poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 7

Od Autorek: Jupija jej, ludzie cieszcie się!! Zapytacie mnie czemu... hyyyy... ok, nie wiem. Kurcze, co ja miałam... Ach tak!! To jest rozdział 7. Nie! To jest 'od autorek' rozdział 7 jest poniżej, życzę miłego czytania, a w rozdziale następnym Lou !! Woww... tego się nie spodziewaliście co? No ja myśle, a teraz idźcie wykupić konto premium na redutube, zanim zablokują internet i nie będziecie mogli się cieszyć życiem!! heh, taki joke, bez obrazy, do miłego, bye .

zMUZUJcie się tu, eloo ;) .
Mieliśmy jeszcze trzy lekcje, które niezwykle mi się dłużyły, bo chłopcy na nie już nie poszli, ale wreszcie i one dobiegły końca i mogłam udać się na wyczekiwane spotkanie z zespołem. Zazdrościłam im tego, że po prostu sobie poszli na wagary, a nikt specjalnie się tym na uczelni nie przejął. Z drugiej strony, nie oddałabym jako takiej swobody w szkole za swobodę na co dzień. Ja jako nieznana miałam chociaż jakiś komfort psychiczny, że walnięte dziewczyny nie zaatakują mnie na ulicy. A wagary sobie odpuśćmy.
Kiedy wychodziłam już głównym wyjściem, usłyszałam, jak ktoś woła moje angielskie imię. Max biegł w moją stronę, więc byłam miła i poczekałam, aż mnie dogoni, choć nie miałam ochoty na rozmowę.
- Cześć. – powiedział rudzielec, spuszczając wzrok. – Słuchaj, chciałem przeprosić za to, że cię tak wtedy zostawiliśmy z Davidem. Głupi byłem. – przyznał.
- Nie ma za co, rozumiem. Miałam w Polsce kolegów, wiem, jak to jest. Następnym razem cię dogonię, już tego dopilnuję. – wzruszyłam ramionami.
- Dzięki, że się nie gniewasz. – uśmiechnął się – A…. gdzie tak pędzisz, co?
- A, nic takiego. Spieszę się na korepetycje.
- Nie żartuj, potrzebujesz korków? Jesteś najinteligentniejszą osobą, jaką znam.- komplementował mnie. Pokręciłam głową, patrząc na zegarek.
- Nie, ja nie potrzebuję.
- Wiesz… nie musisz się ukrywać z tym, że Cathy cię wkurzyła, wiem to. Też bym się zdenerwował, gdyby ktoś biegał po szkole i rozgłaszał, że idę na randkę z Niallem z One Direction.
- Ja nie idę na randkę! – burknęłam – I nie z Niallem, a z całym 1D. To im daję korepetycje, zadowolony? Też pójdziesz rozpowiedzieć? – jęknęłam, otulając szyję chustą.
Wiem, że praktycznie na niego nakrzyczałam, ale miałam już serdecznie dość tekstów wyssanych z palca na swój temat. Pierwszy dzień w szkole, a ja się coraz bardziej pogrążałam. Pech albo szczęście, zależy jak na to patrzeć. Max uniósł ręce do góry poddańczym gestem.
- Hej, spokojnie, nic nikomu nie powiem. Nie chcę się kłócić, jasne? Nie mam nic przeciwko twojej znajomości z nimi. To super sprawa, masz szczęście. I… baw się dobrze na korkach. – powiedział. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mówił z jakimś smutkiem w głowie.
- Oczywiście. Dzięki i do zobaczenia. – pożegnałam się z nim, zdając sprawę, że jestem spóźniona. Po raz trzeci w jednym dniu.
Iście sprinterskim tempem pokonałam całe boisko i wybiegłam zza zakrętu, by przejść przez mostek, nad którym piętrzył się szkolny zegar. Latem studenci podobno lubili spędzać tu czas na piknikach i pogawędkach. Było to właściwie wymarzone miejsce do nauki: drzewa, zieleń, strumyk, spokój. Nazywano to ogrodem, choć w sumie ogród to nie był.
Nie myliłam się, czterech kolegów już czekało na mnie pod jednym z drzew. Harry i Niall przechadzali się dokoła. Ze swobodnym uśmiechem podeszłam ku nim, Zayn poderwał się z ziemi i otrzepał marynarkę szkolną z trawy, a Inni się zatrzymali.
- Sorry za spóźnienie, kolega mnie zatrzymał. – wyjaśniłam, rozglądając się.
- Nie ma sprawy, dla ciebie mamy czas. – powitał mnie Niall.
- A jak wam się udały wagary? – podchwyciłam temat ciekawsko – Gdzie łaziliście?
- No, wiesz…- niepewnie zaczął Liam. To zawahanie w jego głosie było dziwne – Tak sobie spacerowaliśmy, żeby się tylko wyrwać z tych murów.
- Rozumiem, pomimo że to pierwszy dzień. – podsumowałam.
- Tak, ale aż takiego polotu do nauki to nie mamy. – włączył się Zayn.
- Ok., to może jedźmy już się pouczyć, co? – zaproponowałam, ciekawa, czyj dom wybrali.
- Jak chcesz. Na gramatykę zawsze mamy chęć. – wyjawił Harry słodko. – Albo i nie…..
- Wiem Hazz… ale sami chcieliście.
Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał Liam.
- To chodźmy, zaparkowałem na zewnątrz. – wskazał bramę wyjściową z terenu uczelni. – Chcesz siedzieć z przodu czy z tyłu?
- Obojętnie, jak wam pasuje.
- To będziesz koło mnie, hałastrę zamknie się z tyłu. A oto moje cudo… - włączył alarm w samochodzie. Automatycznie powiodłam wzrokiem do pięknego srebrnego Mercedesa, stojącego w cieniu drzew. Kiwnęłam głową z podziwem, mogłam się spodziewać, że stać ich na wypasione fury.
- Kurczę, w Polsce jeszcze nie mamy tego modelu. Przepiękny. – podeszłam bliżej i powiodłam dłonią po chłodnej masce samochodu. Chłopcy spojrzeli na mnie od razu.
- Fanka motoryzacji?
- No co ty nie powiesz….- stwierdziłam niedbale.- Trochę mam zainteresowań, jeszcze połowy o mnie nie wiesz. Jedziemy, muszę być w internacie na kolację. – przypomniałam.
- O to się nie martw, Li cię odwiezie. – uspokoił mnie Niall, biorąc mnie pod ramię.
- Ok.
Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Z tyłu stłoczyli się pozostali, a Liam zajął miejsce za kierownicą. Spojrzałam na stosunkowo pogodne niebo, nienaznaczone chmurami. Ten dzień mimo wszystko mógł się skończyć udanie, taką miałam nadzieję.
Uważnie obserwowałam drogę, którą jechaliśmy, żeby ją jakby co zapamiętać. Wytrwale i ciekawie wyglądałam jednak celu podróży, bo nikt nie chciał mi go wyjawić, jak na złość. Harry i Zayn o coś się z tyłu wykłócali, a Liam co chwilę na nich spoglądał w lusterku wstecznym, jakby w obawie przed uszkodzeniem przez nich tapicerki.
Po jakichś dziesięciu minutach Payne zwolnił i skręcił w małą uliczkę, na którą nie zwróciłabym uwagi, tak była ukryta wśród drzew. Było tu bardzo zielono. Po chwili moim oczom ukazała się wysoka brama i biały dom, który spokojnie można było nazwać willą czy rezydencją. Brama, zdobiona dokładnie i złocona, otworzyła się automatycznie kiedy podjechaliśmy. Z uwagą rozglądałam się dalej. Liam zakręcił na okrągły podjeździe, w centrum którego znajdowała się kunsztownie rzeźbiona fontanna, przedstawiająca pięć postaci z mikrofonami. Woda wlewała się z ich dłoni i mikrofonów, tworząc piękne złudzenie optyczne. Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
- Ładne co? – zagadnął Niall, pochylając się do przodu. – Zobaczysz dom ,to dopiero cudo.
- Piękne, ale… gdzie my jesteśmy?
- Zaraz się wszystkiego dowiesz.
Willa była nieskazitelnie biała, mury nie zostały naznaczone nawet najmniejszą skazą czy otarciem. Gdyby ktoś zapytał, powiedziałabym, że to nowoczesny pałac, przynajmniej takie odniosłam wrażenia z zewnątrz. Założyłabym się, że wnętrze było równie piękne, bo właściciel widocznie lubił przepych i luksusy.
- To wy na tej fontannie? – zagadnęłam przechodząc obok wraz z Zaynem i Niallem. Liam parkował właśnie samochód, ale szybko nas dogonił. Chłopcy się zaśmiali.
- Tak.
- To gdzie my jesteśmy? To dom któregoś z was, tak? Chyba możecie już powiedzieć, czuję się nieswojo nic nie wiedząc.
- Cierpliwości, tylko wejdziemy. – Zayn otworzył mi podwójne drzwi, ale i tak trochę się bałam wejść. Ogrom tego tajemniczego domu mnie przerażał.
Wnętrze całkowicie mnie nie zawiodło. Obszerny hol w starodawnym stylu tak mi się spodobał, że okręciłam się kilka razy wokół własnej osi, zanim się zatrzymałam. Wszystko – czerwone, wykładane aksamitem schody, złote poręcze, lamperie, boazeria, drewniane połyskliwe meble i wszystko inne – całość stanowiła obrazek jak nie z tej epoki, niespotykanie gustowny i kosztowny.
Po schodach schodziła właśnie niewysoka, ale dość szczupła kobieta w gustownym, ładnym łososiowym komplecie rodem z salonów „Valentino” , do którego nosiła też kolorową apaszkę. Jej krótkie, sięgające ramion proste włosy w kolorze ciemnego brązu, dopełniały idealnego ładu w wyglądzie właścicielki. Mogła mieć góra czterdzieści lat.
- Dzień dobry chłopcy…. – powitała ich. Jej ruchy były szybkie i zwinne. – O, dzisiaj z gościem….? Miło cię poznać, droga….
- Maddie. Znamy się ze szkoły. – przedstawiłam się uprzejmie, starając się skupić na niej, nie na wnętrzu domu, który aż prosił się aby go dokładnie obejrzeć.
- Witaj droga Maddie. – powtórzyła kobieta. – Jestem Miranda.
- Miło panią poznać. – odwzajemniłam uśmiech.
- Mira, cieszymy się, że się polubiłyście, ale…. Spieszy nam się, mamy ograniczony czas i plany. – powiedział grzecznie Harry. - Gdzie jest Lou?
- Na górze, w swoim pokoju. – oznajmiła – Czeka na was od rana, podobno ma jakieś nowe kawałki na płytę. Jest taki zapracowany, normalnie nie je, nie pije, tylko pracuje. – uśmiechnęła się do nas. – Idźcie, nie przeszkadzam. Będę w salonie, jak coś będziecie chcieli. – oznajmiła, znikając w bocznych drzwiach, tak szybko, jak się pojawiła. Samoistnie, do głowy nasunęło mi się pytanie : Kim jest Lou? Zadałam je na głos.
- Lou, a właściwie Louis, to nasz kolega, ostatni z zespołu. Jesteśmy w jego domu. – szepnął Niall. Echo tak się tu roznosiło, że i tak zabrzmiało to o wiele głośniej. – Zaraz was poznamy, nie martw się, nie gryzie.
- A później, moja droga Maddie, gramatyka. – Harold złapał mnie bezpośrednio za rękę i śmiejąc się, wbiegliśmy na schody, zostawiając innych w tyle. Liam, Niall i Zayn szybko się jednak ogarnęli i nas dogonili. Staliśmy w szerokim, długim korytarzu, z niezliczoną ilością drzwi po obu stronach. Naprawdę jak w pałacu. Nie wiedziałam nic o tym Louisie, ale jeśli dom odzwierciedla właściciela, to musiał mieć bogate wnętrze, dosłownie. Miałam sporo pytań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz