube, zanim zablokują internet i nie będziecie mogli się cieszyć życiem!! heh, taki joke, bez obrazy, do miłego, bye .
zMUZUJcie się tu, eloo ;) .
Mieliśmy jeszcze trzy lekcje, które niezwykle mi się dłużyły, bo chłopcy
na nie już nie poszli, ale wreszcie i one dobiegły końca i mogłam udać
się na wyczekiwane spotkanie z zespołem. Zazdrościłam im tego, że po
prostu sobie poszli na wagary, a nikt specjalnie się tym na uczelni nie
przejął. Z drugiej strony, nie oddałabym jako takiej swobody w szkole za
swobodę na co dzień. Ja jako nieznana miałam chociaż jakiś komfort
psychiczny, że walnięte dziewczyny nie zaatakują mnie na ulicy. A wagary
sobie odpuśćmy.
Kiedy wychodziłam już głównym wyjściem, usłyszałam,
jak ktoś woła moje angielskie imię. Max biegł w moją stronę, więc byłam
miła i poczekałam, aż mnie dogoni, choć nie miałam ochoty na rozmowę.
-
Cześć. – powiedział rudzielec, spuszczając wzrok. – Słuchaj, chciałem
przeprosić za to, że cię tak wtedy zostawiliśmy z Davidem. Głupi byłem. –
przyznał.
- Nie ma za co, rozumiem. Miałam w Polsce kolegów, wiem,
jak to jest. Następnym razem cię dogonię, już tego dopilnuję. –
wzruszyłam ramionami.
- Dzięki, że się nie gniewasz. – uśmiechnął się – A…. gdzie tak pędzisz, co?
- A, nic takiego. Spieszę się na korepetycje.
-
Nie żartuj, potrzebujesz korków? Jesteś najinteligentniejszą osobą,
jaką znam.- komplementował mnie. Pokręciłam głową, patrząc na zegarek.
- Nie, ja nie potrzebuję.
-
Wiesz… nie musisz się ukrywać z tym, że Cathy cię wkurzyła, wiem to.
Też bym się zdenerwował, gdyby ktoś biegał po szkole i rozgłaszał, że
idę na randkę z Niallem z One Direction.
- Ja nie idę na randkę! –
burknęłam – I nie z Niallem, a z całym 1D. To im daję korepetycje,
zadowolony? Też pójdziesz rozpowiedzieć? – jęknęłam, otulając szyję
chustą.
Wiem, że praktycznie na niego nakrzyczałam, ale miałam już
serdecznie dość tekstów wyssanych z palca na swój temat. Pierwszy dzień w
szkole, a ja się coraz bardziej pogrążałam. Pech albo szczęście, zależy
jak na to patrzeć. Max uniósł ręce do góry poddańczym gestem.
-
Hej, spokojnie, nic nikomu nie powiem. Nie chcę się kłócić, jasne? Nie
mam nic przeciwko twojej znajomości z nimi. To super sprawa, masz
szczęście. I… baw się dobrze na korkach. – powiedział. Nie mogłam się
oprzeć wrażeniu, że mówił z jakimś smutkiem w głowie.
- Oczywiście. Dzięki i do zobaczenia. – pożegnałam się z nim, zdając sprawę, że jestem spóźniona. Po raz trzeci w jednym dniu.
Iście
sprinterskim tempem pokonałam całe boisko i wybiegłam zza zakrętu, by
przejść przez mostek, nad którym piętrzył się szkolny zegar. Latem
studenci podobno lubili spędzać tu czas na piknikach i pogawędkach. Było
to właściwie wymarzone miejsce do nauki: drzewa, zieleń, strumyk,
spokój. Nazywano to ogrodem, choć w sumie ogród to nie był.
Nie
myliłam się, czterech kolegów już czekało na mnie pod jednym z drzew.
Harry i Niall przechadzali się dokoła. Ze swobodnym uśmiechem podeszłam
ku nim, Zayn poderwał się z ziemi i otrzepał marynarkę szkolną z trawy, a
Inni się zatrzymali.
- Sorry za spóźnienie, kolega mnie zatrzymał. – wyjaśniłam, rozglądając się.
- Nie ma sprawy, dla ciebie mamy czas. – powitał mnie Niall.
- A jak wam się udały wagary? – podchwyciłam temat ciekawsko – Gdzie łaziliście?
-
No, wiesz…- niepewnie zaczął Liam. To zawahanie w jego głosie było
dziwne – Tak sobie spacerowaliśmy, żeby się tylko wyrwać z tych murów.
- Rozumiem, pomimo że to pierwszy dzień. – podsumowałam.
- Tak, ale aż takiego polotu do nauki to nie mamy. – włączył się Zayn.
- Ok., to może jedźmy już się pouczyć, co? – zaproponowałam, ciekawa, czyj dom wybrali.
- Jak chcesz. Na gramatykę zawsze mamy chęć. – wyjawił Harry słodko. – Albo i nie…..
- Wiem Hazz… ale sami chcieliście.
Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał Liam.
- To chodźmy, zaparkowałem na zewnątrz. – wskazał bramę wyjściową z terenu uczelni. – Chcesz siedzieć z przodu czy z tyłu?
- Obojętnie, jak wam pasuje.
-
To będziesz koło mnie, hałastrę zamknie się z tyłu. A oto moje cudo… -
włączył alarm w samochodzie. Automatycznie powiodłam wzrokiem do
pięknego srebrnego Mercedesa, stojącego w cieniu drzew. Kiwnęłam głową z
podziwem, mogłam się spodziewać, że stać ich na wypasione fury.
-
Kurczę, w Polsce jeszcze nie mamy tego modelu. Przepiękny. – podeszłam
bliżej i powiodłam dłonią po chłodnej masce samochodu. Chłopcy spojrzeli
na mnie od razu.
- Fanka motoryzacji?
- No co ty nie powiesz….-
stwierdziłam niedbale.- Trochę mam zainteresowań, jeszcze połowy o mnie
nie wiesz. Jedziemy, muszę być w internacie na kolację. – przypomniałam.
- O to się nie martw, Li cię odwiezie. – uspokoił mnie Niall, biorąc mnie pod ramię.
- Ok.
Wsiadłam
do samochodu i zapięłam pas. Z tyłu stłoczyli się pozostali, a Liam
zajął miejsce za kierownicą. Spojrzałam na stosunkowo pogodne niebo,
nienaznaczone chmurami. Ten dzień mimo wszystko mógł się skończyć
udanie, taką miałam nadzieję.
Uważnie obserwowałam drogę, którą
jechaliśmy, żeby ją jakby co zapamiętać. Wytrwale i ciekawie wyglądałam
jednak celu podróży, bo nikt nie chciał mi go wyjawić, jak na złość.
Harry i Zayn o coś się z tyłu wykłócali, a Liam co chwilę na nich
spoglądał w lusterku wstecznym, jakby w obawie przed uszkodzeniem przez
nich tapicerki.
Po jakichś dziesięciu minutach Payne zwolnił i
skręcił w małą uliczkę, na którą nie zwróciłabym uwagi, tak była ukryta
wśród drzew. Było tu bardzo zielono. Po chwili moim oczom ukazała się
wysoka brama i biały dom, który spokojnie można było nazwać willą czy
rezydencją. Brama, zdobiona dokładnie i złocona, otworzyła się
automatycznie kiedy podjechaliśmy. Z uwagą rozglądałam się dalej. Liam
zakręcił na okrągły podjeździe, w centrum którego znajdowała się
kunsztownie rzeźbiona fontanna, przedstawiająca pięć postaci z
mikrofonami. Woda wlewała się z ich dłoni i mikrofonów, tworząc piękne
złudzenie optyczne. Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
- Ładne co? – zagadnął Niall, pochylając się do przodu. – Zobaczysz dom ,to dopiero cudo.
- Piękne, ale… gdzie my jesteśmy?
- Zaraz się wszystkiego dowiesz.
Willa
była nieskazitelnie biała, mury nie zostały naznaczone nawet
najmniejszą skazą czy otarciem. Gdyby ktoś zapytał, powiedziałabym, że
to nowoczesny pałac, przynajmniej takie odniosłam wrażenia z zewnątrz.
Założyłabym się, że wnętrze było równie piękne, bo właściciel widocznie
lubił przepych i luksusy.
- To wy na tej fontannie? – zagadnęłam
przechodząc obok wraz z Zaynem i Niallem. Liam parkował właśnie
samochód, ale szybko nas dogonił. Chłopcy się zaśmiali.
- Tak.
- To gdzie my jesteśmy? To dom któregoś z was, tak? Chyba możecie już powiedzieć, czuję się nieswojo nic nie wiedząc.
-
Cierpliwości, tylko wejdziemy. – Zayn otworzył mi podwójne drzwi, ale i
tak trochę się bałam wejść. Ogrom tego tajemniczego domu mnie
przerażał.
Wnętrze całkowicie mnie nie zawiodło. Obszerny hol w
starodawnym stylu tak mi się spodobał, że okręciłam się kilka razy wokół
własnej osi, zanim się zatrzymałam. Wszystko – czerwone, wykładane
aksamitem schody, złote poręcze, lamperie, boazeria, drewniane
połyskliwe meble i wszystko inne – całość stanowiła obrazek jak nie z
tej epoki, niespotykanie gustowny i kosztowny.
Po schodach schodziła
właśnie niewysoka, ale dość szczupła kobieta w gustownym, ładnym
łososiowym komplecie rodem z salonów „Valentino” , do którego nosiła też
kolorową apaszkę. Jej krótkie, sięgające ramion proste włosy w kolorze
ciemnego brązu, dopełniały idealnego ładu w wyglądzie właścicielki.
Mogła mieć góra czterdzieści lat.
- Dzień dobry chłopcy…. – powitała ich. Jej ruchy były szybkie i zwinne. – O, dzisiaj z gościem….? Miło cię poznać, droga….
-
Maddie. Znamy się ze szkoły. – przedstawiłam się uprzejmie, starając
się skupić na niej, nie na wnętrzu domu, który aż prosił się aby go
dokładnie obejrzeć.
- Witaj droga Maddie. – powtórzyła kobieta. – Jestem Miranda.
- Miło panią poznać. – odwzajemniłam uśmiech.
-
Mira, cieszymy się, że się polubiłyście, ale…. Spieszy nam się, mamy
ograniczony czas i plany. – powiedział grzecznie Harry. - Gdzie jest
Lou?
- Na górze, w swoim pokoju. – oznajmiła – Czeka na was od rana,
podobno ma jakieś nowe kawałki na płytę. Jest taki zapracowany,
normalnie nie je, nie pije, tylko pracuje. – uśmiechnęła się do nas. –
Idźcie, nie przeszkadzam. Będę w salonie, jak coś będziecie chcieli. –
oznajmiła, znikając w bocznych drzwiach, tak szybko, jak się pojawiła.
Samoistnie, do głowy nasunęło mi się pytanie : Kim jest Lou? Zadałam je
na głos.
- Lou, a właściwie Louis, to nasz kolega, ostatni z
zespołu. Jesteśmy w jego domu. – szepnął Niall. Echo tak się tu
roznosiło, że i tak zabrzmiało to o wiele głośniej. – Zaraz was poznamy,
nie martw się, nie gryzie.
- A później, moja droga Maddie,
gramatyka. – Harold złapał mnie bezpośrednio za rękę i śmiejąc się,
wbiegliśmy na schody, zostawiając innych w tyle. Liam, Niall i Zayn
szybko się jednak ogarnęli i nas dogonili. Staliśmy w szerokim, długim
korytarzu, z niezliczoną ilością drzwi po obu stronach. Naprawdę jak w
pałacu. Nie wiedziałam nic o tym Louisie, ale jeśli dom odzwierciedla
właściciela, to musiał mieć bogate wnętrze, dosłownie. Miałam sporo
pytań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz